Business as usual
W ostatniej notce G. Zalewski pytał o niewidzialną hossę w Warszawie, więc w ramach uzupełnienia warto podkreślić, iż świat zauważył i ciągle widzi dobre perspektywy na przyszłość.
W ostatniej notce G. Zalewski pytał o niewidzialną hossę w Warszawie, więc w ramach uzupełnienia warto podkreślić, iż świat zauważył i ciągle widzi dobre perspektywy na przyszłość.
W powszechnym mniemaniu rynki finansowe zdają się mieć luźny związek z realnym życiem ludzi. Prasa, komentatorzy i politycy robią wszystko, by wmówić światu, iż ceny aktywów napędzane są głównie przez działania spekulantów i zwyczajnie trzeba to wszystko ignorować.
Od stycznia 2009 roku pełnimy obowiązki animatora na kontraktach na waluty. Obrót w tym czasie wzrósł o 22% w porównaniu do 2008 roku. Mimo rekordów nie jesteśmy do końca zadowoleni z rozwoju tego rynku, dlatego postulowaliśmy zmiany.
Polski złoty na koniec każdego miesiąca się osłabia, żeby z początkiem każdego miesiąca znów się umocnić. Teza ta zaczyna zyskiwać coraz większe grono zwolenników. Ma to podobno związek z rozliczaniem opcji przez nasze firmy, które wciąż posiadają otwarte pozycje opcyjne.
Tytuł dzisiejszej notki, to powielenie tytułu materiału z 20 lutego 2009, jaki ukazał się w Gazecie Wyborczej.
Śledziłem dzisiaj dość dokładnie echa medialne i wypowiedzi analityków na temat zapowiedzi premiera Donalda Tuska w sprawie tzw. interwencji walutowej mającej powstrzymać osłabienie krajowej waluty. W pierwszym odruchu miałem wrażenie, iż premier pomylił słowa i zapowiedział walkę z trendem. Jednak gdzieś z tyłu głowy kołatało mi się, że takie zapowiedzi – wymiany waluty ze środków unijnych na rynku – miały miejsce już wcześniej i krytyczny pośpiech analityków wydał mi się przesadzony.
Patrząc na tytuł wpisu, część czytelników zapewne pomyśli, że bloger zwariował, skoro powtarza te same słowa. Pragnę szybko zdementować te plotki – są, póki co, mocno przesadzone. Postanowiłem po prostu dodać parę groszy do dyskusji o złocie.