Trader w polityce

– Kto płaci cła, panie sekretarzu? Czy jest pan w stanie odpowiedzieć na pytanie? Proszę nie odpowiadać na inne kwestie. To proste pytanie – kto ponosi koszty ceł? Czy pan rozumie to pytanie? Nie będę tracił czasu na panna „yyy, yyy yyy”?

Tak zadawał pytania Mark Pocan, kongresmen ze stanu Wisconsin, właściciel niewielkiej drukarni. Pytania zadawane były Scottowi Bessentowi – Sekretarzowi Skarbu w rządzie Donalda Trumpa. Media obiegły te przesłuchania przed kongresmenami, bo to nie był  jedyny pytający, który naciskał, czy też jak stwierdzano – grillował – Besseneta. Ten zaś się wił, unikał odpowiadania na pytania, a przede wszystkim w wielu sytuacjach wyglądał jak skarcony uczniak, który nie bardzo wie o co chodzi, lub próbuje wywinąć się od odpowiedzi.

Czytaj dalej >

Papierowy zysk

Przez trzy lata w okresie 1999-2002 brytyjskie Ministerstwo Skarbu sprzedawało 395 ton złota. Była to połowa rezerw Wielkiej Brytanii, zaś decyzję o tych działaniach podjął ówczesny kanclerz skarbu Gordon Brown. Złoto było sprzedawane na serii aukcji i łączne dochody uzyskane z tej sprzedaży wyniosły 3,5 miliarda dolarów. Niestety moment sprzedaży przypadł na czas, gdy ceny złota były na poziomach najniższych od dwudziestu lat, dlatego też operację nazywa się „Brown Bottom”. W chwili ogłoszenia decyzji o sprzedaży (7 maja 1999) cena złota wynosiła 282 dolary/uncję. Decyzja ta sprawiła, że cena kruszcu spadła, a wielu traderów zajmowało krótkie pozycje. Ostatecznie średnia cena sprzedaży wyniosła 275 dolarów za uncję.

Czytaj dalej >

Wytrzymałość psychiczna

Od czasu do czasu wraca temat, w jaki sposób powinno się podejść do inwestowania, jeśli ma się długoterminowe plany i ma już pewne zasoby finansowe. Wpłacić całą kwotę od razu, czy może podzielić całość na kilka-kilkanaście części i wpłacać systematycznie, np. co miesiąc. W tych dyskusjach ścierają się różne argumenty, w zależności choćby od tego, jaką mamy fazę rynku – czy szaleńczo rośnie, czy może trwa bessa.

Czytaj dalej >

I co mi zrobicie! DJT

Donald Trump zmienia porządek świata. W ramach swoich pięciowymiarowych szachów pokazuje, że można przeorganizować dotychczasowe sojusze, odizolować kraj, być przekonanym, że fabrykę stawia się w tydzień, a logistykę odbudowuje w dwa. Mistrzostwo negocjacji ma polegać na grożeniu wszystkim i wycofywaniu się z tego chwilę później. Nie należy więc się dziwić, że zmienia również podejście do rynków.

Czytaj dalej >

Pomarańczowy łabędź i pingwiny

Część świata właśnie się zastanawia nad geniuszem działań administracji Trumpa, prawdziwymi szachami 5D, które są tak złożone i dalekosiężne, że maluczkie umysły nie są w stanie tego pojąć. Druga część z kolei rozważa, czym zawiniły Trumpowi biedne pingwiny z Wysp Heard i McDonalda, niezamieszkałego przez ludzi skrawka lądu na Oceanie Indyjskim, które również zostały obłożone odwetowymi cłami.

W każdym razie Donald Trump wstrząsnął światem, polityką i rynkami, choć mam przekonanie, że mimo wszystko pingwiny bardzo się tym wszystkim nie przejęły. Zaryzykuję, że mamy do czynienia z nowym rodzajem ryzyka. W odróżnieniu od talebowskiego „czarnego łabędzia”, który oznacza zaskakujące i nieoczekiwane przez nikogo zdarzenie, w tym wypadku mamy zdarzenie zaskakujące ale mieszczące się w kategorii „no chyba do tego się nie posunie; O rany. A jednak!”.

Czytaj dalej >

Trudne chwile

Minęły nieco ponad dwa miesiące od notki, w której zastanawiałem się, czy bez hossy na rynku amerykańskim, możliwe jest utrzymanie rynku byka w Warszawie (Bez hossy nie będzie hossy). Sytuacja zmieniła się diametralnie, wówczas rynek amerykański wykazywał początkowe oznaki słabości. Dziś wygląda znacznie gorzej. Indeks S&P 500 spadł od tamtego wpisu blisko 7 procent, Nasdaq100 nieco ponad 10 procent. Na tym tle rynki europejskie, a zwłaszcza polski wykazywały niesłychaną siłę. Kolejne lokalne szczyty. Wzrostowe sesje mimo spadków za oceanem. I dziś – choć od kilku dni trwa korekta – jest niemal piętnaście procent wyżej niż 20 stycznia.

Czytaj dalej >

Ja tylko pociągnął

Gdy ćwierć wieku temu trwała hossa dotcomów, na warszawskiej giełdzie niewiele było spółek, które można byłoby zakwalifikować jako internetowe. Część notowanych przedsiębiorstw zmieniała nazwy, żeby się ogrzać w nowym wyścigu technologicznym, dodając .net albo .com. Inne – jak zwykle w takich sytuacjach – ogłaszały wejście w nową niszę. Inwestorzy byli jednak głodni firm technologicznych i szukali czegokolwiek, co mogło się jakoś kojarzyć z usługami sieciowymi. Jednym z beneficjentów tego szału był Elzab – producent kas fiskalnych. To nie były czasy Wi-Fi, zintegrowanych systemów, Internetu 2.0, czy AI. No ale była to „jakaś technologia”.

Czytaj dalej >