Nikt nie kocha zniżkowców

W 1999 roku Harry Markopolos studiując wyniki funduszu zarządzanego przez Bernarda Madoffa, doszedł do wniosku, że nic z tego co jest prezentowane nie może być prawdą. Dość szybko wykrył, że nie istnieje żadna korelacja między uzyskiwanymi wynikami a zachowaniem rynków na, których rzekomo miał działać fundusz. Wraz z innymi osobami zaczęli dokładniej studiować wyniki funduszu, którego klientami były wielkie i renomowane instytucje finansowe. Markopolos powiadomił o wynikach swojego śledztwa amerykański nadzór – Securities and Exchange Commission (SEC). Jednak jego uwagi były ignorowane, co doskonale oddał tytuł książki napisanej przez Markopolosa „Nikt nie chciał słuchać”.

Jim Chanos z funduszu Kynikos Associates był coraz bardziej przekonany, że raporty finansowe Enronu są fałszowane. Był rok 2001, trwała hossa i szaleństwo na akcjach wielu spółek. Do grona największych zwycięzców zaliczano Enron. Chanos publicznie kwestionował wyceny dokonywane przez innych analityków oraz rzetelność badań audytora, którym była spółka Arthur Andersen. Równocześnie zaczął zajmować krótkie pozycje w akcjach spółki.

W 2007 roku firma inwestycyjna Cornwall Capital zauważyła ogromny problem z papierami wartościowymi emitowanymi na bazie kredytów hipotecznych. Udziałowcy zaczęli zajmować krótkie pozycje, żeby zarobić na oczekiwanym załamaniu rynku. W tym samym okresie Michael Burry, właściciel niewielkiego funduszu Scion Capital doszedł do podobnego wniosku. Zaczął również budować krótką pozycję czekając na załamanie rynku kredytów subprime. Zarówno Cornwall, jak i Scion mieli problem ze znalezieniem odpowiednich papierów – nikt nie wierzył w ich wątpliwości dotyczące jakości papierów hipotecznych. Uważano, że papiery gwarantowane przez renomowane instytucje, z wysokimi ratingami kredytowymi muszą być bezpieczne.

W 2015 Citron Research – firma założona przez Andrew Lefta i wyszukująca przewartościowane spółki – opublikowała raport, w której oskarżono Valeant Pharmaceuticals International Inc o zawyżanie cen produktów i fałszowanie faktur. Left wcześniej zajął krótką pozycję w akcjach spółki.

To tylko kilka spośród wielu głośnych spraw, w których firmy koncentrujące się na wyszukiwaniu nieprawidłowości, oszustw, fałszerstw dokonują analiz, których nie robią inni analitycy. Dodatkowo zarabiają na tym pieniądze, bo przekonani o własnych racjach i dochodzeniach dokonują transakcji krótkiej sprzedaży. Wielu zniżkowców jest dokładnie obserwowanych przez innych analityków i media, które cenią ich kompetencje oraz dociekliwość. Ogłoszenie raportu, przez którąś z firm koncentrujących się na zyskach z krótkiej sprzedaży ma czasem charakter samospełniającej się przepowiedni.

Od nazwiska jednego ze znanych inwestorów grających na krótko – Davida Einhorna (m.in. udana transakcja przeciw Lehman Brothers w 2007) – wzięło się określenie efekt Einhorna. Chodzi o sytuację, gdy akcje spółki natychmiast reagują na informacje, że zajmuje się nimi Einhorn lub gdy wypowiada się na temat jakiejś spółki publicznie.

Jak pisze w swojej książce „Don’t Blame The Shorts” („Nie oskarżajcie zniżkowców”) Richard Sloan – traderzy parający się krótką sprzedażą od wieków pełnią rolę kozła ofiarnego. Oskarża się ich o wywoływanie krachów, doprowadzanie spółek do bankructwa, ataki na waluty słabych krajów oraz wiele innych niegodziwości. Pamiętne są słowa z 2007 roku ministra pracy w rządzie Angeli Merkel – Franza Münteferinga, który określił fundusze hedge mianem szarańczy – wyszukują ofiarę, pożerają i szukają następnej.

