Strata – i co dalej?, część 17
To ostatnia część cyklu porad pod hasłem „jak radzić sobie podczas trwającej straty”, a zarazem najbardziej osobista.
To ostatnia część cyklu porad pod hasłem „jak radzić sobie podczas trwającej straty”, a zarazem najbardziej osobista.
Jedna z najbardziej fascynujących i zarazem irytujących rzeczy w spekulacji na rynkach jest konieczność nieustannego weryfikowania swoich oczekiwań. W Drodze żółwia Curtis Faith zwracał uwagę, że najcięższym doświadczeniem dla wielu traderów było oczekiwanie na sygnał do działania. Jeśli mamy minimalne choćby kryteria dzięki którym otwieramy i zamykamy pozycje, nie zaś czekamy co po przebudzeniu przyjdzie nam do głowy, to faktycznie będą na rynku występowały takie okresy, w których wydaje się, że „już za chwileczkę, już za momencik…” coś zrobimy, by w tym krytycznym dniu, gdy ma TO nastąpić, stało się zupełnie coś odmiennego.
Istniała firma, która – po uwzględnieniu inflacji – warta była prawie dziesięć razy więcej, niż najcenniejsza notowana na giełdzie w 2018 r. spółka – koncern Apple. Opisuję ją Stephen R. Bown w książce „Merchant Kings: When Companies Ruled the World, 1600-1900”.
Po piątkowej zwyżce w Warszawie nie możemy mieć innego wykresu na niedzielę niż WIG20.
Jakiś czas temu natrafiłem na interesujące badania dotyczące preferencji dotyczących wielkości rodziny. Badania przeprowadzono w Kenii. Wyniki tych badań ilustrują jedną z największych trudności związanych z zarządzaniem finansami osobistymi.
Kolejna w tej serii garść „tips & tricks”, które pozwolą zarządzać przede wszystkim sobą w trakcie strat i pomogą znaleźć równowagę umysłu.
Silnik się nieco zatarł. Patrząc na zachowanie rynków w ostatnich tygodniach, przede wszystkim „niezniszczalnego amerykańskiego” widać pewną nerwowość. Dość regularnie zaczynają pojawiać się sesje, które potrafią znieść kilkudniowe, a nawet kilkutygodniową wspinaczkę w górę. Te reakcje są fascynujące, bo przez wiele miesięcy mogliśmy się zastanawiać skąd bierze się siła tego rynku. Jedni analitycy mówili o przewartościowaniu amerykańskich spółek, inni pokazywali zestaw wskaźników, sugerujących, że „gdzie tam, jeszcze jest potencjał”. Aż tu nagle – podobnie jak wielokrotnie w przeszłości pojawił się nowy nieznany czynnik i to w ramach generalnie niestabilnej sytuacji, która do tej pory była właściwie ignorowana lub tłumaczona pozytywnie.
Standardy raportowania okresowych danych finansowych umożliwiają ustalenie obszarów geograficznych, w których generują swoje przychody notowane na krajowych rynkach akcyjnych spółki. Uzyskane w ten sposób dane mogą być traktowane jako miara lokalności rynku.
W częściach kończących ten cyklu zbieram kilka luźno ze sobą powiązanych porad, które można nazwać zbiorczo „tips and tricks”, i nadal będą one dotyczyć tego, jak nauczyć się zarządzać stratami i sobą w czasie, gdy się one pojawiają.
Za każdym razem gdy technologiczny jednorożec wchodził na rynek giełdowy w USA toczyła się ostra dyskusja entuzjastów spółki z krytykami i sceptykami. W ostatniej fali technologicznych debiutów, reprezentowanej przez relatywnie dojrzałe spółki generujące straty i nie posiadające prostej drogi do zyskowności, obóz sceptyków powiększył się a entuzjaści zaczęli się wykruszać. Jednak optymiści działali i aktywnie propagowali argumenty wspierające wynikające z ceny emisyjnej wyceny spółek.