Wielkie narracje, post scriptum
Kilka dodatkowych kwestii zdołało się zebrać w krótkie posłowie do poprzedniego wpisu.
Kilka dodatkowych kwestii zdołało się zebrać w krótkie posłowie do poprzedniego wpisu.
W codziennych komentarzach rynkowych rynek surowcowy sprowadzany jest zwykle do ropy i czasami złota. Pierwszy komentuje się głównie przez pryzmat wpływu na gospodarkę, a drugi jako sentyment wobec ryzyka lub w kontekście relacji ceny z dolarem. W efekcie w tle pozostają inne rynki surowcowe, którym nie poświęca się wiele czasu. Bilansem jest pomijanie ostrzeżeń, które wysyła dziś rynek metali przemysłowych.
Rozmawialiśmy ostatnio z G. Zalewskim o niemożliwości przewidzenia zmian w polityce i szybkości postępu technologicznego. Gdzieś w środku rozmowy zadałem pytanie, czy następny mój samochód nie będzie już elektryczny? Dobry moment, żeby spojrzeć na temat starym jak ETF-y zdaniem: there is an ETF for that!
Miniony tydzień to przede wszystkim wybicia w dół z formacji wierzchołkowych na wykresach kilku indeksów światowych giełd, więc nie ma co za wiele o tym dyskutować, jako że szanse wskazują na dalszą korektę, dlatego ciekawsza wydała mi się ropa tym razem.
Wszystko jest już przygotowane na kontynuację wielomiesięcznej hossy na rynkach ropy na tyle idealnie, że aż niewiarygodnie.
Trzy tygodnie temu powiesiłem na blogu wykres kontraktów na ropę WTI, wskazując potencjalny scenariusz wybicia cen w górę, który mógłby być całkiem dobrą okazją inwestycyjną.
Żółte złoto nam staniało, a analitycy natychmiast krzyczą, że kupno teraz jest inwestycyjną okazją.
Nie wiem, czy jeszcze na rynku ktoś używa nieco zwietrzałej idei, iż miedź posiada doktorat z globalnej ekonomii i dobrze swoją ceną oddaje kondycję globalnej gospodarki. Ostatnie rozejście się cen miedzi i ropy wskazuje jednak, iż dwa ważne rynki zdają się grać zupełnie różne scenariusze odnośnie przyszłości.
Po okazyjnej cenie nabywam kontrakty na ropę Brent, więc wpis może nie być stuprocentowo obiektywny, choć zawsze staram się by taki był.