Inwestujący w ETFy pokazują spadkom środkowy palec, część 2
W poprzedniej części analizowałem podaż akcji ze strony ETFów oraz tradycyjnych funduszy inwestycyjnych, w tej przyjrzyjmy się cyrkulacji w nich pieniądza, która ma wpływ na koniunkturę.
W poprzedniej części analizowałem podaż akcji ze strony ETFów oraz tradycyjnych funduszy inwestycyjnych, w tej przyjrzyjmy się cyrkulacji w nich pieniądza, która ma wpływ na koniunkturę.
Zadaniem polityka jest uspokajanie nastrojów w czasach burzy i naporu. Zadaniem analityka jest proponowanie realistycznych scenariuszy. Polityk zaś zamiast koncentrować się na prawdopodobieństwie zdarzeń i różnorodności możliwości, wybiera w zależności od tego, co jest mu w danym przypadku przydatne, wyłącznie wyraziste opcje. Albo pesymistyczne, albo optymistyczne.
Czy w ciągu 12 miesięcy możliwy jest wzrost indeksów akcji o ponad 40 procent? Oczywiście, że jest możliwy. Indeks WIG20 od początku obliczeń w 1994 roku wzrósł w takim okresie trzydzieści siedem razy. Na 300 obserwacji dwunastomiesięcznych. Przy czym średnia zmiana dwunastomiesięczna (w każdym okresie, nie tylko „grudzień do grudnia”) wyniosła 7,4 procent.
WIG20 zamknął dzisiejszą sesję spadkiem o 5,87% i znalazł się na najniższym poziomie od marca 2009. Nawet wzięcie pod uwagę indeksu dochodowego nie poprawi istotnie sytuacji. WIG20TR znajduje się najniżej od lutego 2010 roku.
Kilka razy trafiłem już na głosy, że ETFy naśladujące indeksy giełdowe to rodzaj bańki, która niebawem się zawali i pociągnie za sobą rynek akcji.
„Przede wszystkim od tej niedzieli począwszy, może na skutek zbiegu okoliczności, pojawił się w naszym mieście strach dość powszechny i dość głęboki, by można było podejrzewać, że nasi współobywatele naprawdę osiągają świadomość swej sytuacji.”, Albert Camus, Dżuma, 1947
Popularna w ostatnich latach zabawa noworoczna „wytypujmy tyle czarnych łabędzi ile się da” zdaje się, że nie ma tym razem swoich zwycięzców. To czego doświadcza świat przyszło znienacka, choć nie z nieoczekiwanej strony, wszak od przynajmniej dekady Chiny są wskazywane jako miejsce, w którym „coś” się zacznie. „Coś” okazało się jak w prozie Stephena Kinga – czymś zupełnie zaskakującym i nieoczekiwanym.
Nie ma dziś na rynku chyba ważniejszego pytania niż: kiedy epidemia zostanie wygaszona? Od odpowiedzi na pytanie zależą rynkowe strategie, a głównie szukanie punktu wejścia i powrotu na rynek. Sam osobiście mam zaparkowane środki w gotówce, które zaczynają parzyć w ręce. Spójrzmy zatem na wykres pokazujący, jak rozwija się epidemia w zależności od tego, jak mocne środki zostaną podjęte w celu ograniczenia jej ekspansji.
W środę zauważyłem, że na GPW notowane są spółki, które nie tylko nie poddały się przecenie spowodowanej obawami o skutki pandemii COVID-19 ale zanotowały spore zwyżki ponieważ inwestorzy ocenili, że wspomniane firmy mogą skorzystać na pandemii. Grzegorz Zalewski zwrócił natomiast uwagę na specyficzną grupę inwestorów, która wykorzystała wspomniane zwyżki do sprzedaży akcji.
Wraz z pojawieniem się koronowirusa, w komentarzach okołorynkowych zjawiły się też natychmiast całe stada „Czarnych łabędzi” na określenie tego, co się dzieje na rynkach.
To jednak było fascynujące obserwować w ostatnich dniach zachowanie kursów spółek, które „zahaczyły” tematycznie o koronawirusa. 2 marca spółka BioMaxima zgłosiła Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych w Polsce test do wykrywania koronawirusa. Po publikacji komunikatu w poniedziałek akcje wzrosły o około 30 procent z poziomu 4,40 do 5,65 zł. Kolejnego dnia rajd trwał, by w maksymalnym momencie osiągnąć 6,9 zł. Poniedziałkowa sesje była jednak o tyle ciekawa, że wolumen akcji wyniósł 1,15 mln szt., czyli połowę wszystkich wyemitowanych akcji. Jeszcze dzień wcześniej było to zaledwie 16 tysięcy a dwa tygodnie wcześniej 3 sztuki (słownie: trzy).
W ostatnim tekście zauważyłem, że jeśli pasywni inwestorzy czują się komfortowo z obecną ekspozycją na rynek akcyjny, nawet przy założeniu, że obecne obsunięcie przekształci się w pełnowymiarową bessę, to mogą sobie pozwolić na odcięcie się od szumu informacyjnego napływającego na rynek akcyjny i przeczekanie z boku trwającego zamieszania. Emocjonalne korzyści związane z taką postawą bardzo trudno jest przeszacować.