W poszukiwaniu globalnego drukarza
Który bank centralny odpowiada za 52% przyrostu globalnej podaży pieniądza M2 w 2011 roku? Zastanawiam się ilu czytelników udzieli na to pytanie poprawnej odpowiedzi…
Który bank centralny odpowiada za 52% przyrostu globalnej podaży pieniądza M2 w 2011 roku? Zastanawiam się ilu czytelników udzieli na to pytanie poprawnej odpowiedzi…
Po latach, w których chińskim apetytem można był wytłumaczyć na rynku wszystko, ostatnie tygodnie przynoszą falę pytań na temat kondycji azjatyckiego smoka. Tylko w trakcie ostatnich kilkunastu sesji na plan pierwszy wybijały się dane z Chin, które straszyły spowolnieniem w wielu gałęziach chińskiej gospodarki.
Był kiedyś taki dowcip. Pyta się pracownik na budowie majstra – „szefie, a czy szef wie, co to takiego jest czasoprzestrzeń?” Szef chwilę pomyślał i mówi –„weź no łopatę i zacznij kopać – z tego miejsca – do końca dnia”.
Domyślam się, że większość czytelników blogów bossy bywa już zmęczona obecnością Chin w okołorynkowym dyskursie. W istocie trudno nie odnieść wrażenia, iż znów znaleźliśmy się w świecie, w którym Chinami tłumaczy się dosłownie wszystko. Przyszłe zwyżki cen surowców, drożejącą żywność i wreszcie koniec świata imperium amerykańskiego.
Czy monopol amerykańskich agencji ratingowych zostanie złamany? Do tej pory cały świat korzystał z ocen Standard and Poors, Moodys czy Fitch. Nie wszyscy byli zadowoleni z tych zaleceń i ich trafności – szczególnie po wybuchu kryzysu finansowego. Cały czas pojawiają się głosy o braku bezstronności, a nawet rzetelności amerykańskich agencji, ale poważnej konkurencji na tym polu – brak. W Europie dużo się mówi o mechanizmie ratingowym, ale zanim całość zostanie „przemielona” przez unijne biurokratyczne mechanizmy – minie może nawet kilka lat. O wiele szybciej na nowy obszar weszła chińska agencja ratingowa – Dagong Global Credit Ratings Co, Ltd.
Jedną z większych ofiar pierwszej odsłony kryzysu finansowego był przemysł motoryzacyjny. Od pewnego czasu nie mówi się o upadłości GM, a koncerny samochodowe złapały nieco więcej oddechu – wskutek rosnącej sprzedaży samochodów. Czy jednak taki stan utrzyma się długo, kiedy wspierające sprzedaż bodźce właśnie zanikają? Czy za jakiś czas nie usłyszymy ponownie nawoływania gigantów motoryzacyjnych – pomóżcie, a finansujące je banki znów zaczną przezywać problemy z płynnością?
Czy dolar pozostanie walutą światową? W pewnym sensie tak, a w jakim – najprościej odpowiedzieć na to pytanie, analizując strukturę amerykańskiego zadłużenia, szczególnie to – w czyich to rękach dolar ów się znajduje. Ważna jest nie tylko struktura, ale również to jak się zmieniała do tej pory i …jak może się zmieniać w kolejnych okresach.
Marzec okazał się bardzo pozytywnym miesiącem nie tylko dla gospodarki USA (?WSJ – Pierwsze jaskółki wzrostu?). Jak się okazało, jeszcze korzystniejszy obrót w tym okresie przyjęły wydarzenia na rynkach wschodzących, czyli tzw. emerging markets (EM).
Większość inwestorów na rynku akcji żyje oczywiście spadkami i wzrostami na WallStreet. Słusznie – skorelowanie kondycji GPW z indeksami amerykańskich giełd jest wysokie i jeszcze długo takie pozostanie. Jednak inwestorzy na rynku towarowym zajmuje bardziej to, jak mocno recesyjne spowolnienie odbije się na gospodarce chińskiej i na ile przełoży się ono na spadek zapotrzebowania na surowce.
Blisko trzy lata temu Business Week opublikował podwójny numer poświęcony rosnącej roli Chin i Indii. Dzięki tekstom w Business Week, z których większość jest ciągle dostępna online, spopularyzowana została piękna kontaminacja – Chindia. Od tego czasu stała się ona słowem-kluczem do wszystkiego. Jednak narodziny idei Chindii – jak udało mi się wyszukać – przypisuje się indyjskiemu ekonomiście J. Ramesh’owi, który użył go w tytule swojego zbioru artykułów Making Sense of Chindia.