Strata – i co dalej?, część 8
W kolejnej części zrobię coś, czego robić nie powinienem, ale jak wcześniej wspominałem – nie będę udawał, że to coś nie istnieje.
W kolejnej części zrobię coś, czego robić nie powinienem, ale jak wcześniej wspominałem – nie będę udawał, że to coś nie istnieje.
Na blogach, ale też często na naszym koncie twitter’owym, raz na jakiś czas – ostatnio częściej – niemal rytualnie odliczamy kolejne wskaźniki, które ostrzegają przed recesją w USA. Chyba jeszcze nigdy nie odnotowaliśmy wskaźnika Chicago Fed National Activity Index.
W poprzednim tekście skupiłem się na jednym z argumentów za dywersyfikacją geograficzną: możliwości uniknięcia ryzyka, że lokalny rynek inwestora będzie miał wieloletni okres wyraźnej słabości.
Kolejna garść porad dotyczących tego, jak radzić sobie ze stratami w namacalny sposób.
W 2010 roku Vitaliy Katsenelson opublikował książkę, która kilka lat później ukazała się pod polskim tytułem „Jak zarabiać na rynku, który zmierza donikąd”. Choć jest to w zasadzie książeczka dotycząca analizy fundamentalnej i pewnego prostego podejścia do wycen, to punktem wyjścia do rozważań w niej jest przekonanie autora, że oto znów nadszedł czas wieloletniego trendu bocznego. Według jego wyliczeń przeciętnie trend boczny na rynku amerykańskim trwa 17 lat. Naturalnie w tym czasie mają miejsce cykliczne hossy i bessy i o nich należy pamiętać budując portfel.
Okres relatywnie słabszej postawy warszawskiego rynku giełdowego oraz oznaki więdnięcia tego rynku (czego sygnałem jest wysychająca płynność zwłaszcza w segmencie małych i średnich spółek) zachęcają polskich inwestorów do rozważenia idei dywersyfikacji geograficznej.
Stara teoria Dow’a wysyła ostrzeżenie, iż hossa nie jest tak dobrze ufundowana, jaką wskazują szybujące na maksimach amerykańskie indeksy. Naszym wykresem na niedzielę jest DJ Transportation Index.
W poniższym wpisie kolejna praktyczna podpowiedź, która może pomóc w zarządzaniu pozycjami/portfelem w czasie strat, choć nie każdemu przypadnie do gustu.
Wyobraźmy sobie spółkę, która posiada aktywa o wartości 100 000 pln. Na razie nie ma znaczenia co to są za aktywa, w każdym razie znalazł się chętny na jej odkupienie od dotychczasowego akcjonariusza. Żeby było prosto za dokładnie 100 000 pln. Umowa zostaje podpisana jest tylko jeden kłopot, o którym być może wiedzą od samego początku zarówno kupujący, jak i sprzedający. Otóż nabywca nie śmierdzi groszem. Krótko mówiąc nie ma owych 100 000 pln. Ale przecież w spółce, którą kupuje jest owe 100 000. Dotychczasowy właściciel postanawia więc wypłacić sobie 100 000, w końcu za tyle sprzedaje spółkę i sprawa jest załatwiona. Transakcja została zawarta.
Dziś temat nieco wakacyjny. Lipiec 2019 roku przynosi 50 rocznicę lądowania członków misji Apollo 11 na Księżycu. Szumu jest sporo. Nawet tygodnik Barron’s zamieścił tekst na ten temat. Wydawcy książek i producenci filmów odpowiedzieli adekwatnie do okrągłości rocznicy, ale patrząc na komercjalizację – bez wątpienia największego osiągnięcia człowieka jako gatunku – możliwości inwestycyjne wypadają zwyczajnie blado.