Przepowiednie zawsze w modzie, cz. 2
Z „show biznes”, jakim są przepowiednie, oddzielmy na chwilę ‘show’ i spójrzmy jak w słowach wspomnianego poprzednio Laszlo Birinyi’ego prezentuje się sam ‘biznes’.
Z „show biznes”, jakim są przepowiednie, oddzielmy na chwilę ‘show’ i spójrzmy jak w słowach wspomnianego poprzednio Laszlo Birinyi’ego prezentuje się sam ‘biznes’.
Czy to jedynie leniwy wakacyjny okres, czy może jakieś głębsze pobudki usadziły w szerokiej konsolidacji najważniejszy kompas giełdowego świata czyli indeksy amerykańskie?
Słońce wzeszło dziś na wschodzie a Harry Dent po raz kolejny w trwającej od sześciu lat hossie ostrzegł inwestorów przed giełdowym krachem.
Moja intuicja czuje się znacznie pobudzona, więc w ramach przerywnika od tradycyjnych tematów pozwolę sobie na kilka weekendowych obserwacji, których wspólny mianownik brzmi:
Przypomnę, że rozstrzygamy tym razem efektywność szukania źródeł ruchów cen z poprzednich sesji. I nie tylko.
Przełom roku to okres tradycyjnego wyśmiewania się ze skuteczności gospodarczych prognoz i cytowania Ezry Salomona lub Johna Kennetha Galbraitha, którzy mieli stwierdzić, że jedyną funkcją prognoz ekonomicznych jest polepszanie wizerunku astrologii.
W dwóch ostatnich moich notkach na blogach bohaterem był indeks S&P500, z których jedna zawierała sygnał, iż kwestią czasu są nowe prognozy dla amerykańskich indeksów. Rzeczywistość okazała się łaskawa. Sieć i media branżowe obiegła prognoza analityków Morgan Stanley, którzy ulokowali S&P500 na 3000 pkt.
Wizyta S&P500 nad historycznym poziomem 2000 pkt. nie wzbudziła większych emocji. Można spekulować, czy to wynik długiego flirtu amerykańskiego indeksu z psychologicznym poziomem, czy może przyzwyczajenia do trendu wzrostowego i zwyczajnego znieczulenia na nowe rekordy. Nie można jednak pominąć pytania: co dalej?
Na piątkowej sesji kibicowałem sobie akcjom KGHMu, które po kilku miesiącach spadły ponownie do poziomu 110 złotych, a dodatkowo kształt na wykresie sugerwał, że to wcale może nie być koniec spadków.
Unikam bezsensownego prognozowania, co nie oznacza, że nie tworzę prawdopodobnych (według mnie) scenariuszy, tego co może się zdarzyć na rynku i dostosowanych do tego działań. Bezsensowne prognozy to według mnie takie, które precyzyjnie próbują podać daty i konkretne zdarzenia. Czyli – Wig20 na koniec roku, czyli 31 grudnia wyniesie „ęć” punktów. Te, które w mojej opinii mają sens to próba zrozumienia zdarzeń, jakie mogą nastąpić, w wyniku takich czy innych działań i pojawiających się czynników. W zależności od trafności rozpoznania tych zewnętrznych zdarzeń (i ich siły), możemy w trakcie całego okresu prognozy korygować nasze postępowanie.