Gdy wszyscy zgadzają się ze sobą
Połączenie skrajnego optymizmu i klasycznego cyklu emocji rodzi pytania, których nie chcemy zadawać.
Połączenie skrajnego optymizmu i klasycznego cyklu emocji rodzi pytania, których nie chcemy zadawać.
Ostatnie dni przyniosły nieco zamieszania wokół Francji. Wzrost rentowności obligacji związany z obawami, iż wybory prezydenckie może wygrać Marine Le Pen pozwalają spojrzeć na całość zamieszania przez pryzmat rynkowej historii i… spekulacyjnych pokus.
Stali czytelnicy naszych blogów mieli już okazję przyjąć do wiadomości naszą – generalnie – pozytywną postawę wobec ETF-ów. Przez lata pokazywaliśmy tutaj optymistyczne trendy dla tego segmentu inwestycyjnego krajobrazu, a nie brakowało też notek zachwalających ETF dla inwestorów chętnych do szukania miejsca dla swoich inwestycji przy małej wiedzy o rynku. Sektor dojrzał i czas na kolejne spojrzenie w przyszłość.
Indeksy amerykańskie szybują na historycznych maksimach. Europejskie biją roczne rekordy, a rynek warszawski zdaje się być nawet silniejszy od otoczenia. Doskonały moment, żeby zadać pytanie o kolejną recesję.
Tydzień, w którym DJIA melduje się na 20000 pkt. narzuca temat wykresu na niedzielę. W prasie branżowej sporo miejsca poświęcono odmierzaniu czasu, jakiego potrzebowała amerykańska średnia, by zyskać kolejne 1000 pkt. Zrekapitulujmy zatem wyliczenia z pytaniem o przyszłość.
Stali czytelnicy naszych blogów wiedzą, że unikamy polityki. Osobiście nie muszę jej unikać, gdyż wielokrotnie deklarowałem neutralność wobec polskiej sceny politycznej i zachęcałem do skupiania się na myśleniu o szansach i zagrożeniach, a nie na kibicowaniu jednemu, czy drugiemu politykowi. W ramach tego modelu proponuję spojrzeć na prezydenturę D. Trumpa przez pryzmat polskiego inwestora szukającego swojej szansy na rynkach zagranicznych, z akcentem na USA.
Jakiś czas temu wspominałem, że za kilka lat rok 2016 będzie wspominany jako początek hossy. Oczywiście przy tym drobnym założeniu, że poziom indeksów będzie znacznie wyższy. Mimo, że atmosfera w cały minionym roku była daleka od optymizmu, giełda raczej nie była na ustach wszystkich, pojawiło się sporo zagrożeń dla rynku kapitałowego.
Zbliża się moment zaprzysiężenia nowego prezydenta w USA, a dla rynków moment prawdy związanej z wprowadzaniem obietnic w życie. W tle ciągle pobrzmiewa pesymizm związany z ryzykiem politycznym w Europie, więc rynek słusznie zaczyna zadawać kontrariańskie pytania (1 i 2), czy właśnie w Europie nie kryją się lepsze możliwość w rozpoczętym właśnie roku.
Za nami podsumowania 2016 roku i prognozy na rok 2017. Umknęła nam ciekawostka – zwrot inwestorów w stronę spółek, które najlepiej charakteryzuje angielskie słowo value i słabsza postawa koszyka, które na rynkach zagranicznych określa się mianem growth.
Inwestorom na rynku polskim trudno mówić o kolejnych latach hossy, ale na progu nowego roku gracze szukający swojej szansy na rynkach zagranicznych muszą zadawać sobie poważne pytania.