Wykres dnia: ukryta inflacja
Ten tydzień bez wątpienia należał do FED, poszukajmy śladów tego zdarzenia w bardziej praktycznym aspekcie
Ten tydzień bez wątpienia należał do FED, poszukajmy śladów tego zdarzenia w bardziej praktycznym aspekcie
Kolejne posiedzenie banku centralnego i kolejna chmura bez deszczu. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by wcześniej pojawiło się sporo szumu i spekulacji Czy? Kiedy? Jeśli?
Bez echa na naszych blogach przeszła 10 rocznica początku ostatniego kryzysu, który ciągle rezonuje w gospodarce i jeszcze bardziej w polityce. Brak pamięci o tamtym wydarzeniu może wydawać się rzeczą dobrą, ale też ostrzeżeniem, iż straciliśmy wrażliwość na ryzyko.
Nasz wykres na niedzielę koresponduje z ostatnimi notkami na temat rynku byka i pytań o długość trwającego ożywienia w USA. Tym razem sięgamy po ciekawe narzędzie, które regularnie publikuje nowojorski odział Rezerwy Federalnej.
Nasz wykres dnia sprzed dwóch tygodni odnosił się do bilansów banków centralnych i skali zaangażowania na rynku długu. Częścią notki była teza, iż kiedyś redukcja obecności musi mieć miejsce. Osobiście uważam, że możemy być świadkami fundamentalnej zmiany i stałej obecności BC na rynku, ale to temat na osobną notkę. Dziś spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, jak szybko rynki doświadczą redukcji obecności BC?
Wczorajsza podwyżka stóp procentowych w USA zdaje się być krokiem do normalizacji polityki monetarnej w USA, ale wiele wskazuje na to, iż przed nami – zwłaszcza w skali globu – jeszcze wiele lat „nienormalności”.
Wyborcza gorączka w USA powoli przechodzi – przynajmniej w niektórych środowiskach – w powyborczego kaca, więc jako antidotum na medialny szum proponuję spokojne spojrzenie na to, co do końca roku będzie ogniskowało uwagę rynku i już na starcie mówię, iż nie będzie to prezydentura Donalda Trumpa.
Kolejne posiedzenie FOMC za nami i kolejna przełknięta żaba. Kopanie Fed stało się sportem sieciowym, więc na blogach bossy spróbujemy spojrzeć na „kolejną pomyłkę Fed” przez pryzmat usprawiedliwienia lepszą kondycją gospodarki w lecie i prawdopodobnym powrotem słabości w drugiej połowie roku.
Ostatnie tygodnie na rynkach akcji zostały właściwie w całości podporządkowane sygnałom z banków centralnych. Słowa i opinie przedstawicieli Rezerwy Federalnej, Banku Anglii, EBC i Banku Japonii rozprzestrzeniają się po serwisach branżowych niczym infekcje bakteryjne i wprowadzają zmienność na rynkach, która może szokować po sennym sierpniu. Patrząc jednak na całość przez pryzmat argumentów w polityce monetarnej, nie można mieć wątpliwości, iż gadanie stało się takim samym narzędziem, jak inne działania.
Oglądanie polityków rozmawiających z bankierami bywa zabawne. Wczoraj szef Banku Anglii musiał tłumaczyć brytyjskim parlamentarzystom, że luzowanie ilościowe (QE) działa, a kroki podjęte przez bank centralny osłabiły efekty szoku, jakim był wynik referendum w Wielkiej Brytanii.