Demony Analizy technicznej, część 13a
Tytułem wstępu przypomnę, że w poprzedniej części rozpocząłem wątek dotyczący szkoleniowców w kontekście Analizy technicznej, przenosząc jego kontynuację do kolejnego odcinka, a więc poniżej.
Tytułem wstępu przypomnę, że w poprzedniej części rozpocząłem wątek dotyczący szkoleniowców w kontekście Analizy technicznej, przenosząc jego kontynuację do kolejnego odcinka, a więc poniżej.
To ostatnia część z odpowiedziami na zarzuty krytyków, sceptyków i hejterów wobec Analizy technicznej, a ponieważ to część numer 13 cyklu o „demonach”, więc zajmę się czymś, co budzi w społeczności inwestorskiej szczególne negatywne kontrowersje.
Kolejny zarzut wobec Analizy technicznej jest mi dość bliski, znam jego realia od podszewki, więc się wypowiem.
Poniżej opisany, kolejny zarzut wobec AT, w pewnej mierze jest zasadny, ale rodzi to pewne negatywne implikacje tym, którzy AT chcą się nauczyć.
Następny zarzut wobec Analizy technicznej pochodzi nie tyle od jej krytyków, co od wewnątrz, czyli od inwestorów rozczarowanych nią lub też tych, którym się na rynkach nie powiodło.
Analiza techniczna nie jest idealnym narzędziem do zarabiania, ale takiego ideału na giełdzie nie znajdziemy żadnego, dlatego lepszą drogą jest jej dogłębne poznanie zamiast hejtu.
Tym razem przyszła na mnie niewdzięczna rola udowadniania kto jest, a kto nie jest wielbłądem, ale czegóż się nie robi dla czytelników!
Kolejny z zarzutów wobec Analizy technicznej ściśle łączy się z poprzednim, który opisałem w -> części 6 tego cyklu, to ułatwi zrozumienie problemu.
Kolejna garść zarzutów wobec AT, do których obiecałem się odnieść, pojawiła się na naszym profilu twitterowym zaraz po tym, gdy ten temat demonizowania został przeze mnie rozpoczęty.
Tym razem kolej na rozprawienie się z kilkoma zarzutami, które zwykle pojawiają się przy okazji dyskusji o skuteczności Analizy technicznej (również w komentarzach na naszych blogach).