Oczywiście, mało kto zwraca uwagę na to, że zniżkowcy ponoszą ogromne ryzyko, bo w przypadku krótkiej sprzedaży straty mogą wielokrotnie przekraczać zainwestowany kapitał. Podczas hossy spółek memowych w 2020 roku, wielkie fundusze traciły ogromne pieniądze w wyniku zmasowanych zakupów drobnych inwestorów inwestujących w akcje bankrutujących firm. Grający na spadki, nie są lubiani.

Jak się prawdopodobnie domyśla wielu Czytelników, ten tekst będzie dotyczył wydarzeń z piątku, 15 marca, gdy amerykańska firma Hindenburg Research, zajmująca się tropieniem i ujawnianiem różnych nieprawidłowości (oraz zarabianiem na krótkich pozycjach) opublikowała raport dotyczący notowanej na warszawskim parkiecie odzieżowej spółki LPP. W reakcji na zarzuty firmy, akcje LPP spadły o ponad 35% procent przy ogromnych obrotach ponad miliarda złotych stanowiących 1/6 całości obrotów na rynku akcji w tym dniu.

Z zaciekawieniem obserwowałem dyskusję, jaka przetoczyła się w mediach oraz na portalach społecznościowych. Oburzenie mieszało się z niedowierzaniem. Część komentatorów i analityków uznała, że sprawie powinna przyjrzeć się KNF, inni uznali, że obrót akcjami powinien być zawieszony przed sesją. Jeszcze inni uznali, że to próba ataku i zdestabilizowania naszego rynku. Sporo osób było przekonanych, że taka reakcja giełdowa na raport jakiejś tam instytucji świadczy o bananowości i niedojrzałości naszej giełdy. Całkiem sporo głosów dotyczyło tego, że spółka, która publikuje taki raport, a wcześniej zawiera krótkie pozycje nie jest bezstronna, a jej rzetelność tym samym jest wątpliwa. Dużo zarzutów, sporo urażonej dumy patriotycznej „oto zaatakowano naszą spółkę”, a ponadto usprawiedliwień – w sumie, może LPP etycznie zaszwankowało, ale nic ponadto.

Spróbuję przyjrzeć się kilku najważniejszym wątkom.

Bezstronność zniżkowców

 

To jeden z ciekawszych zarzutów – ponieważ firma ma własny interes w tym, żeby akcje spadły (posiada krótką pozycję), to raport nie jest bezstronny. Tak jak napisałem we wstępie do tego tekstu, firmy inwestycyjno-analityczne, które specjalizują się w tropieniu nierzetelności, fałszerstw i różnego rodzaju oszustw zarabiają dzięki temu, że wcześniej otwierają krótkie pozycje w akcjach danych spółek lub odpowiednich aktywów. Zupełnie niczym nie różni się to od tego, co robi zdecydowana większość firm inwestycyjnych, analityków, funduszy i zarządzających, którzy zajmują długie pozycje w spółkach, w których perspektywy wierzą. W spółkach, które są niedocenione, nie zauważone przez innych. Napisałem wyżej o efekcie Einhorna – samospełniającej się przepowiedni, gdy David Einhorn (albo inna znacząca osoba) wypowiada się negatywnie na temat jakiejś spółki i jej akcje spadają. Absolutnie niczym nie różni się to od efektu Warrena Buffetta. Gdy szef Berkshire Hathaway ogłasza, że kupuje lub (rzadziej) sprzedaje akcje jakiejś spółki, inwestorzy podążają za nim, co przekłada się na zachowanie kursu.

W  języku angielskim istnieje idiom „skin-in-the-game”. Spopularyzowany został przez Nassima Taleba, w książce pod takim tytułem (po polsku wyszła jako „Na własne ryzyko”. Chodzi o ryzykowanie własnej skóry, gdy jest się przekonanym do jakiejś idei inwestycyjnej czy biznesowej. Nie chodzi o czcze przechwałki, tylko podjęcie realnego ryzyka na własny koszt. Tak pisze Taleb:

Nie chodzi tylko o to, że akceptowanie osobistej odpowiedzialności jest niezbędnym elementem uczciwości, efektywności handlowej i zarządzania ryzykiem: ryzykowanie własnej skóry jest niezbędne do rozumienia świata. […]

