Traderzy, których nie znamy

Dla traderów towarowych takich jak Rich, którzy nie bali się ryzyka i chcieli robić interesy z każdym, było to idealne środowisko. Lewicowy rząd nacjonalizuje przemysł? Traderzy chętnie pomogą mu sprzedać towary. Prawicowy rząd przejmuje władzę w wyniku wojskowego zamachu stanu? Cóż, on również będzie potrzebował pomocy w sprzedaży towarów.

Świat nie jest czarno-biały. Nieustanie się zmienia, również dzięki tym, którzy łamią dotychczasowe zasady, przełamują granice, działają na krawędzi lub poza prawem. Nie chodzi o usprawiedliwianie tego rodzaju działań, tylko o zrozumienie mechanizmów. Możemy się fascynować opowieściami o dawnych traderach, w rodzaju Jessiego Livermore’a (Wspomnienia gracza giełdowego), ale wiele zachowań i transakcji, które wówczas poruszały społeczność finansową dziś ocenilibyśmy jednoznacznie, jako manipulację lub wykorzystywanie przewagi rynkowej. Gdy czytam Pieniądz Emila Zoli, opowiadający o francuskiej giełdzie z XIX wieku, widzę tam wiele podobieństw ze współczesnością (o czym napisałem w posłowiu do nowego wydania), ale z drugiej strony widzę też, dlaczego powstawały pewne regulacje i rozwiązania, które dziś wydają się nam oczywiste i istniejące „od zawsze”. Co więcej rynek finansowy, a zwłaszcza rynek kapitałowy właśnie przez ogrom regulacji nie jest już tym najbardziej innowacyjnym. Instytucje unikają pewnych ryzyk, a ci, którzy potrzebują adrenaliny, nowych wyzwań i kreatywności spoglądają w zupełnie nowe obszary, co najlepiej pokazał w ostatnich latach boom na rynku kryptowalut. Tam gdzie jeszcze nie ma regulacji jest mnóstwo przestrzeni na kreatywność.. oraz oszustwa, przekręty, nadużycia, manipulacje.

Czytaj dalej >

Różowa hossa

Kiedy członkowie klas wyższych konsumują estetyczne towary z „niższej półki”, istotne jest, żeby czynili to z ironią – by każdy wiedział, iż orientują się, że są to rzeczy w złym guście. To jest sedno kiczu. Taki ironiczny dystans pozwala im się cieszyć poślednimi towarami, unikając skażenia niższością, jaka się kojarzy z ich konsumpcją. […] Konsument kiczu – głównie przez demonstrację przesadzonego stylu konsumpcji – daje wszystkim do zrozumienia, że „robi sobie jaja”, a tym samym zachowuje poczucie wyższości lub wyróżnienia, które uszlachetnia lub „estetyzuje” konsumowane przezeń towary.

Kilka tygodni temu zobaczyłem trailer fimu Barbie. Wyglądał intrygująco i prowokacyjnie. Zamiast głupawej komedyjki, pełnej różu, uśmiechniętych i lalkowatych kobiet, wyglądało na to, że produkcja będzie bardzo ironiczna, bardzo krytyczna wobec trendów współczesnego świata i oczywiście bardzo przewrotna i skłaniająca do refleksji. Pomyślałem, że chętnie bym obejrzał ten film. Niemal w tej samej chwili pojawiła się kolejna myśl – to naprawdę genialny zabieg marketingowy. Wyprodukować pełnometrażową reklamówkę produktu sprzedawanego od 1959 roku, opakować ją w bunt i kontrkulturę i patrzeć, jak rosną słupki sprzedaży. Głupie komedyjki już nie sprzedają tak bardzo. Ale komedie będące przewrotną satyrą na rzeczywistość, bardzo sprzedają.

