Strata – i co dalej?, część 17

To ostatnia część cyklu porad pod hasłem „jak radzić sobie podczas trwającej straty”, a zarazem najbardziej osobista.

Na deser bowiem zostawiłem kilka podpowiedzi, które mi samemu pomogły w największym stopniu, czy też które stosuję do dziś. Nie wspominałem o nich wcześniej w tym cyklu.

(Wpis dla początkujących i średniozaawansowanych inwestorów i traderów wszelkiego rodzaju)

Przypomnę, że cały czas chodzi o straty otwarte i nasze na nich reakcje, nie o to, jak im zapobiegać, bo to inna zupełnie bajka.

Pamiętam pierwszą kupioną spółkę na początku lat 90tych – WBK, kilka dni przed wygranymi przez SLD wyborami, po których bank mocno spadł z niezrozumiałych dla mnie wówczas powodów. O dziwo strata nie bolała aż tak jak to sobie wcześniej wyobrażałem, ale dopiero po 2 dekadach obcowania z giełdą zrozumiałem dlaczego.

Po pierwsze dlatego, że spadał cały rynek, co było łatwiej znieść w kupie, gdyby tylko moja spółka nurkowała sama, pewnie przeżył bym to gorzej. Strata widziana w odniesieniu do rynku ma więc różne odcienie. Ale nawet jeśli spółka spada solo, trzeba dobrze sobie uświadomić, że to nie jest żadna personalna sprawa z rynkiem, który o mnie nic nie wie i nie uwziął się na mnie. Zejście na poziom personalnych rozliczeń, racjonalizacji czy spiskowych teorii rozładowuje emocje, ale jest nierozwojowe, zakłamuje realia i prowadzi do błędnych wniosków.

Po drugie dlatego zniosłem tą pierwszą stratę łatwiej, ponieważ miałem małe pojęcie o giełdzie, nie wiedziałem, jak fachowo podejmować decyzje inwestycyjne, więc nie mogłem mieć pretensji o własny, nietrafiony w czas wybór.

Ale pamiętam, że byłem wdzięczny losowi, iż mogłem poczuć smak straty i popatrzyć z bliska jak zmienia człowieka. Polecam więc jak najwięcej uczyć się w tych chwilach o sobie – notować, oceniać, wyciągać wnioski, znajdować siebie w tym wszystkim.

A potem było tylko gorzej. Do czasu oczywiście.

Potem bowiem był czas nauki Analizy Fundamentalnej, a potem Technicznej. I sporo rozczarowań. No bo dlaczego moja wspaniała fundamentalnie spółka spada, gdy rynek rośnie!? Albo dlaczego po tej książkowej formacji W (podwójnego dna) rynek spada w kosmicznym tempie zamiast rosnąć?! Trochę zajęło mi czasu zrozumienie nie tyle wszystkich niuansów tych analiz, ile rzeczywistego działania rynków w warunkach losowości, niestacjonarności, gry prawdopodobieństw, efektywności, posiadania statystycznej przewagi. Zrozumienie praktyczne tych pojęć było kolejnym stopniem iluminacji, strata zaczęła w końcu wyglądać jak naturalna część procesu, nieunikniona kolej rzeczy, którą da się modelować zarządzaniem ryzykiem. To raczej brak strat w długiej serii zysków zaczął mnie przerażać. Strata stała się mocno oswojoną częścią działania. Dopiero potem zrozumiałem, że to nie strata jest problemem, ale ja ze swoją jej percepcją i niedoskonałym podejściem emocjonalnym.

Kolejna lekcja przyszła gdzieś po drodze, zdaje się wtedy, gdy zobaczyłem pewną słabość Analizy Fundamentalnej, która zresztą nie tylko do niej jest przypisana. Ona ją uwypukla, a problemem rzeczywistym jest raczej coś w nas samych – ego i wszelkie sposoby jego ochrony i pompowania. Ono cierpi najbardziej, gdy nasze prognozy i przewidywania okazują się być błędne, ale nadal uparcie działamy w sposób uprzednio założony i oczekujemy, że rynek przyzna nam w końcu rację. Ta luka między oczekiwaniami a rzeczywistością pogłębia doznanie starty.

Wyjście z tego jest najprostsze z możliwych – pozbycie się oczekiwań co do własnej racji! Dla mnie był to przełom. Żeby zrzucić ten ciężar ochrony ego pozbyłem się trwale wszelkich nadziei na poszukiwanie racji w rynkowych analizach prognostycznych. Mogę je robić jako intelektualne ćwiczenie z logiki, ale jeśli tylko umysł próbuje znajdować w tym pożywkę dla ego, robię szybki rachunek sumienia i pozbywam się tych ciągot, mając dogłębną świadomość, że nie od tego zależą zyski w finale. Tylko ktoś, kto się wyzwoli z dążeń do posiadania racji za wszelką cenę, w tym emocjonalnego zaangażowanie, dowie się, jak odciąża to psychicznie. Nie mając oczekiwań, nie znajdujemy rozczarowań. Po prostu trzeba nauczyć się w pełni zaakceptować swoją omylność i skupić się na tym, jak zarządzać ryzykiem a nie własną urażoną dumą.

