Volkswagen: Przykład ryzyka i złożoności
Kłopoty akcjonariuszy Volkswagena są dobrą okazją do przypomnienia o konieczności dywersyfikacji.
Kłopoty akcjonariuszy Volkswagena są dobrą okazją do przypomnienia o konieczności dywersyfikacji.
Zajmowanie się giełdą powoduje, iż po kilkunastu latach można nabrać szacunku do cykli i trendów. Coraz mniejsze wrażenie robią mocne przeceny, a w krachach upatruje się pozytywnej zmiany. Skoro – toutes proportions gardées – politycy mogą traktować wojnę, jak część biznesu, to dlaczego my, nie mielibyśmy czekać z nadzieją na krach?
Stała obecność na rynku powoduje, iż w pewnym momencie zaczyna chodzić się na skróty. Ogląda się raczej ulubione wskaźniki i przywiązuje do indeksów, które wcześniej oglądaliśmy. Proces jest zrozumiały i stosunkowo łatwo wytłumaczalny. Wykresy, które oglądamy każdego dnia rozumiemy lepiej i dokładniej pamiętamy konteksty przesileń. Dlatego czasami warto wyjść z pudełka własnych ograniczeń i spojrzeć na świat przez inny wskaźnik. Dobrym przykładem jest dolar i jego siła do innych walut.
Wyznam, iż nie lubię notek, które mają pytanie w tytule. W takich wypadkach autor, analityk i dziennikarz popełniają grzech pychy zakładając, iż ktoś poświęca swój czas, by czytać czyjeś wątpliwości. Mam jednak nadzieję, iż treść będzie bardziej jednoznaczna.
Poprzednią notkę, w której odnotowaliśmy postępująca marginalizację GPW, zakończyłem tezą, iż GPW staje się zbędna inwestorom indywidualnym. Stawianie takiej tezy na stronie polskiego brokera, który w głównej części stara się zainteresować Polaków polskim rynkiem wydaje się szalone, ale na usprawiedliwienie powiem, że nie jestem autorem tej myśli, a zamykanie oczu na ważną tezę uważam za niebezpieczne.
Po zamieszaniu na rynkach – które w branżowym slangu nazywamy skokiem zmienności – pojawiły się pytania, czy świat stanął na progu nowej recesji. Osobiście należę do obozu, który skłania się do tezy, iż recesji nie będzie i właśnie dlatego trudno mówić o końcu hossy, której najlepszym gwarantem zawsze była kondycja gospodarki. Piątkowe dane z rynku w pracy w USA – zwłaszcza stopa bezrobocia, która pierwszy raz od 2008 roku ma szansę spaść poniżej progu 5 procent – są dobrą okazją do spojrzenia na zmienną w kontekście zachowania S&P500.
Dawno nie było na naszych blogach OFE, a tu kolejna kampania wyborcza w toku i jakoś nigdzie nie padło zdanie o OFE. W dobie powszechnego mnożenia się wydatków publicznych przed i po wyborach padają różnego rodzaju pomysły na dorzucenie tu i tam wyborcy kawałka gruszki do koszyczka, które będą finansowane przez podatki, opłaty i co tam jeszcze może mieć miejsce. Jednym z ważnych pól sporu jest idea referendum w sprawie wieku emerytalnego, która – z jakiegoś powodu – zupełnie nie jest uzupełniana przez ponowną dyskusję o likwidacji OFE.
Zamieszanie na rynkach z ostatnich dni prosi się o spojrzenie w bliską przeszłość i przypomnienie nastrojów z jesieni zeszłego roku, kiedy spekulowano o końcu byka, a na wykresach pojawiły się obrazy paniki i odwrócenia trendów.
Wykresem dnia jest amerykański indeks ISM dla branż pozaprzemysłowych, który w poprzednią środę zaskoczył silnym odczytem na poziomie 60,3. Rynki akcji mają tendencję do skupiania się raczej na odczycie dla branż przemysłowych, ale tym razem nie warto ignorować tak dobrych danych.