Kilka technicznych wyzwań, vol. 5-a
Maksimum i minimum sesji/świeczki nie musi być wskaźnikiem wejścia na rynek jedynie dla grających na danych minutowych czy godzinnych.
Maksimum i minimum sesji/świeczki nie musi być wskaźnikiem wejścia na rynek jedynie dla grających na danych minutowych czy godzinnych.
Wolimy mieć rację, niż zarobić; maklerzy dają dobrym klientom cynk o dużych transakcjach renomowanych klientów co pozwala im skopiować te transakcje i zarobić – to tylko niektóre z wniosków z najnowszych naukowych badań ekonomicznych dotyczących rynku kapitałowego.
Jedna z głównych tez dosłownie wiekowej teorii Dow’a powiada, iż średnie muszą się potwierdzać.
Kolejna część przygód z analizą: wykresów, danych i dynamiki rynków, do której inspiracją cały czas jest 12 technicznych zasad Lindy Raschke.
Dawno na blogach nie gościł temat rynków wschodzących. Moda na różnego rodzaju BRIC-i minęła, a hossa na rynkach rozwiniętych sprzyjała szukaniu zysków blisko domu, bez ryzykowania kapitału w egzotycznych podróżach.
Gdyby ryzyko miało przyjąć postać koloru, to chyba najczęstszym skojarzeniem inwestorów byłby chyba czerwony.
[kontynuacja tematu poruszonego w materiale: Czy androidy marzą o pieniądzach klientów]
Sprawa nie jest łatwa. Postanowiłem przyjrzeć się Ryzykometrowi, o którym opowiadała jego twórczyni Aneta Hryckiewicz. Po pierwsze kłopotliwe dla mnie jest w tym momencie to, że reprezentuję instytucję finansową. Naturalną więc reakcją na tekst może być stwierdzenie, że próbuję zdyskredytować konkurencyjny produkt. Pracując przez wiele lat jako dziennikarz, a później obserwator niezależny opisywałem różnego rodzaju produkty i usługi funkcjonujące na naszym rynku. Czasem krytycznie, czasem uszczypliwie. Ale cel był jeden – dobro czytelnika. Choćby nie wiem jak naiwnie to brzmiało. Od chwili związania się z DM BOŚ unikałem wypowiadania się wprost o konkurencji – domach maklerskich i oferowanych produktach.
Powyższe oświadczenie (asekurację) można więc potraktować jako substytut drobnego druczku na końcu materiałów określanego jako „wyłączenie odpowiedzialności”, z tym, że w tym wypadku należałoby uznać, że jest to „uwzględnienie subiektywizmu”.
Po raz ostatni pokażę znaczenie luk w perspektywie przyszłych notowań indeksów giełdowych.
Gdybym zapytał losowo wybranej grupy osób czy interesowałaby ich inwestycja/lokata dająca 12 procent w skali roku jestem przekonany, że większość nie postukałaby się w głowę. Blisko 19 tysięcy osób, które zdecydowały się „powierzyć” pieniądze AmberGold sugeruje, że wciąż wielu z nas nie potrafi powiedzieć czym tak naprawdę jest ryzyko i jaka jest jego relacja do zysku.
A gdybym powiedział znam taką inwestycję, która po wpłaceniu w 2000 roku 1000 złotych dziś jest warta 3408 złotych, czyli przyrastała średnio 7,5 procenta rocznie?
Od 2000 roku mieliśmy hossę i pęknięcie bańki technologicznej, załamanie na rynku kredytów hipotecznych, kryzys, który nazywany był największym kryzysem od lat trzydziestych. A tymczasem moja inwestycja, cyk, cyk… 7,5 procenta w skali roku; 0,6 procenta miesięcznie. Wykres wygląda w taki sposób, że nawet na mnie robi wrażenie.
W czerwcu pisałem o wynikach ponownego testu około 447 „odkrytych” w ostatnich dekadach anomalii rynkowych. Rezultaty testu wykazały, że zastosowanie realistycznych kryteriów testu uwzględniających specyfikę mikro-spółek eliminuje od 64% do 85% anomalii. Wyniki badania Hue, Xue i Zhanga przypominają inwestorom by aktywnie unikali torturowania danych historycznych oraz by wybierali kryteria testów, które mają solidne oparcie w rynkowej rzeczywistości.