Kupowanie dołków, część 1
Strategia kupowania dołków zawsze była popularna, choć obrosła wieloma mitami i legendami, z którymi warto się zmierzyć.
Strategia kupowania dołków zawsze była popularna, choć obrosła wieloma mitami i legendami, z którymi warto się zmierzyć.
Są przesłanki na to, że niektórzy zarządzający firmami przekazują poufne informacje o fuzjach kolegom ze studiów na zjazdach absolwentów; w ciągu ostatnich 14 lat marże najczęściej kupowanych produktów w USA wzrosły o 25 proc.; koszty bycia publiczną spółką za oceanem to średnio aż 4,1 proc. jej kapitalizacji. To tylko niektóre z wniosków z najciekawszych badań naukowych dotyczących rynku kapitałowego.
Gdyby spojrzeć na zmiany naszych indeksów giełdowych w maju, mielibyśmy potwierdzenie popularnego powiedzenia „sprzedaj w maju i uciekaj” (Sell in may and go away). Wartość indeksu WIG spadła nieco więcej niż jeden procent. Podobnie zachowały się pozostałe indeksy. Gdzieś za wiele lat, ktoś będzie torturował te dane i oczywiście ten ujemny wynik wesprze (lub nie) jakąś postawioną wcześniej tezę.
Raczej nikt po latach nie zagłębia się w to, jak w szczegółach wyglądał maj. To, że pod koniec miesiąca został ustanowiony najwyższy poziom od roku, że był to wielomiesięczny szczyt, oraz to, że cały wynik maja został „skasowany” w zasadzie podczas trzech ostatnich sesji miesiąca. Co więcej ten spadek został odrobiny podczas trzech kolejnych sesji. Niestety zaszczyty i chwała przypadną już czerwcowi, który gdzieś tam będzie brylował w innych statystykach i zestawieniach.
Pierwsza połowa czerwca na rynkach akcji była imponująca. Serie zwyżek głównych indeksów i kreślenie nowych rekordów hossy były standardem, którego echem jest postawa WIG20. Od początku miesiąca indeks zyskał 11,27 procent, co oznacza, iż już dziś czerwiec 23 lokuje się w wąskiej grupie miesięcy, które skończyły się zwyżką indeksu o przeszło 10 procent.
To może wydawać się dziwne, że choć na giełdach światowych tyle się dzieje, to zmienność najważniejszych indeksów notuje bardzo niskie wartości. Co miałoby to oznaczać w perspektywie najbliższej przyszłości giełd? I jak to wykorzystać?
Wczorajsze zachowanie warszawskiej giełdy zaskoczyło część inwestorów. Główne indeksy spadły około 1% mimo dobrych nastrojów na światowych rynkach (DAX wzrósł o 0,9%). W ostatnich trzech miesiącach to WIG20 i WIG odznaczały się ponadprzeciętną siłą.
Na spadającym rynku inwestorzy zwrócili uwagę na zdeterminowany popyt na akcje STS Holding. Przy podwyższonym obrocie kurs STS wzrósł o 3,6%. Była to trzecia kolejna wzrostowa sesja na akcjach bukmachera.
To ostatnia część wątku poświęconego mniej pozytywnym stronom pasywnego inwestowania.
Zaledwie kilka tygodni temu Hendrik Bessembinder opublikował zaktualizowane zestawienie największych kreatorów i niszczycieli majątku inwestorów na amerykańskim rynku akcyjnym.
Trzydziestego pierwszego sierpnia 1976 roku w Stanach Zjednoczonych zadebiutował fundusz indeksowy, którego twórcą był John C. Bogle, wielki admirator inwestowania pasywnego. Dwa tygodnie wcześniej, w nieco innej rzeczywistości – w Polsce, rząd Piotra Jaroszewicza wprowadził kartki na cukier. Choć można uznać, że był to problem wyłącznie gospodarki socjalistycznej, to w rzeczywistości było to pokłosie globalnego kryzysu na rynku żywności, w tym właśnie cukru, którego cena wyjątkowo gwałtownie wzrosła (Słodkie wspomnienia).
To nie był jedyny produkt, którego cena na rynku amerykańskim wówczas oszalała, co miało wyraz we wskaźnikach inflacji.
Prawdopodobnie naszą giełdową rzeczywistość w najbliższych miesiącach, jeśli nie latach, będzie kształtować Sztuczna Inteligencja (z ang. AI, od Artificial Intelligence), więc śledzenie jej rozwoju i wpływu na rynek staje się naturalną koniecznością