Ciemna materia giełdowa
Jeśli 90% traderów traci, to czy wystarczy robić przeciwnie niż większość by zyskiwać? To nie takie proste…
Jeśli 90% traderów traci, to czy wystarczy robić przeciwnie niż większość by zyskiwać? To nie takie proste…
Na wczorajszej sesji amerykański indeks S&P500 znalazł się kilka punktów od najwyższego poziomu w historii. Do wyznaczenia nowego rekordu wszech czasów brakło ułamka, ale poziom z 19 lutego można uznać za wyrównany. Tylko aptekarze będą się spierać, co do tego faktu.
Tytuł dzisiejszego tekstu nie nawiązuje do gry polskich drużyn piłkarskich w europejskich pucharach. Nawiązuje do wykresów najgorętszych giełdowych spółek.
W weekendowym wydaniu Wall Street Journal znalazłem artykuł, którego aż żal zmarnować nie przekazując zawartej w nim wiedzy dalej.
Właśnie ukazało się polskie tłumaczenie książki Gregory Zuckermana Człowiek, który rozszyfrował rynki finansowe. Jak Jim Simons wywołał rewolucję quantów. Tytuł jest nieco mylący, bo nie jest to książka wyłącznie o Simonsie, ale o ludziach, których skupił wokół siebie, z którymi współpracował, jak również o pewnym tle, związanym z rewolucją komputerową, która doprowadziła do zmian w podejściu do działania na rynkach finansowych. Każdy kto zna historię rynków i kojarzy nazwiska w rodzaju Ed Thorp, Claude Shannon, John Kelly, Richard Dennis, David E. Shaw znajdzie je również tu i będzie wiedział, że nie tylko Simons wywołał rewolucję quantów, ale był jednym z tych, którzy rozumieli znaczenie analizy danych i poszukiwania w nich powtarzalnych (choć nie zawsze wytłumaczalnych lub zrozumiałych zachowań).
Zacząłem od tego, od czego już przywykłem zaczynać analizy instrumentów forexowych – od sprawdzenia rozkładu długich i krótkich pozycji na stronie bossafx.pl
Jak co roku z przyjemnością śledzę inwestycyjne zawody organizowane przez GG Parkiet, czyli Parkiet Challange.
Kiedy rynki odbudowały się po kryzysie finansowym na giełdach pojawiło się ciekawe określenie – najbardziej znienawidzony rynek byka w historii. Jeśli przypomnieć sobie pierwsze lata po kryzysie, to właściwie wszyscy wówczas wierzyli, że to bańka nadmuchana przez banki centralne, z zerowym związkiem z gospodarką. Z czasem okazało się, iż w przypadku USA giełdy wyprzedziły jeden z najdłuższych cykli wzrostowych w historii amerykańskiej gospodarki. Dziś sytuacja zaczyna wyglądać podobnie.
„Bessa powinna zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć” – inspiracja A. Hitchcock
Patrzę na ten nasz rynek. A w zasadzie nie na rynek. Robię to co od lat, zaglądam pod dywan rynku. Przeglądam fora, czytam wypowiedzi w mediach społecznościowych, patrzę na reakcje inwestorów. Nowych, świeżych, przestraszonych tym co wydarzyło się w ubiegły czwartek. Wielu z nich straciło znacznie więcej, niż zarobiło w ostatnich tygodniach i miesiącach. Byli zaskoczeni gwałtownością załamania. Kilkanaście, kilkadziesiąt procent.
W ubiegłbym tygodniu pisałem o Nifty Fifty – grupie amerykańskich blue chipów z przełomu lat 60’ i 70’, które w okresie świetności nazywano akcjami jednej decyzji (o kupnie oczywiście) a po dotkliwym krachu w połowie lat 70’ traktowano jako pouczającą lekcję o tym, że żadne akcje nie są tak dobre by płacić za nie każdą cenę.