Weryfikujemy pryncypia, część 3
Jeszcze raz zaglądamy do poradnika „Polityki” by sprawdzić ile z kolejnych podpowiedzi i sugestii tam zapisanych ma praktyczne znaczenie w inwestowaniu.
Jeszcze raz zaglądamy do poradnika „Polityki” by sprawdzić ile z kolejnych podpowiedzi i sugestii tam zapisanych ma praktyczne znaczenie w inwestowaniu.
Unikam bezsensownego prognozowania, co nie oznacza, że nie tworzę prawdopodobnych (według mnie) scenariuszy, tego co może się zdarzyć na rynku i dostosowanych do tego działań. Bezsensowne prognozy to według mnie takie, które precyzyjnie próbują podać daty i konkretne zdarzenia. Czyli – Wig20 na koniec roku, czyli 31 grudnia wyniesie „ęć” punktów. Te, które w mojej opinii mają sens to próba zrozumienia zdarzeń, jakie mogą nastąpić, w wyniku takich czy innych działań i pojawiających się czynników. W zależności od trafności rozpoznania tych zewnętrznych zdarzeń (i ich siły), możemy w trakcie całego okresu prognozy korygować nasze postępowanie.
Nasze blogowe prognozy z ostatniej notki nie wzbudziły większych emocji. Ciekawostką jest to, iż z blogerów bossy Trystero, Grzegorz Zalewski i Tomek Symonowicz nie pojawili się w komentarzach ze swoimi prognozami. Odważnych komentatorów było również relatywnie mało. Wykorzystajmy to, jako pretekst do poszukiwania odpowiedzi na pytanie: czy jesteśmy w bańce spekulacyjnej?
Proponuję spojrzeć jeszcze raz, ale bardziej pragmatycznym choć nadal lekko krytycznym okiem, na porady zawarte w artykule z „Polityki” linkowanym przez mnie w poprzednim wpisie.
Rok 2014 na blogu chciałbym rozpocząć od przypomnienia podstawowej reguły w sektorze inwestycyjnym: oparcie badań na danych historycznych sprawia, że wiele strategii i narzędzi inwestycyjnych świetnie wygląda ale dużo gorzej spisuje się na rynku.
W podsumowaniach roku 2013 – zwłaszcza w przypadku GPW, ale też innych rynków wschodzących – dominowały akcenty relatywnej słabości emerging markets wobec rynków rozwiniętych. Dla poszerzenia obrazu rzut oka na kilkanaście indeksów w perspektywie 24 miesięcy.
Proponuję małe wyzwanie intelektualno-edukacyjne, które pomoże sprawdzić własną wiedzę, zmysł logiczny i doświadczenia inwestycyjne.
W ostatnich dwóch latach bawiliśmy się w prognozy (2012 i 2013) na kolejne 12 miesięcy i na progu nowego rozdziału czas na wersję 3.0, która – zapewne – mniej będzie miała wspólnego z tym, co wydarzy się naprawdę a więcej zarysuje soczewki organizujące naszą uwagę dzisiaj. Oczywiście zaczniemy od rozliczenia, w którym odniesiemy się do prognoz sprzed roku.
Kupowanie akcji spółek, które mają za sobą już znaczny wzrost nie należy do najprostszych emocjonalnie zadań. Należy przede wszystkim się przełamać i „wyłączyć” w sobie pokusę myślenia: „jeśli coś wzrosło o 100 procent, to przecież nie może dalej tak rosnąć”. Co ciekawe ten rodzaj myślenia dotyczy większej części nas, do pewnego momentu. W chwili, gdy na parkiecie zaczynają dominować nastroje „tym razem jest inaczej”, „hossa, nie może się skończyć”, a na rynek napływa szeroką falą rzesza inwestorów, którzy jeszcze kilka dni temu nic nie wiedzieli o rynkach, ale również chcą doświadczyć tego łatwego i szybkiego robienia pieniędzy – ów krytycyzm zostanie wyłączony.