Jeśli czerpiesz korzyści, musisz także ponieść pewne ryzyko, nie zaś pozwalać, aby to inni płacili za twoje błędy. Jeśli obarczasz ryzykiem innych, a oni poniosą szkodę, musisz za to zapłacić. Podobnie jak powinieneś traktować innych w sposób, w jaki chciałbyś być traktowany, chciałbyś dzielić się odpowiedzialnością za wydarzenia w sposób sprawiedliwy i równy. Jeśli wypowiadasz opinię, w wyniku której ktoś podejmuje działanie, jesteś moralnie zobligowany do poniesienia stosownych konsekwencji. A gdy formułujesz prognozy ekonomiczne: Nie mów, co „myślisz”, po prostu powiedz, co masz we własnym portfelu.

Zarządzający, którzy swoje własne środki inwestują w zakładane przez siebie fundusze, działają właśnie w ten sposób. Stawiają własne pieniądze na własne idee. Nie zawsze się to udaje. U nas przykładem był choćby autorski fundusz Krzysztofa Rybińskiego – Eurogeddon. Rybiński postawił na upadek strefy euro. Przegrał zakład. Na rynku nie inwestycyjnym, takim podejściem jest każdy biznes, w który założyciele ryzykują „własną skórą”.

Firmy podobne do Hindenburg Research podejmują ryzyko. Krótka sprzedaż generalnie jest bardziej ryzykowna od klasycznego inwestowania bez dźwigni, polegającego na kupnie akcji i czekaniu na wzrost ich ceny. W przypadku krótkich pozycji można stracić znacznie więcej niż się zainwestowało. Do niedawna regulacje amerykańskie utrudniały zajmowanie krótkich pozycji (chodzi choćby o zasadę „uptick rule” wprowadzoną po załamaniu giełd z lat 20’ XX wieku, blokującą częściowo dokonywanie krótkiej sprzedaży). Specjalizujące się w krótkiej sprzedaży firmy badawcze narażają się na pozwy, wnikliwe zainteresowanie organów nadzoru oraz społeczną i medialną presję.

Zabawne dla mnie jest stwierdzenie, że rzetelność takich raportów jest wątpliwa, bo spółka ma interes w tym, żeby akcje spadały. No cóż. Nie jest wielkim wysiłkiem zająć krótką pozycję po kryjomu, a następnie „urobić” dziennikarzy czy media, żeby poruszyły dany temat. Wydaje się, że podejście firm typu Hindenburg jest znacznie bardziej przejrzyste i szczere. Mówią wprost „postawiliśmy na to, bo mamy wątpliwości, udowodnijcie, że jest inaczej”.

Czym różni się to od sektora inwestycyjnego głównego nurtu, który mając skrzywienie zakupowe (buy-side), robi to samo – publikując, wyceny, raporty, opinie, a wcześniej budując odpowiednio swoje portfele i kupując akcje?

Rzetelność Hindenburg Research

Hindenburg Research działa od 2017 roku. Nazwa odwołuje się do katastrofy pasażerskiego sterowca LZ 129 Hindenburg, do której doszło w maju 1937 roku. Założyciel firmy Nathan Anderson uważał, że to przykład katastrofy za którą odpowiedzialny jest człowiek, a której można było uniknąć. Anderson przyznał, że inspiracją do jej założenia była działalność Harry’ego Markopolosa, czyli człowieka, który wykrył i ujawnił oszustwo Madoffa. Zresztą przy jednej sprawie obaj panowie wspólnie pracowali.

Firma stała się sławna, gdy trwał boom na akcje spółek produkujących samochody autonomiczne. Analitycy Hindenburg opublikowali raport, w którym stwierdzili, że Nikola Corporation kłamie na temat produkowanych ciężarówek i oczywiście zajęli krótkie pozycje. Na podstawie analizy promocyjnego filmu opublikowanego przez firmę Hindenburg uznał, że ciężarówka toczy się po zboczu wykorzystując siłę grawitacji, a nie korzysta z jakiegokolwiek napędu. To zainspirowało ich do dokładniejszego przyjrzenia się potencjałowi produkcyjnemu spółki. Przedstawiciele Nikola Corp oburzyli się na te sugestie uznając je za oszczerstwa i zagrozili podjęciem odpowiednich kroków prawnych. Niestety w wyniku raportu Hindenburg sprawą zajął się amerykański nadzór oraz Departament Sprawiedliwości. Wszystkie zarzuty się potwierdziły.

