10 powodów by zostać inwestorem/traderem, część 6
Gdy regularnie czytałem fora giełdowe moją uwagę zwracała niewielka część ich użytkowników aktywnie promująca określone tezy inwestycyjne. Tacy użytkownicy regularnie publikowali skrajnie entuzjastyczne albo skrajnie negatywne opinie o konkretnych spółkach. Zastanawiałem się czy ich aktywność ma sens, czy jest skuteczna.
Po ubiegłotygodniowej opinii na temat książki Mateusza Ratajczaka Łowcy z kotłowni rozdzwonił się mój telefon. Dzwonili starzy znajomi z rynku, żeby potwierdzić, że kupili już książkę oraz … trochę ponarzekać. Nie było to nowe narzekanie, tylko wróciły te same tematy, które frustrują nas już od wielu lat i widzimy, że jesteśmy w jakimś totalnym klinczu i niezdolności do rozwiązania prostych w zasadzie spraw.
Niestety te rozmowy cały czas krążą wokół skuteczności, bądź nie naszego nadzoru. Działań, których ludzie z rynku nie rozumieją, ale żeby jednak się nie narazić, nie mówią o tym głośno, ani oficjalnie. Bo jak to ktoś powiedział – ludzie są tylko ludźmi. Od wielu, wielu lat – jeszcze za czasów dziennikarskich – opisuję wady pewnych rozwiązań rynkowych. Nie żeby krytykować kogoś osobiście (twórców, pomysłodawców) tylko po to, by rynek był lepszy, ciekawszy, atrakcyjniejszy.
Co ciekawe przynajmniej w trzech przypadkach, moje krytyczne opinie zaowocowały, najpierw wspólną rozmową, zaś później wieloletnią współpracą (np. DM BOŚ).
Ten być może przydługi wstęp daję po to, żeby wyjaśnić, że wiele osób z rynku nie krytykuje różnego rodzaju działań komisji (KNF), bo ma taką fantazję i się uwzięło, tylko dlatego, że naprawdę nam zależy na tym rynku. Naprawdę nie mamy ochoty być kojarzeni z przewalaczami, w stylu tych opisanych przez Mateusza Ratajczaka i wielu innych. Od wielu lat zdarza mi się zwracać uwagę na to, że choć idea Listy Ostrzeżeń Publicznych tworzonej przez KNF jest słuszna, to wykonanie i sens jej istnienia w takim kształcie jest co najmniej wątpliwe.
Na początku września Bloomberg opublikował zestawienie wykresów pokazujących problemy branży funduszy hedge.
Kolejna porcja potencjalnych korzyści z tego, by zająć się inwestowaniem całkiem na poważnie.
Ostatnie dni na rynkach akcji jawią się jako zaskakujące. Przyspieszenie w wojnie handlowej pomiędzy USA i Chinami w postaci zapowiedzi wprowadzenia nowych ceł na import z Chin zostało przyjęte… globalnymi wzrostami. Chiny odbiły razem z rynkami wschodzącymi, a Wall Street walczy na historycznych maksimach. Do końca roku został właściwie kwartał i zasadne jest pytanie: co dalej?
Trochę to przykre gdy za najlepszą książkę o finansach w Polsce uzna się tak naprawdę nie książkę o inwestowaniu, prawdziwym rynku kapitałowym, tylko o oszustach, przewalaczach i przekręciarzach.
Na portalu Institutional Investor opublikowano artykuł przedstawiający sylwetkę Jima Chanosa – legendę w inwestycyjnej niszy, którą jest krótka sprzedaż.
Jeśli ktoś nie czuje się jeszcze wystarczająco przekonany, że to, co robi na giełdzie, jest w jakiś sposób unikalne, zapraszam do dalszej lektury.
Admiratorzy wskaźników na zadane w tytule pytanie zakrzykną: sygnały! Wykupienie i wyprzedanie! I w zasadzie będą mieli rację. Jest tylko jedno „ale”… Dla wielu początkujących (i nie tylko) za wskaźnikami analizy technicznej zdaje się kryć jakaś bliżej nieokreślona magia, która sprawia, że dzięki nim coś może zdarzyć się na wykresie – kurs wzrośnie lub spadnie. U podstaw tego przekonania leży prawdopodobnie niezdolność do odróżnienia związków przyczynowo-skutkowych, korelacji, a przede wszystkim zrozumienia czym tak naprawdę są wskaźniki rysowane tak chętnie i licznie na różnego rodzaju wykresach.