Sekrety giełdowej edukacji, część 8
Magiczne słowo, jakiego poszukuje zdecydowana większość studiujących literaturę, porady, strony internetowe czy filmiki to: „działa”.
Magiczne słowo, jakiego poszukuje zdecydowana większość studiujących literaturę, porady, strony internetowe czy filmiki to: „działa”.
Kilka moich ostatnich wpisów na blogu poświęconych było stratom, które są NIEODŁĄCZNYM elementem ryzyka podejmowanego na giełdzie (zupełnie jak w każdym innym biznesie zresztą) i może z tej perspektywy jeszcze wyraźniej będzie wyglądać kontynuacja cyklu o tym, dlaczego jednak warto inwestorem giełdowym zostać (lub przynajmniej spróbować).
Kolejny etap jaki proponuję w ramach porządkowania swojej wiedzy i kompetencji przez niedoświadczonych traderów, którzy wpadli w spiralę strat i potrzebują wskazówek do pracy nad sobą.
Skoro już wiemy mniej więcej czego (nie)spodziewać po celebrytach, to pokuśmy się o rozważenie jak z tego korzystać?
W jaki inny sposób można sprawdzić kwalifikacje potencjalnego nauczyciela inwestowania/tradingu gdy samo okazanie wyniku na rachunku inwestycyjnym nie rozwiązuje w zasadzie sprawy wiarygodności, co pokazywałem w poprzednim wpisie?
Kolejna część tego cyklu, a więc źródła inspiracji pochodzące z omawianego wcześniej tekstu poradnikowego nadal się nie wyczerpują.
W tym wpisie będzie trochę chwalenia, tłumaczenia się, utyskiwania i garść spostrzeżeń z podróży, które w moim przypadku głównie służą kształceniu innych 😉
Rozmawiając z inwestorami w czasie różnego rodzaju inicjatyw edukacyjnych, zauważyłem, że coraz częściej stają przed dylematem. Zmniejszyć kapitał ponosząc koszty szkoleń, czy wręcz przeciwnie zaciskać pasa również w tej dziedzinie?