Niedawno pisałem o tym, że spółka walczy o przetrwanie (Tesla, Tesla, a co z Nikolą). Polecam również tekst Trystero o reakcji spółek na krytyczne raporty, gdy pojawiły się pierwsze zarzuty wobec producenta ciężarówek.

Od tamtego pierwszego raportu Hindenburg miał na celowniku wiele spraw. Kończyły się zawieszaniem spółek na giełdach, wszczynaniem spraw przez SEC, śledztwami i zarzutami karnymi. Może się to nie podobać, ale są naprawdę skuteczni w tropieniu nieprawidłowości.

W pierwszym roku działalności, poza Nikola, Hindenburg ostrzega przed inwestycją w akcje PolarityTE, w związku z wątpliwościami co do rzetelności raportów finansowych. Rok później dyrektor finansowy spółki rezygnuje, a SEC oskarża go o manipulację kursem. Podobna historia dotyczy spółki Pershing Gold.

W 2020 publikują raport dotyczący spółki WINS Finance. Zdaniem analityków spółka nie poinformowała amerykańskich inwestorów, że jej zależna spółka w Chinach stała się niewypłacalna. Cztery miesiące później NASDAQ zawiesza notowania spółki – informacje o zamrożeniu aktywów spółki zależnej potwierdziły się.

W tym samym roku zajmują się firmą China Metal Resources Utilization – ich zdaniem w raportach finansowych znalazły się liczne nieprawidłowości oraz nieujawnione transakcje z podmiotami powiązanymi. Po raporcie Hindenburga z funkcji audytora China Metal Resources Utilization wycofuje się Ernst and Young.

Kolejna spółka na celowniku – SC Worx. Zdaniem śledczych spółka podała nieprawdę publikując informację o potwierdzeniu dwóch milionów testów na obecność wirusa Covid-19. Dodatkowo zwrócono uwagę na fakt, że dyrektor generalny spółki prawdopodobnie sfałszował swoje kwalifikacje medyczne. Amerykański SEC zawiesza spółkę i wzywa do wyjaśnień. Podobna sytuacja dotyczy Predictive Technology Group. Hindennburg również poddaje w wątpliwość informacje dotyczące skuteczności testów na COVID oraz zarzuca firmie kłamstwa, o zgodzie rządu chińskiego na dystrybucję testów. SEC zawiesza handel czasowo i przenosi obrót na rynek pozagiełdowy.

Jedną z najgłośniejszych spraw była ta dotycząca indyjskiej spółki Adani Group. Firmie zarzucono manipulacje akcjami i nieprawidłowości w raportach finansowych. Cena akcji spadła gwałtownie, zaś jeden z najbogatszych ludzi w Indiach Gautam Adani musiał borykać się z kryzysem wizerunkowym i finansowym. Sam Adani nie ma najczystszej karty – w 2002 roku był aresztowany po oskarżeniach o oszustwo. W 2012 roku zostaje oskarżony o oszustwa na rynkach akcji. W 2022 sprawa zostaje umorzona. W 2023 roku niezależna organizacja zajmująca się tropieniem przestępczości zorganizowanej i korupcji (OCCPR) skupiająca dziennikarzy na całym świecie informuje, że Grupa Adani przy wykorzystaniu podstawionych firm manipuluje cenami akcji omijając przepisy. Nieustannie podnoszone są w stosunku do Adaniego zarzuty dotyczące koneksji z premierem Indii  Narendrą Modim i wykorzystywania tej znajomości, aby otrzymywać kontrakty rządowe na rynku energetycznym.  Co jakiś czas media i analitycy zwracają uwagę na nieprzejrzystość działań Adaniego. Jeśli chodzi o kwestie poruszone przez Hindeburg Research, ostatecznie Sąd Najwyższy Indii oraz indyjski nadzór oddaliły te zarzuty.

