Ego – wróg czy przyjaciel inwestora? Część 12
– Ray Dalio
To całkiem niegłupi pomysł, aby dla przeistoczenia się w skuteczniejszego inwestora sporządzić „instrukcję działania siebie”, w której z góry zawieramy swoją charakterystykę i zaplanowane wskazówki postępowania w kryzysowych chwilach.
Fakt, że to same okoliczności często wodzą na pokuszenie w inwestowaniu, nie zwalnia nas z konieczności nauki samokontroli.
U progu ważnego dla amerykańskich mega-techów tygodnia kilka refleksji w temacie „Wspaniałej siódemki”.
Pewność siebie jest sporym atutem w inwestowaniu. A co się z nią dzieje, gdy na scenę wkracza ego?
Straty i ego to wybuchowa mieszanka.
Odwołam się do klasyki: jeśli próbujemy coś zmieniać, ulepszać czy naprawiać, zawsze pierwsze w kolejności pojawia się pytanie:
Co dokładnie nie działa poprawnie i wymaga korekty?
Słowo ego pojawia się w podręcznikach inwestycyjnych zwykle w pejoratywnym ujęciu, jako zawalidroga, balast, coś niepożądanego. Dlatego postuluję w poniższym wpisie przywrócenie pewnego balansu w tym myśleniu.
Repertuar naszego ego w ochronie naszej psychiki przed zakusami rynku jest doprawdy szeroki. Ograniczę się w tej części tylko do najważniejszych zagrań, aby nie przeciągać tematu ponad miarę. Nasze ego czytając to i tak się dostatecznie buntuje wobec ujawnienia jego skrytych zwykle przed nami tajemnic.