Czytaj dalej >

Wiedziałem, że tak będzie

Trzydziestego pierwszego sierpnia 1976 roku w Stanach Zjednoczonych zadebiutował fundusz indeksowy, którego twórcą był John C. Bogle, wielki admirator inwestowania pasywnego. Dwa tygodnie wcześniej, w nieco innej rzeczywistości – w Polsce, rząd Piotra Jaroszewicza wprowadził kartki na cukier. Choć można uznać, że był to problem wyłącznie gospodarki socjalistycznej, to w rzeczywistości było to pokłosie globalnego kryzysu na rynku żywności, w tym właśnie cukru, którego cena wyjątkowo gwałtownie wzrosła (Słodkie wspomnienia).

To nie  był jedyny produkt, którego cena na rynku amerykańskim wówczas oszalała, co miało wyraz we wskaźnikach inflacji.

Czytaj dalej >

Bank to nie ludzie

W swoich ostatnich tekstach Trystero porusza temat walutowych umów kredytowych udzielanych przez polskie banki – w kontekście masowego dochodzenia roszczeń przez niezadowolonych klientów. Z pomocom klientom przychodzą sądy oraz ostatnio TSUE. Temat jest o tyle interesujący, że obie strony wydają się mieć swoje za uszami. Banki – stosując niedozwolone, pokrętne i często niezbyt uczciwe zapisy w umowach, dzięki czemu od samego początku były na wygranej pozycji. Klienci zaś – bo chętnie korzystali z kredytów frankowych, zupełnie się nie licząc z ryzykiem walutowym przy obliczaniu zdolności kredytowej i wysokości rat lub go nie rozumiejąc. A gdy to ryzyko wreszcie się urzeczywistniło, postanowili przypomnieć bankom, że jednak umowy nie były rzetelne.

Czytaj dalej >

Sztuka zarabiania miliardów na Wall Street

Założona w 1999 r., u progu krachu bańki internetowej, firma z Wall Street Guggenheim Partners ma dziś 2400 pracowników i 325 mld USD zarządzanych aktywów. Kluczem do błyskawicznego wzrostu była nazwa firmy będąca najpotężniejszą marką na świecie na rynku sztuki. Tak twierdzi Dirk Smillie w książce „The Business of Tomorrow: The Visionary Life of Harry Guggenheim: From Aviation and Rocketry to the Creation of an Art Dynasty”.

Czytaj dalej >

Tajemnica warszawskiego bogacza

Choć jego imieniem do dzisiaj nazywa się cześć Warszawy to nie powstała o nim żadna książka. W efekcie mało kto zdaje sobie sprawę jak ledwo potrafiący się podpisać biznesmen był w stanie w stolicy Polski zbić fortunę. Sporo ciekawych informacji na jego temat znajdziemy za to w wydanej przez Oxford University niszowej, akademickiej publikacji Cornelii Aust „The Jewish Economic Elite: Making Modern Europe”.

Czytaj dalej >

Jednostkowe zdarzenia

W swojej książce na temat tamtego meczu Monty Newborn pisze, że akcje IBM-u wzrosły o równowartość 3,31 miliarda dolarów w czasie niewiele dłuższym od tygodnia, a był to tydzień, w którym pozostałe akcje z indeksu Dow Jones znacząco spadły.

[…]

Ponownie rzuciłem Deep Blue wyzwanie, chcąc się zrewanżować, ponieważ jak sądziłem, zasłużyłem na to, zwyciężywszy w pierwszym i przegrawszy w drugim meczu. Chciałem zagrać w neutralnych warunkach i przekonać się, czy będę potrafił zwyciężyć z tym komputerem, grając normalne szachy. Nie szachy antykomputerowe, lecz szachy Kasparowa.

Oczywiście nigdy do tego nie doszło. Deep Blue nie rozegrał już ani jednej partii. Trochę rozumiem ludzi, którzy mówią, że IBM dostał już to, czego chciał – gigantyczną reklamę i wzrost wartości akcji o 11,4 miliarda dolarów w zaledwie tydzień. Jeśli zgodnie z tym, co mówili, cały projekt kosztował IBM mniej więcej 20 milionów dolarów, jest to naprawdę godny pozazdroszczenia zwrot z inwestycji – nawet gdyby tylko ułamek tych miliardów wynikał z meczu. Przegrana ze mną w rewanżu byłaby kłopotliwa, a nawet gdyby znowu wygrał Deep Blue, to przecież nikt nie pamięta, kto był drugim zdobywcą Mount Everestu.

