GPW na progu nowej hossy
Ostatnie sesje na giełdach przynoszą troszkę zaskoczeń. Odbicia się dynamiczne i porównywalne z rucham przy kreśleniu dołka po pandemicznej bessie. Może zatem czas pozycjonować się pod kolejną hossę?
Ostatnie sesje na giełdach przynoszą troszkę zaskoczeń. Odbicia się dynamiczne i porównywalne z rucham przy kreśleniu dołka po pandemicznej bessie. Może zatem czas pozycjonować się pod kolejną hossę?
W kończącym się roku mieliśmy w Warszawie okresy, w których mogliśmy – wreszcie – cieszyć się lepszą postawą rynku na tle otoczenia. W końcówce GPW znów zaczyna być relatywnie słabsza i ponownie staje się częścią przegranej walki z najtańszym dostępnym sposobem inwestowania w jakiś ETF na S&P500.
Przed rynkiem finałowa sesja życia grudniowej serii kontraktów terminowanych na WIG20, po której GPW wejdzie w finałowe sesje roku i okres, który część inwestorów postrzega jako okres tzw. rajdu Świętego Mikołaja. Spójrzmy zatem na zachowanie WIG20 w okresie „po rozliczeniu” grudniowej serii pochodnych z pytaniem: czy naprawdę na GPW można mówić o świątecznych prezentach?
Nadzieja związana z pojęciem ostatniej prostej może być nieco zdewaluowana przez pandemię, a końcówka roku niepewna przez pojawienie się nowej wersji wirusa, ale nie ma wątpliwości, iż w środę weszliśmy na GPW w finałowy miesiąc roku z ciekawym położeniem WIG20.
Nie wiem skąd przyplątała mi się w głowie idea, że człowiek, który wszędzie widzi potwierdzenie własnych tez o rzeczywistości jest przypadkiem medycznym albo geniuszem. W kwestii medycznej nie mam wykształcenia, a w drugiej wystarczająco rozsądku. Dlatego osobiście staram się operować w modelu, w którym nienawidzę mieć racji. Posiadanie racji uważam za położenie niebezpieczne, bo rozleniwiające intelektualnie i np. na rynku kończące się myleniem przypadku z własnym talentem. Niemniej, przed blisko rokiem napisałem notkę „Czy jesteś gotowy na Polexit?” akcentując w niej nie samą ideę Polexitu, ale jakieś pole ryzyka, które jako inwestorzy musimy brać pod uwagę. No i dzisiaj polska klasa polityczna zrobiła mi prezent zapalając kolejną czerwoną lampkę.
Finałową sesją września dobiliśmy do końca III kwartału. Końcówka okazała się korekcyjna i w sumie dość standardowa jeśli chodzi o zachowanie rynków we wrześniu. Warto zatem spojrzeć na bilans pierwszych dziewięciu miesięcy roku i rzucić okiem w szklaną kulę w poszukiwaniu prognozy na finał roku.
Mamy do czynienia z niesłychanie ciekawymi warunkami. Z jednej strony rekordy na indeksach akcji, z drugiej wzrost inflacji. Można powiedzieć, że są to niebywale korzystne warunki do tego, by coraz szersza grupa osób, nie mających do czynienia z inwestowaniem zaczęła z zainteresowaniem szukać alternatywy, już nie tylko dla lokat bankowych, ale również nieruchomości. O tych ostatnich mówi się coraz częściej, że oszalały, że są napompowane, że jest już bardzo drogo.
Tydzień, w którym najważniejsze indeksy z GPW zamykają się na nowych rekordach hossy narzuca wykres na niedzielę. Nie możemy pominąć faktu, iż w piątek indeksy WIG, WIG20, mWIG40 i sWIG80 solidarnie wykreśliły nowe, najwyższe zamknięcia fal wzrostowych trwających od pandemicznego dołka.
Muszę wyznać publicznie szacunek G. Zalewskiemu, bo pochyla się nad kolejnymi rynkowymi kuriozami i już nie musimy. Analizował polski supersamochód A-coś tam. Czytał jakieś projekty Pana Tymochowicza. Teraz poświęcił cenne godziny swojego życia i zajął się Ekipą. I tak sobie myślę, że Grzegorz Zalewski cierpi za miliony i jednocześnie płaci cenę swoim czasem za to, na jak prowincjonalnym rynku przyszło nam działać. Przy okazji jest odważny i wypełnia lukę, którą powinien wypełnić rynek.
Kolejne odnotowanie hossy na rynkach akcji wydaje się banalne, ale nie warto przegapić punktu, w którym GPW udowadnia, iż pandemiczne strząśnięcie przywróciło Warszawie normalność, jakiej nie oglądaliśmy przez lata.