Wykresonomia
Od stu dwudziestu pięciu lat nieprzerwanie wypłacamy dywidendę. Od dwudziestu pięciu lat jej poziom systematycznie wzrasta. Nasz wskaźnik zysku na jedną akcję jest wyjątkowy – tak prezentuje się inwestorom jedna ze spółek notowana na nowojorskiej giełdzie. W naszych warunkach wygląda to na strasznie nudny przekaz, ale być może tak właśnie powinna wyglądać komunikacja firm z branż, które nie są zaliczane do modnych, gorących, obiecujących i rewolucyjnych.
W poprzednim tekście, na przykładzie inwestycyjnej kariery Billa Millera, zwróciłem uwagę na wspierany przez media biznesowe cykl atrakcyjności strategii inwestycyjnych i zarządzających, który sprawia, że wielu inwestorów powierza im swoje środki na szczycie inwestycyjnych wyników.
Od kilku dni krąży po sieci wielce poruszający wyobraźnię wykres więc nie możemy być gorsi i go zignorować.
Jeszcze raz sięgam do swojego banku algorytmów po jednodniową, ale tym razem bardziej bazującą na wybiciach w trendzie strategię spekulacyjną na rynku kontraktów terminowych.
Cliff Asness w inspirującym artykule o 10 inwestycyjnych ideach, które go najbardziej irytują wspomniał o 3-5 letnim horyzoncie czasowym, na podstawie którego wielu inwestorów dokonuje wyborów dotyczących alokowania aktywów, strategii inwestycyjnej i zarządzającego funduszem.
Joshua Brown – inwestor i doradca inwestycyjny prowadzący bloga The Reformed Broker – napisał tekst podkreślający zalety dostępu, dzięki takim kanałom jak Twitter, do wytwarzanych przez inwestorów informacji stanowiących swego rodzaju mikro-analizy inwestycyjne.
Zacznijmy od prostego pytania: czy chciał(a)byś aby twoje dzieci były uczone podstaw finansów w szkole państwowej?
Jakiś czas temu, trafiłem na recenzję książki – jednej z klasycznych pozycji dotyczących rynków finansowych, wydanej co prawda blisko dwadzieścia lat temu, ale recenzent – absolwent uczelni ekonomicznej nad nią się z jakichś powodów pochylił. W tejże recenzji (w gruncie rzeczy pozytywnej) pojawiło się takie stwierdzenie:
„stare przedruki wykresów i przykłady sprzed 20 lat nie wyglądają zachęcająco, a skomplikowane wzory już dawno zastąpiły programy komputerowe.”
Czasy, w których o biznesie internetowym mówiło się, że nie musi zarabiać, bo liczy się kilkalność, a zasady gospodarki zmieniły się bezpowrotnie, dawno już minęły. Oczywiście, gdzieś tam powstanie kiedyś jakaś nowa hossa, której apologeci będą mówić o nowym paradygmacie i całkowicie odmiennym podejściu do biznesu, w którym nie trzeba zarabiać, ale na razie póki co nie musimy się tym przejmować. Doceniane są firmy, które poza obietnicami zarabiają.