Kupowanie dołków, część 1
Strategia kupowania dołków zawsze była popularna, choć obrosła wieloma mitami i legendami, z którymi warto się zmierzyć.
Strategia kupowania dołków zawsze była popularna, choć obrosła wieloma mitami i legendami, z którymi warto się zmierzyć.
Czy w ogóle ustalenie tego, czy rynek ma rację (lub nie) ma jakiekolwiek praktyczne znaczenie dla inwestorów?
Bessę należy konstruktywnie wykorzystać zamiast się nią jedynie zamartwiać – to motto tego wątku, które nakreśliłem szerzej w części 1.
Po raz kolejny wpadła mi w oczy jakaś broszura, która wytyka inwestorom błąd nie stosowania dywersyfikacji w ich inwestycjach.
Detaliczni inwestorzy są uważani za dawców kapitału na giełdzie, a spijający tę śmietankę to „rekiny” rynku, czyli pociągający sznureczki z banków i funduszy.
Komputer inwestujący według metody Warrena Buffeta zarobił 30,8 proc. rocznie – pisze Tobias E. Carlisle w książce „Deep Value: Why Activist Investors and Other Contrarians Battle for Control of Losing Corporations”.
Na zakończenie jeszcze jedna kwestia, o przybliżenie której zostałem poproszony przez dwóch naszych Czytelników.
Nie będzie to wpis o podrabianych pieniądzach, zmyślonych informacjach czy też sprokurowanych dokumentach.
Moja własna obserwacja giełdowa: „Po podejściu do strat poznasz klasę inwestora czy tradera”.