Wycieczka do Indii
Dawno na blogach nie gościł temat rynków wschodzących. Moda na różnego rodzaju BRIC-i minęła, a hossa na rynkach rozwiniętych sprzyjała szukaniu zysków blisko domu, bez ryzykowania kapitału w egzotycznych podróżach.
Dawno na blogach nie gościł temat rynków wschodzących. Moda na różnego rodzaju BRIC-i minęła, a hossa na rynkach rozwiniętych sprzyjała szukaniu zysków blisko domu, bez ryzykowania kapitału w egzotycznych podróżach.
Gdyby ryzyko miało przyjąć postać koloru, to chyba najczęstszym skojarzeniem inwestorów byłby chyba czerwony.
[kontynuacja tematu poruszonego w materiale: Czy androidy marzą o pieniądzach klientów]
Sprawa nie jest łatwa. Postanowiłem przyjrzeć się Ryzykometrowi, o którym opowiadała jego twórczyni Aneta Hryckiewicz. Po pierwsze kłopotliwe dla mnie jest w tym momencie to, że reprezentuję instytucję finansową. Naturalną więc reakcją na tekst może być stwierdzenie, że próbuję zdyskredytować konkurencyjny produkt. Pracując przez wiele lat jako dziennikarz, a później obserwator niezależny opisywałem różnego rodzaju produkty i usługi funkcjonujące na naszym rynku. Czasem krytycznie, czasem uszczypliwie. Ale cel był jeden – dobro czytelnika. Choćby nie wiem jak naiwnie to brzmiało. Od chwili związania się z DM BOŚ unikałem wypowiadania się wprost o konkurencji – domach maklerskich i oferowanych produktach.
Powyższe oświadczenie (asekurację) można więc potraktować jako substytut drobnego druczku na końcu materiałów określanego jako „wyłączenie odpowiedzialności”, z tym, że w tym wypadku należałoby uznać, że jest to „uwzględnienie subiektywizmu”.
Po raz ostatni pokażę znaczenie luk w perspektywie przyszłych notowań indeksów giełdowych.
Gdybym zapytał losowo wybranej grupy osób czy interesowałaby ich inwestycja/lokata dająca 12 procent w skali roku jestem przekonany, że większość nie postukałaby się w głowę. Blisko 19 tysięcy osób, które zdecydowały się „powierzyć” pieniądze AmberGold sugeruje, że wciąż wielu z nas nie potrafi powiedzieć czym tak naprawdę jest ryzyko i jaka jest jego relacja do zysku.
A gdybym powiedział znam taką inwestycję, która po wpłaceniu w 2000 roku 1000 złotych dziś jest warta 3408 złotych, czyli przyrastała średnio 7,5 procenta rocznie?
Od 2000 roku mieliśmy hossę i pęknięcie bańki technologicznej, załamanie na rynku kredytów hipotecznych, kryzys, który nazywany był największym kryzysem od lat trzydziestych. A tymczasem moja inwestycja, cyk, cyk… 7,5 procenta w skali roku; 0,6 procenta miesięcznie. Wykres wygląda w taki sposób, że nawet na mnie robi wrażenie.
W czerwcu pisałem o wynikach ponownego testu około 447 „odkrytych” w ostatnich dekadach anomalii rynkowych. Rezultaty testu wykazały, że zastosowanie realistycznych kryteriów testu uwzględniających specyfikę mikro-spółek eliminuje od 64% do 85% anomalii. Wyniki badania Hue, Xue i Zhanga przypominają inwestorom by aktywnie unikali torturowania danych historycznych oraz by wybierali kryteria testów, które mają solidne oparcie w rynkowej rzeczywistości.
Pod koniec ubiegłego tygodnia Komisja Nadzoru Finansowego wraz Narodowym Bankiem Polskim opublikowała komunikat dotyczący wirtualnych walut, czyli tzw. kryptowalut.
Całość komunikatu można znaleźć na stronach KNF, ja zaś chciałem zająć się nieco odbiorem tego komunikatu przez część „zaangażowanych” uczestników rynku.
Bez echa na naszych blogach przeszła 10 rocznica początku ostatniego kryzysu, który ciągle rezonuje w gospodarce i jeszcze bardziej w polityce. Brak pamięci o tamtym wydarzeniu może wydawać się rzeczą dobrą, ale też ostrzeżeniem, iż straciliśmy wrażliwość na ryzyko.