Ekonomiści (niezłymi) inwestorami, część 2
Czy biletem do fortuny osiągniętej dzięki inwestowaniu na giełdzie jest rzeczywiście wykształcenie ekonomiczne?
Czy biletem do fortuny osiągniętej dzięki inwestowaniu na giełdzie jest rzeczywiście wykształcenie ekonomiczne?
Jakiś czas temu zmieniłem swoje zdanie w kwestii kredytów frankowych i frankowiczów. Krótko mówiąc przeszedłem na pozycje antybankowe. Gdy podzieliłem się swoją opinią w mediach społecznościowych to okazało się, że inwestycyjno-finansowa część mediów społecznościowych (czyli tak zwany fintwit) jest bardzo nieprzychylna frankowiczom.
To już szesnaście lat. Niesłychane, jak ten czas płynie. Dokładnie szesnaście lat temu, w kwietniu 2007 roku zwróciłem uwagę na pojawienie się na naszym rynku nowego funduszu zamkniętego. Nie bardzo interesowała mnie wówczas jego polityka inwestycyjna, buńczuczne zapowiedzi pokonywania rynku, co raczej wybór – dość kontrowersyjnej, w mojej opinii – nazwy funduszu.
4 proc., uważana do tej pory za „bezpieczną”, stopa wypłat z portfela inwestycyjnego na emeryturze jest zbyt optymistyczna; nie należy istotnie redukować odsetka akcji w portfelu po skończeniu kariery zawodowej. To tylko niektóre z wniosków z najciekawszych prac naukowych dotyczących rynku kapitałowego.
Pod koniec kwietnia pisaliśmy na Twitterze o analizie JP Morgan, która wskazywała, że inwestycyjny motyw AI „dodał” około 1,4 biliona kapitalizacji indeksowi S&P500 w 2023 roku i odpowiada za dużą część całkowitego wzrostu indeksu w bieżącym roku.
Doszło do mnie pytanie zadane w przestrzeni publicznej twittera o treści mniej więcej takiej:
Wejście w maj przywróciło na rynek klasyczne majowe pytania o anomalie kalendarzową znaną jako Sell in May. W tym roku realizacji scenariusza anomalii kalendarzowej sprzyja postawa rynków w pierwszych czterech miesiącach roku, która uzupełniła się z falą osłabienia dolara i umocnienia np. euro, ale też złotego. I to właśnie walutę należy uważać za największe zagrożenie dla letnich miesięcy w Europie.
Jest pewna rzecz, która od rosyjskiej inwazji na Ukrainę skłania mnie do refleksji o tym jakie ryzyka są a jakie ryzyka nie są wyceniane przez rynek akcyjny. Tydzień temu o to zagadnienie otarł się Jay Newman w Financial Times w artykule: Apple jest chińską korporacją.
Wcale nie przez przekorę, ale jako inwestor pasywny (w zakresie IKE/IKZE) intuicyjnie nie poczułem się przekonany do argumentów Grzegorza w -> jego wpisie „Pasywne inwestowanie – czy jest do pogodzenia z naszą naturą?” .
Jeśli miałbym wskazać inwestorów, którzy mogliby zrezygnować z geograficznej dywersyfikacji swoich inwestycji akcyjnych to wybór padłby na inwestorów z USA. Globalny charakter notowanych na amerykańskich giełdach korporacji de facto zapewnia częściową dywersyfikację geograficzną. Relatywnie łatwo jest też zbudować argument o wyjątkowości amerykańskiego rynku (wyjątkowej szczęśliwości). W ostatnich 120 latach rynek w USA wygrywał z rynkiem globalnym o 2 punkty procentowe rocznie.