Taka sobie rocznica
Mam przeczucie graniczące z pewnością, iż czytelnicy naszych blogów i wielu uczestników rynku nie wie, że obchodzimy dziś rocznicę.
Mam przeczucie graniczące z pewnością, iż czytelnicy naszych blogów i wielu uczestników rynku nie wie, że obchodzimy dziś rocznicę.
Zakończenie lutego i wejście w marzec pozwala na podsumowania i szukanie przyczyn takiej, a nie innej postawy giełd po mocnym styczniu. Jedni będą widzieli spadki na Wall Street w kontekście strachu przed agresywną polityką Fed, a inni szukali genezy przeceny w korygowaniu styczniowej siły. Najbardziej wymiernym wskaźnikiem jest jednak amerykański dług, który straszył na rynkach właściwie od początku lutego.
Po dwóch pierwszych miesiącach roku WIG20 znalazł się w ciekawym położeniu. Z jednej strony kontynuował rajd z końcówki zeszłego roku, a z drugiej poszukał zdrowej, choć ciągle płytkiej korekty blisko 50-procentowego umocnienia. Na progu trzeciego miesiąca roku trzeba zadać pytanie: co dalej?
Dzisiejsze notowania na rynku krypto przynoszą dawno nieoglądane spotkanie BTCUSD z psychologicznym poziomem 25000. Bitcoin był ostatni raz widziany na tym poziomie w połowie sierpnia zeszłego roku i jest dziś około 70 procent od dołka wykreślonego w rejonie 15000 pkt.
Jedną z największych niespodzianek ostatnich miesięcy jest odbudowanie się amerykańskiego sektora technologicznego. Jeszcze w końcówce 2022 roku Apple czy Tesla straszyły rekordami słabości, a Facebook końcem ery inwestowania we wzrost. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Nieco dziś już martwa filozofia postmodernistyczna lubiła posługiwać się pojęciem narracji. Idea została potem zbrutalizowana przez tak częste użycie, że za słowem nie stał już gram sensu, bo wszystko było narracją. Problem w tym, że na rynku ciągle musimy posługiwać się jakimiś opowieściami – przepraszam, nie przechodzi mi przez klawiaturę już słowo narracja – a niektórzy w ramach tych zabiegów próbują robić kariery, gdy inni powołują do życia różnych guru, królów i może też papieży.
Wszyscy operujemy ostatnio na rynku – mniej lub bardziej świadomie – w kontekście niespodzianki, jaką jest brak recesji w Europie i potencjalny brak recesji w USA. Częścią tego procesu są zwyżki indeksów, które zaskakują wielkością i są zwyczajnie trudne do wytłumaczenia efektem stycznia. Jednym z niedocenionych bohaterów jest rynek amerykańskich spółek o małej kapitalizacji, który można śledzić przez ETF-y, futures i CFD dedykowane indeksowi Russell 2000.
W poprzednim tygodniu pozwoliłem sobie przypomnieć Naszym Czytelnikom ideę patrzenia na wzrosty w Warszawie i umocnienie złotego przez pryzmat okazji, jakie rodzi taka sytuacja dla zakupów na rynkach bazowych. W komentarzach pojawiły się sugestie, jakie zwykle pojawiają się w takich sytuacjach. Brakło tylko oskarżenia o brak patriotyzmu gospodarczego i zdradę.
Gracze na rynkach zagranicznych lubią zgadywanki w stylu „jako styczeń, taki rok”. Na GPW nie mamy jednak szczęścia posiadania długiej historii, która pozwoliłaby na zabawy danymi bez przyjęcia założenia, że dwa lata mogą wywrócić każde wnioskowanie.
W nowy rok weszliśmy w ciekawym położeniu. W końcówce zeszłego roku GPW wybijała się na plan pierwszy wzrostami indeksów, a na starcie nowego roku WIG20 należy do grona najsilniejszych indeksów na świecie. Wzrost o blisko 50 procent rozpala wyobraźnie i – powiedzmy szczerze – spada na rynek mocno wygłodzony zysków. W tym samym czasie Wall Street operuje z zadyszką i większymi wątpliwościami. Czy naprawdę powinniśmy wracać z kapitałami do Warszawy?