Później tego wieczoru jechałem windą w Plazie z Charlesem Bronsonem. Po wymianie wzajemnych uprzejmości powiedział: „Pech!”. Odpowiedziałem: „Zgadza się, następnym razem bardziej się postaram”. Pokręcił głową i powiedział: „Nie dadzą panu szansy”. Miał rację.

Doskonale czyta się opis zmagań Garri Kasparowa podczas meczu szachowego z Deep Blue, należącego do IBM, w jego najnowszej książce Ostatni bastion umysłu. Przy czym nie chodzi o samą rozgrywkę szachową, tylko to co działo się wokół samego meczu, oraz to, w jaki sposób człowiek, próbował zrozumieć algorytm maszyny (zaprogramowanej przez innych ludzi, co ma niebagatelne znaczenie). Jako obserwatorzy rynków wszyscy wiemy, jak często po jednostkowym wydarzeniu pojawiają się mediach nagłówki w tym rodzaju, o jakim pisze Kasparow – „akcje IBM wzrosły po pokonaniu człowieka w partii szachów”, „Kurs CD Projektu spadł o ponad 6 proc. Giełda bardzo nerwowo zareagowała na wieść o rozstaniu firmy z Konradem Tomaszkiewiczem.” Kochamy narrację, nawet tam gdzie nie ma ona sensu. Pisał o tym Daniel Kahneman, wspomina również (w odniesieniu do analiz rozgrywek szachowych sam Kasparow).

Czytaj dalej >

Sprzedam, ale nie za wszelką cenę

Jestem przekonany,  ze wielu czytelników ma takie doświadczenie. Być może wiąże się ono z pojedynczą sesją, być może jest rozciągnięte na kilka dni. Żeby było nam łatwiej zrozumieć, zobaczmy, jak wygląda to w krótkim terminie.

Od pewnego już czasu przyglądamy się jakiejś inwestycji. Wszystko jedno, czy to są akcje, waluty, surowce czy kryptowaluty. W każdym razie minął już jakiś czas od naszego pierwszego pomysłu „powinienem kupić”. Z tym, że – ku naszemu niezadwoleniu – kurs jest wyżej. Wyraźnie wyżej. Frustrujemy się tym i przekonujemy siebie samych, że poczekamy, aż choć trochę spadnie. Kahneman i Tversky mieliby w tym momencie dużo do powiedzenia o efekcie kotwiczenia. Pierwsza cena stanowi dla nas ważny punkt odniesienia, i jeśli kurs jest wyżej uznamy, że jest „za drogo” i czekamy, aż zbliży się do poziomu kotwicy. Przy czym odległość od kotwicy, zależy w części od zmienności rynku. Inne „za drogo” będzie w przypadku, gdy kurs na który polujemy odjedzie nam dwadzieścia procent, a inne, gdy będzie to pięć procent.

Czytaj dalej >

16 kwietnia 1991

Trzydzieści lat temu, na Giełdzie Papierów Wartościowych debiutują pierwsze spółki: Exbud, Tonsil, Krośnieńskie Huty Szkła “Krosno”, Śląska Fabryka Kabli, Próchnik. Nie istnieje oficjalna Ceduła Giełdowa z tej sesji. Pierwszy numer tego oficjalnego biuletynu giełdowego ukazał się dopiero po sesji 27 sierpnia.

Czytaj dalej >

Trzydzieści lat

12 kwietnia 1991 roku powstaje Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie, cztery dni później ma miejsce pierwsza sesja. Wielu z nas, jeszcze wówczas się zupełnie tym nie interesowało – ot powstała jeszcze jedna instytucja, dla której nie było miejsca w gospodarce socjalistycznej, a która dla wielu uważana jest za serce kapitalizmu i gospodarki rynkowej. Może w warunkach Polskich to serce wciąż jest maleńkie i nie ma tak dużego znaczenia, niemniej w ciągu tych kolejnych trzech dekad przyciągnęło do siebie mnóstwo niesłychanie różnych osób.

Czytaj dalej >