Wykres dnia: powtórka z 2008
Jeśli część czytelników ma wrażenie, że skala emocji, rozgardiaszu na rynku akcyjnym przypomina tę z globalnego kryzysu finansowego (2007-2009) to intuicja ich nie zawodzi.
Jeśli część czytelników ma wrażenie, że skala emocji, rozgardiaszu na rynku akcyjnym przypomina tę z globalnego kryzysu finansowego (2007-2009) to intuicja ich nie zawodzi.
Wall Street ma powody do świętowania, a dokładniej inwestujący na amerykańskim rynku technologicznym, który już w końcówce kwietnia znalazł się na plusie w perspektywie year-to-date. Prawdą jest, iż nie odrobił całości strat związanych z pandemią, ale dolar zainwestowany w Nasdaqa Composite 1 stycznia znów przynosi zyski. I znów przypomina, że będąc w Polsce trzeba jednak szukać swojej szansy na rynkach zagranicznych.
Ostatnie dwa dni przejdą do historii rynku akcyjnego. S&P 500 zanotował specyficzną kombinację sesji: piąty największy spadek w historii (-9,51% w czwartek) utorował drogę dziesiątemu największemu wzrostowi w historii (9,29% w piątek). W międzyczasie, S&P 500 najszybciej w historii przeszedł od historycznych szczytów do bessy.
Powoli zbliżamy się do końca kolejnego miesiąca, który – z pewnej perspektywy – można uznać za domknięcie drugiego roku w trendzie bocznym. Nuda i niska zmienność nie byłby czymś złym, gdyby dwuletnie zawieszenie uznać za konsolidację. Naprawdę jednak kondycja rynku blue chipów jest znacznie gorsza. Poza kilkoma rodzynkami WIG20 zmienił się w koszyk spółek, którym bliżej do zachowań śmieciowych niż miana blue chipów. Prestiż okazał się pułapką zastawioną na inwestorów, która zwykle czeka w gronie spółek o znacznie mniejszej kapitalizacji. Z prestiżu WIG20 zostało gruzowisko.
Wielkim optymizmem napawają mnie prognozy analityków przewidujące, że w tym roku należy nam się wreszcie odbicie w górę na GPW.
Po poprzedniej symulacji, pokazującej zmiany indeksu S&P500 podczas sesji w zależności od miejsca otwarcia rynku, dostałem pytanie o ten sam efekt na innych rynkach.
Moda na inwestowanie dywidendowe trwa już od kilku lat. Spółki prowadzą coraz częściej stabilną i przewidywalną politykę dzielenia się osiąganymi zyskami ze swoimi akcjonariuszami. Wiele z nich widzi, że inwestorzy zwracają na ten element baczną uwagę. Można nawet powiedzieć, że krótkoterminowych spekulantów wyparli na rynku długoterminowi akcjonariusze.
Nadzieje na to, że PPK staną się kołem zamachowym przyszłej hossy na warszawskiej giełdzie są ogromne. Na razie aktywa funduszy nie imponują, ale pierwsze prezentowane już wyniki owszem. Podczas gdy od września WIG20 stracił na wartości około 4 procent, zaś mWIG40 wzrósł nieco ponad procent pierwsze fundusze funkcjonujące w ramach programu PPK zyskały nawet kilkanaście procent. Naturalnie próba oceny przyszłej skuteczności zarządzających na podstawie okresu trzymiesięcznego i znikomych aktywach nie ma większego sensu, niemniej trzeba pamiętać, że potencjał marketingowy takiego wyniku jest ogromny.
Stwierdzenie „giełda to nie to samo co gospodarka” przypomina inną formułę ze świata finansów „wysokie historyczne stopy zwrotu nie gwarantują zysków w przyszłości”. Teoretycznie, nawet początkujący inwestorzy znają te stwierdzenia. Być może mogliby je wyrecytować obudzeni w środku nocy. Praktycznie, większość inwestorów przez większość czasu ignoruje wspomniane opinie.
Wydarzeniem ubiegłego tygodnia na GPW było ogłoszenie przez PKN Orlen (spółkę naftową) wezwania na 100% akcji Energi (spółki energetycznej) i reakcja inwestorów na tę decyzję. Piątkową sesję akcje PKN skończyły 6% niżej a kapitalizacja spółki zmniejszyła się o 2,3 mld złotych.