Na raporty Hindenburg Research zwracają uwagę największe media finansowe, a poruszanym przez nie sprawom przygląda się amerykański nadzorca. W kilku przypadkach dochodziło do ugody między nadzorem a spółkami, które znalazły się na celowniku analityków Hindenburg, w kilku do sformułowania aktów oskarżenia.

Dość zabawne w tym kontekście są pojawiające się u nas głosy, że to próba zniszczenia biznesu i manipulacja. Zwłaszcza, że od kilku lat mówi się głośno o etycznym biznesie i roli sygnalistów w tworzeniu lepszego świata.

Gdy sygnalista faktycznie się pojawia, nagle zaczyna się problem. Może dlatego, że zarabia na tym, stawiając własne pieniądze. Nie ma w tym nic zaskakującego. Psycholog Paul Bloom w książce Złoty środek, wyjaśnia, że ludzie nie akceptują, gdy ktoś za swoje działania charytatywne (choćby najbardziej szczytne) pobiera wynagrodzenie. Taki altruizm nam się nie podoba. Cóż w takim razie mamy powiedzieć, o firmie, która doprowadza do kłopotów inne firmy. Fajnie jest mówić o etyce na rynkach finansowych, społecznej odpowiedzialności, przejrzystości i ładzie korporacyjnym, no ale znajmy umiar!

Raport Hindenburg dotyczący LPP jest obszerny, szczegółowy, z podaniem zdjęć, fragmentów raportów, danych finansowych. Analitycy skorzystali z usług „tajemniczych klientów” i odwiedzili sklepy w Rosji, żeby znaleźć dowody. Nie siedzieli za biurkiem, mając do dyspozycji raport finansowy i komunikaty prasowe. Zarzuty są poważne, szczegółowo opisane i dotyczą kilku obszarów działalności spółki.

Ten raport wyraźnie się różni od niektórych, pojawiających się na naszym rynku, sygnowanych przez renomowane instytucje.

W listopadzie 2008 roku analityk UniCredit Robert Rethy opublikował raport dotyczący spółki Lotos, wyceniając jej akcje na 0 zł. Argumenty?

Na najbliższe 12 miesięcy określamy wycenę docelową dla spółki Lotos na 0 PLN (poprzednio 25 PLN). Zero oznacza dwie rzeczy:

  • Przyznajemy, że nie jesteśmy w stanie określić wartości spółki w wiarygodny sposób
  • Uważamy, że istnieje 50% prawdopodobieństwo, iż spółka nie przetrwa w obecnej strukturze, co dla posiadaczy akcji może oznaczać utratę większości lub wszystkich zainwestowanych środków.

Przyznajemy, że nie jesteśmy w stanie określić”. Nie znam się, ale wypowiem. Po zbadaniu sprawy KNF uznała, że rekomendację sporządzono „bez zachowania należytej staranności i bez zapewnienia rzetelności”.

Przytoczę również fragment mojego ukochanego, dziewięciostronicowego raportu dla akcji Softbanku przygotowanego w marcu 2000 przez Pekao SA, który trzymam w swoich zasobach jak najcenniejszy skarb.

Dostrzegam jednak pewną różnicę w argumentacji w tych „raportach” a opracowaniem Hindenburg Research.

Zawieszenie notowań

Część obserwatorów rynku uznała, że notowania akcji LPP na sesji w piątek powinny były zostać zawieszone. Raport został opublikowany przed sesją i giełda mogła odpowiednio zareagować.

Mamy do czynienia z klasycznym błędem poznawczym „wiedzy po fakcie” (hindsaight bias). Zanim nie otworzyły się notowania i akcje LPP nie zanurkowały od razu na otwarciu sesji, raport Hindenburg nie był komentowany w mediach. Nikt nań nie zwrócił uwagi. A nawet jeśli by tak było, sądzę, że spora część uczestników rynku, uznałaby, że zarzuty nie są jakoś specjalnie istotne, bo przecież dotyczą „zaledwie” kwestii etycznych, czy wizerunkowych. Wszak firma nie złamała prawa, ani nie fałszowała ksiąg. Po prostu prowadzi biznes w Rosji. Jak wiele innych firm globalnych, które nie wycofały się z tego rynku po ataku Rosji na Ukrainę, mimo ogólnoświatowego embarga. O tym, że atak na Ukrainę okazał się dla wielu firm poważnym sprawdzianem, pisała Katarzyna Kucharczyk w tekście opublikowanym na łamach Parkietu: Etyka w biznesie. Jak wojna weryfikuje wzniosłe hasła.

