Poradnik dla tracącego inwestora/tradera, część 2
Aby poszukać zabezpieczeń przed sporymi stratami w giełdowym fachu, najpierw należy dokładnie zrozumieć jak i z jakiego powodu one powstają, co wcale nie jest dla wielu tracących takie oczywiste.
Aby poszukać zabezpieczeń przed sporymi stratami w giełdowym fachu, najpierw należy dokładnie zrozumieć jak i z jakiego powodu one powstają, co wcale nie jest dla wielu tracących takie oczywiste.
To będzie dość długi wątek i rozłożony na części siłą rzeczy, ale dotyczy ogromnie ważnego problemu, który wymaga należytej i głębokiej diagnozy. A jego osią będzie kwestia porażek w aktywnym inwestowaniu/tradingu.
Od czasu do czasu wraca temat, w jaki sposób powinno się podejść do inwestowania, jeśli ma się długoterminowe plany i ma już pewne zasoby finansowe. Wpłacić całą kwotę od razu, czy może podzielić całość na kilka-kilkanaście części i wpłacać systematycznie, np. co miesiąc. W tych dyskusjach ścierają się różne argumenty, w zależności choćby od tego, jaką mamy fazę rynku – czy szaleńczo rośnie, czy może trwa bessa.
Myślę, że nikogo nie trzeba przekonywać, że ludzie przywiązują nadzwyczajną uwagę do okrągłych liczb i poziomów. To dlatego w sklepach widzimy bardzo dużo cen zakończonych na „x,99”, a mało cen zakończonych na „x,01”.
W ostatniej części tego cyklu mały przykład praktyczny.
W poprzedniej części tego cyklu wstawiłem długą, choć niepełną listę szkodliwych, ciążących przekonań, które najczęściej można zaobserwować wśród mniej doświadczonych inwestorów i traderów. Dla kontrastu tym razem lista tych przekonań, które są jak najbardziej pożądane w tych fachu. To one powinny być wzorcami, to je należy dobrze zrozumieć i na nie przeprogramować w swoim umyśle te szkodliwe.
Tydzień temu zaproponowałem kontrowersyjną hipotezę: w pewnych okolicznościach brak płynności i transparentności inwestycji może pomóc inwestorowi.
Ten odcinek zawiera krótki poradnik tego, jak przeprogramować własne przekonania odnośnie inwestowania i tradingu na właściwe tory.
W segmencie inwestycyjnym popularna jest legenda miejska o badaniu, które przeprowadziła duża amerykańska firma finansowa, a z którego wynikało, że najwyższe stopy zwrotu osiągnęły rachunki inwestycyjne, których właściciele albo sobie o nich zapomnieli, albo zmarli.