Kolejny etap nadszedł gdy zacząłem od Analizy Technicznej przechodzić do testów komputerowych systemów transakcyjnych. To dało mi poczucie istoty wykreowania własnej przewagi, która w dużej mierze oswaja negatywne doznania strat, daje większą pewność siebie, poczucie rytmu rynku oraz znajomość rozkładów zysków i strat. To ostatnie przekłada się na urealnienie oczekiwań w tym sensie, że nie staje się negatywną niespodzianką seria strat, którą trzeba przeczekać, a także, że po stratnej transakcji wcale nie należy się spodziewać natychmiast transakcji zyskownej.

Gdzieś w trakcie doszła uzdrawiająca książka M. Douglasa w oryginale zatytułowana „Trading in the zone”, wydana u nas jako „W transie inwestowania”. Zalecam ją zawsze wszystkim tym, którym dane było mi mentorować w jakiś sposób. Ta książka spełnia 2 ważne zadania:

1. Uczy prawidłowo weryfikować przekonania. Bo to właśnie one, a nie rynek czy jakieś rodzaje analiz tworzą nasze najważniejsze ramy prognostyczne, decyzyjne, psychologiczne.

2. W oparciu o przekonania pokazuje naturę ryzyka i pomaga pozbyć się naturalnego strachu przed stratami.

Ciąg dalszy mojej edukacji antystresowej to wejście we wszelkiego rodzaju literaturę związaną z emocjami. Znajomość ich genezy, działania, wszelkich przejawów, sposobów łapania właściwej odporności na te negatywne, był ogromnym skokiem naprzód, brakującym ogniwem inwestycyjnej ewolucji psychologicznej. Mam więc dziś warsztat wystarczający, by emocjami zarządzać.

Etap ostatni do tej pory, choć pewnie nie końcowy jeszcze, to przygoda z „mindfulness”, czyli „uważnością”. To rodzaj medytacji, która udowodniła swoje działanie w zakresie relaksacji, uspokojenia, złapania balansu, spojrzenia na siebie bez oceniania, niekonfrontacyjnego przyjrzenia się własnym emocjom. Kiedy czuję wkradający się chaos, często połączony właśnie ze stresem płynącym ze strat, lubię się wyciszyć w ten sposób. Znakomite rezultaty posługiwania się nim raportuje wojsko, więzienia czy ośrodki pracy z konfliktowymi ludźmi.

W zanadrzu trzymam jeszcze jedno potężne wsparcie w oswajaniu strat. Otóż kiedy rachunek krwawi lubię po prostu… otworzyć nową pozycję w instrumencie, którego nie mam jeszcze w portfelu, albo zagrać day-tradingiem. Nawet niewielką pozycję. To odciąga myśli od strat, daje poczucie sprawstwa, działania, poprawia nastrój, a czasem nawet pozwala zmniejszyć wielkość aktualnych strat liczonych na poziomie całego aktywnego portfela.

Nie znaczy to wszystko, że straty są dla mnie ulubioną rozrywką. Nauczyłem się z nimi pokojowo żyć, ale bywają chwilę, gdy straty z kilku instrumentów zaczynają się piętrzyć jednocześnie, co wyzwala jakąś dawkę stresu. Wiem zawsze jednak, że posiadam cały arsenał narzędzi, które pomagają mi to ogarnąć. Czego wszystkim również życzę!

—kat—

1 Komentarz

  1. Mikołaj

    Chciałem tylko powiedzieć, że czytałem na bieżąco cały cykl aż po ostatnią 17stą część. Dziękuje za kawał dobrej roboty i wartościowe treści!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora publikacji i nie muszą reprezentować poglądów DM BOŚ S.A. Informacje i dane zawarte w niniejszym materiale są udostępniane wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych oraz nie mogą stanowić podstawy do podjęcia decyzji inwestycyjnej. Nie należy traktować ich jako rekomendacji inwestowania w jakiekolwiek instrumenty finansowe lub formy doradztwa inwestycyjnego. DM BOŚ S.A. nie udziela gwarancji dokładności, aktualności oraz kompletności niniejszych informacji. Zaleca się przeprowadzenie we własnym zakresie niezależnego przeglądu informacji z niniejszego materiału.

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.

Proszę podać wartość CAPTCHA: *