55% w złocie i …
Zbliża się koniec miesiąca. A tym samym okres podawania wycen przez część funduszy zamkniętych. Z zainteresowaniem czekam na wyniki, a przede wszystkim na komentarz dla klientów ze strony Investors TFI.
Zbliża się koniec miesiąca. A tym samym okres podawania wycen przez część funduszy zamkniętych. Z zainteresowaniem czekam na wyniki, a przede wszystkim na komentarz dla klientów ze strony Investors TFI.
Polski rynek funduszy inwestycyjnych systematycznie się rozwija. Co chwilę pojawiają się kolejne nowinki. A to zarządzający, którzy wcześniej pracowali w wielkich instytucjach odchodzą, by zakładać swoje własne fundusze i zarządzać, według własnego stylu zarządzania bez „presji sprzedażowo-marketingowej”, a to pojawiają się fundusze, inwestujące w inne niż akcje i obligacje klasy aktywów, bądź próbujące powielać strategie znane z branży funduszy hedge, dzięki wykorzystywaniu dźwigni oraz krótkiej sprzedaży.
Kilka tygodni temu rozmawiałem z paroma osobami o funduszach Opera TFI, w szczególności jednym z nich stworzonym (w 2005 roku) dla Fundacji na rzecz Nauki Polskiej (FNP). Zastanawiałem się, czy główne rozmowy prowadzone przez szefów funduszu nie dotyczą przypadkiem tego, jak utrzymać dotychczasowego klienta. Dziwiłem się też odporności klienta na to co się stało przez pięć lat związania się z Operą.
„Gdybyś przez dwadzieścia lat odkładał o miesiąc choćby 100 złotych, to już dziś miałbyś…”. I tu w zależności od podstawionej wielkości oprocentowania wychodzą kwoty, które czasem mogą przyprawić o ból głowy.
Jeśli dodatkowo pracujemy jako doradca finansowy, dobrze, by choć jedna symulacja pokazała łatwość osiągnięcia miliona złotych.
Dyscyplina, systematyczność i owe 100 złotych (czasem 250, czasem 500). To klucz do finansowego sukcesu.
List prezesa Opera TFI – Macieja Kwiatkowskiego, podsumowującego IV kwartał 2008 roku zainspirował mnie do sprawdzenia pewnej poruszonej tam kwestii. Chodzi mianowicie o „koncepcję” zabezpieczania portfela akcji, która w opinii prowadzących fundusz OPERA FIZ, okazała się fiaskiem.
Listy do inwestorów mają bogatą historię. Jednym z najbardziej znanych przykładów sztuki epistolograficznej skierowanej do udziałowców jest coroczny raport z działalności Berkshire Hathaway kierowanego przez W. Buffetta. Buffett konsekwentnie omawia każdy rok działania, zwracając uwagę zarówno na sukcesy, zagrożenia, jak i wpadki. Innym rodzajem listów, są te skierowane do inwestorów podczas kłopotów – czyli w momencie, gdy fundusze tracą znaczne kwoty. Tu w ostatnich trzech latach mieliśmy prawdziwy festiwal literatury (jednym z pierwszych był Amaranth Advisors (bankructwo w 2006), choć sporo pojawiło się na przełomie 2007/2008 roku, gdy bankrutowały kolejne wielkie fundusze prywatne czyli fundusze hedge.