Wykres dnia: Trend na rynku pracy w USA
W pierwszych komentarzach piątkowe dane z rynku pracy w USA zostały okrzyknięte lepszymi od oczekiwań, ale w zakończonym tygodniu to Fed miał więcej powodów do radości niż szukający zatrudnienia.
W pierwszych komentarzach piątkowe dane z rynku pracy w USA zostały okrzyknięte lepszymi od oczekiwań, ale w zakończonym tygodniu to Fed miał więcej powodów do radości niż szukający zatrudnienia.
Czy na GPW działa co roku wypowiadane magiczne zaklęcie wzięte z amerykańskiej tradycji giełdowej, czyli „Sell in May and go away”?
Idea, że „media ogłupiają ludzi” nie jest ani nowa ani niszowa. Zwolenników takiego podejścia można znaleźć w różnych obozach ideologicznych i w różnych grupach społecznych.
W ostatnich miesiącach zwróciłem uwagę na sygnały (z badań naukowych) wskazujące na konkretny mechanizm, w których „media ogłupiają ludzi” czyli przekazują im wykrzywiony obraz rzeczywistości. Od mniej więcej 1970 roku można zaobserwować wyraźny wzrost negatywnego sentymentu zarówno w prasie jak i w publikacjach książkowych. Piszę o państwach Zachodu, przede wszystkim USA, bo to teksty (prasowe i książkowe) z tego regionu badano.
Nie bez powodu to właśnie o narracje tu chodzi, to przecież one, te małe i wielkie, rządzą rynkami, spinając w jedno nastroje, AT, AF i interpretacje informacji z i spoza rynków.
Kiedy ludzie nie mają wyboru, życie jest wręcz nie do zniesienia. Ponieważ liczba dostępnych wyborów wzrasta – tak jak się to dzieje w naszej kulturze konsumpcyjnej – autonomia, kontrola oraz wyzwolenie wniesione przez tę różnorodność są potężne i pozytywne. Ponieważ jednak liczba wyborów ciągle rośnie, zaczynają się pojawiać negatywne aspekty posiadania wolności wyborów. Liczba możliwości dalej wzrasta, te negatywy eskalują, aż w końcu jesteśmy nimi przeciążeni. W tym miejscu wybór wcale już nie uwalnia, ale osłabia. Można nawet rzec, że tyranizuje.
Powyższy fragment książki Barry’ego Schwartza „Paradoks wyboru” wydał mi się doskonałym początkiem rozważań dotyczących tego, czy pasywne inwestowanie, jest do pogodzenia z naszą naturą. W dużym uproszczeniu, czy idea „pasywnego inwestowania” jest faktycznie tak banalna i prosta, że możemy nasze pieniądze w ten sposób lokować i zupełnie nic nie będzie się z nami działo. A przynajmniej nic z tego, o czym się mówi w kontekście aktywnej spekulacji rynkowej, czyli o tych wszystkich emocjach, frustracjach, niepokojach będących konsekwencją konieczności dokonywania ciągłych wyborów, utrzymywania dyscypliny, przestrzegania ustalonych przez siebie zasad i planów. Po prostu inwestujemy, kładziemy na wiele lat nogi na stole, a pieniądze same rosną. Czyż nie?
Niestety idea pasywnego inwestowania ma bardzo słaby punkt i jesteśmy nim my sami.
W dużym uproszczeniu można podzielić inwestorów na dwie grupy: tych, którzy uważają, że w inwestowaniu wszystko jest oczywiste i tych, którzy uważają, że w inwestowaniu bardzo rzadko spotyka się klarowne sytuacje.
Ta druga grupa traktuje proces inwestycyjny jako układanie wachlarza możliwych scenariuszy i próbę odgadnięcia czy aktualna wycena rynkowa niedoszacowuje albo przeszacowuje szanse na zrealizowanie się, któregoś z nich albo efekty takiej realizacji.
Jest jedna firma na Wall Street, która działa na innej zasadzie niż pozostałe. Wszystko co zarobi jest oddawane klientom w postaci niższych opłat za zarządzanie ich pieniędzmi. A decyzję, by oddać zysk inwestorom, zamiast zatrzymać we własnej kieszeni, podjął jej założyciel John „Jack” Bogle.
W minionym tygodniu dostaliśmy dane za 1 kwartał o marnych odczytach PKB w UE (o włos od minusa), a przede wszystkim o znacznie słabszym do oczekiwań PKB w USA.
W niezwykle pouczającej książce o nieco zaskakującym tytule „Złudzenia, które pozwalają żyć”, autorzy przytaczają niesamowicie zaskakujące wyniki takiego oto badania:
Od kilku dni bardzo mnie swędzi klawiatura, by bez autocenzury skomentować debatę na temat stanu polskiego rynku kapitałowego, ale odnotuję tylko, że to kolejna debata na temat pobudzenia polskiego rynku kapitałowego, z której nic nie wyniknie.