Czy uwierzysz w kolejne dwa lata hossy?
Inwestorom na rynku polskim trudno mówić o kolejnych latach hossy, ale na progu nowego roku gracze szukający swojej szansy na rynkach zagranicznych muszą zadawać sobie poważne pytania.
Inwestorom na rynku polskim trudno mówić o kolejnych latach hossy, ale na progu nowego roku gracze szukający swojej szansy na rynkach zagranicznych muszą zadawać sobie poważne pytania.
Wczorajsza podwyżka stóp procentowych w USA zdaje się być krokiem do normalizacji polityki monetarnej w USA, ale wiele wskazuje na to, iż przed nami – zwłaszcza w skali globu – jeszcze wiele lat „nienormalności”.
Po piątkowej sesji DJIA znalazł się w bezpośredniej konfrontacji z poziomem 20000 pkt.
Po dzisiejszej konferencji władz monetarnych w Europie rynki wejdą w okres przygotowania się na prawdopodobnie ostatnie ważne wydarzenie tego roku, jakim jest grudniowe posiedzenie Federalnego Komitetu Otwartego Rynku. Powoli można zatem szukać wstępnych podsumowań roku – na szersze przyjdzie czas w styczniu wraz z naszymi corocznymi prognozami.
Nasz wykres na niedzielę dotykał listopadowych zwyżek na amerykańskim rynku (i spadków w jednym, specyficznym segmencie). Spróbujmy zatem spojrzeć na rajd prezydencki w USA przez pryzmat tego, co właściwie rynek mógł lub próbował zdyskontować.
Kiedy Wall Street szybuje na rekordach wszech czasów, a Europa mierzy w tegoroczne maksima, WIG20 wchodzi w ostatnie sesje listopada tracąc 0,9 procent. Słabość rynku na progu grudnia musi wywoływać pytania, czy tym razem Mikołaj zawita na GPW i pozwoli zmienić tegoroczną stratę WIG20 o 2,8 procent na chociaż minimalny plusik.
Zamieszanie, jakie pojawiło się na rynkach po wyborach amerykańskich zdaje skupiać się na relacji pomiędzy aktywami amerykańskimi i aktywami z rynków wschodzących. Przez uderzenie podaży w dług, waluty i akcje emerging markets łatwo przegapić dynamiczne umocnienie dolara do ważniejszych walut, które nie może być ignorowane.
Na rynkach trwa festiwal interpretacji zachowań poszczególnych segmentów w kontekście nachodzącej zmiany politycznej w USA. Obligacje będą miały się tak, waluty inaczej, a poszczególne akcje jeszcze inaczej. Poziom szczegółu, jakiego sięgają niektórzy interpretatorzy sięga farsy. Dlatego zadajmy sobie pytanie, czy naprawdę ma to jakiś sens?
Wyborcza gorączka w USA powoli przechodzi – przynajmniej w niektórych środowiskach – w powyborczego kaca, więc jako antidotum na medialny szum proponuję spokojne spojrzenie na to, co do końca roku będzie ogniskowało uwagę rynku i już na starcie mówię, iż nie będzie to prezydentura Donalda Trumpa.
Kiedy niemal cały świat zdaje skupiać się na wyborach prezydenckich w USA, a rynki podnoszą zmienność próbując skokowo wycenić nowe prawdopodobieństwa wyników wyborów, w tle dzieją się rzeczy, które będą miały znacznie ważniejsze konsekwencje dla giełd niż to, kto zostanie kolejnym mieszkańcem Białego Domu. Witajcie w świecie rosnącej inflacji.