Jak przeżyć bessę i nie zwariować, część 5
Bessa to dla wielu inwestorów nieco wymuszony, ale za to pożyteczny i często niezbędny czas obejrzenia się w lustrze i dokonania pewnych zmian lub ulepszeń.
Bessa to dla wielu inwestorów nieco wymuszony, ale za to pożyteczny i często niezbędny czas obejrzenia się w lustrze i dokonania pewnych zmian lub ulepszeń.
Od wielu już lat namawiam osoby próbujące swoich sił na rynkach finansowych na wyjście z bańki przekonującej, że inwestowanie jest mądrzejsze niż spekulacja. Łatwo nie jest, zwłaszcza podczas trwającej nieco dłużej hossy, gdzie przy pomocy zgrabnie dobranych statystyk można pokazać, że najefektywniejszą metodą jest „kup i trzymaj” a nie szarpanie się z rynkiem, uciekając przed korektami, czy bessami.
W tym cyklu, przypomnę tylko, odczarowujemy bessę.
Tylko krótkie przypomnienie na wstępie: to kolejna część w mini cyklu, który ma za zadanie pokazać pewne korzyści bessy i pomóc poradzić sobie z nią w sensie mentalnym.
Gdybym sam miał wybrać zdarzenie tygodnia, to byłaby to czwartkowa sesja w USA, która zaczęła się głęboką wyprzedażą po gorszych od oczekiwań danych o inflacji, a skończyła silnym wzrostem.
Bessę należy konstruktywnie wykorzystać zamiast się nią jedynie zamartwiać – to motto tego wątku, które nakreśliłem szerzej w części 1.
Przestałem już liczyć która to bessa w moim życiu, ale jako weteran mam przynajmniej prawo do udzielania porad w tytułowym temacie.
Poniższa prezentacja jest uzupełnieniem -> wpisu sprzed kilkunastu dni, w którym omawiałem statystyki pokazujące różnice zmian portfela odzwierciedlającego indeks S&P 500 zależnie od tego, czy był nabywany przed czy po dołku bessy.
Poprzedni wpis, prezentujący wskaźnik dołka bessy w USA, zakończyłem obietnicą, że policzę go również dla naszej giełdy.
Oczywistym jest, że nikomu nie uda się zawsze zakupić portfela akcji, lub całego indeksu w formie ETF-a, w samym dołku bessy.