Barbarzyńcy u bram
Musze przyznać, że podoba mi się to co dzieje się na rynkach. W ubiegłym roku ceny ropy (no właściwie kontraktów) spadają poniżej zera, pojawia się mnóstwo nowych graczy, którzy grę na rynkach traktują dosłownie jak grę. Nie ważne, co stoi za kursem, czy bankructwo (Hertz), czy mniej lub bardziej złożony algorytm (kryptowaluty), ważne, że w kupie siła i można zarabiać, zarabiać, kupować, kupować. Rozwój mediów społecznościowych sprawił, że wszelkiego rodzaju zbiorowe „naloty” są bardzo proste. Ma to dobre strony – wystarczy ogłosić zbiórkę dla potrzebujących, by już znalazł się milion, dwa, dziesięć na jakąś wyjątkowo skomplikowaną operację; ale ma też i mroczną stronę – wystarczy, że ktoś popełni błąd (świadomie, bądź nie), by sieciowi moraliści masowy zainicjowali hejt na Facebooku, wystawiali złe oceny w innych miejscach, dla fanu i beki rozjechali ofiarę. Wszystko zgodnie z zasadami opisanymi przez Ryana Holidaya, w „Zaufaj mi jestem kłamcą”. Nawet jeśli to była pomyłka, nikt się nie przejmuje przeprosinami, wyjaśnieniami, sprostowaniami. Z ofiary często zostają strzępy.