Jak się jednak okazało część posiadaczy akcji nie zignorowała raportu i postanowiła pozbyć się akcji za wszelką cenę, co doprowadziło do tak silnego załamania. Nie sądzę, żeby ktokolwiek zapytany przed sesją o możliwą reakcję na raport dopuszczał myśl o tym, że spółka straci 1/3 wartości.

Etyka

Według przeprowadzonych w 2014 roku przez MillwardBrown badań „Sami o sobie — sprzedawcy we własnych oczach”, w których udział wzięli przedstawiciele różnych branż, 42% ankietowanych uważa, że ważniejsza jest sprzedaż produktu niż zachowanie się w sposób etyczny. 68% pytanych zgodziło się ze stwierdzeniem: „Często zdarza się, że sprzedawcy wykorzystują niewiedzę klientów, w celu ułatwienia sobie sprzedaży produktu lub usługi”. Nie wygląda to optymistycznie.

O etyce świetnie prowadzi się konferencje, wylewa krokodyle łzy, gdy jakieś działania zostaną ujawnione, zaś szefostwo i wewnętrzne działy nadzoru jak mantrę powtarzają okrągłe zdania: „popełniono pewne błędy, przyjrzymy się, żeby w przyszłości do nich nie doszło”. Jeśli nie dojdzie do ewidentnego złamania prawa, tylko właśnie do naruszenia standardów moralnych, to zwykle nie ma odpowiedzialnych. Są jacyś „oni”, „system”. Nie wiadomo, kto sprzedawał trefne obligacje, wciskał klientom karty kredytowe, namawiał na opcje. Jak pisał w Gronach gniewu John Steinbeck:

To nie my, to bank. A bank to nie człowiek.

Mamy od kilku lat wybuch mody na CSR – działania biznesowe społecznie odpowiedzialne. Powstają rankingi, indeksy, spółki deklarują, że starają się być jak najbardziej odpowiedzialne. Spółka LPP dwukrotnie zdobyła Złoty i Zielony Listek CSR w rankingu przygotowywanym przez tygodnik Polityka, firmę konsultingową Deloitte oraz Forum Odpowiedzialnego Biznesu.

Norma ISO 26000 wyróżnia siedem obszarów społecznej odpowiedzialności biznesu:

  • ład organizacyjny,
  • prawa człowieka
  • stosunki pracy
  • środowisko
  • sprawiedliwe praktyki rynkowe
  • relacje z konsumentami
  • zaangażowanie społeczne.

A później wybucha wojna i jak pisała Katarzyna Kucharczyk w Parkiecie, piękne hasła muszą się zderzyć z rzeczywistością.

Czy gdzieś wśród tych punktów mowa jest o tym, jak zachować się w przypadku embarga nałożonego na kraj, w którym prowadzimy biznes? No przecież jest to społecznie odpowiedzialne nie porzucać pracowników i klientów z takiego rynku. Przecież embargo dotyczy kraju, a nie zwykłych ludzi. Takie są tłumaczenia wielu szefów korporacji. Można również nie drażnić opinii publicznej i zrobić to nieco inaczej. Nie prowadzić interesów z Rosją, tylko otworzyć się na nowe rynki – Kazachstan, Mongolię, Chiny. A to co dzieje się dalej, to już przecież nie nasza sprawa!

Sankcje nakładane na różne kraje są obchodzone od lat. Istnieją wyspecjalizowane firmy, które wykorzystują trudną sytuację reżimów i stają się pośrednikami, między krajami, objętymi embargiem, a przedsiębiorstwami, którym nie wypada przecież wspierać dyktatorów. Świetnie opisano część tego biznesu w śledztwie Javiera Blasa i Jacka Farchy Świat na sprzedaż.

Gdy w latach dwudziestych ujawniono, że drewno eksportowane przez Rosję pochodzi z obozów pracy, zaś sprzęt jest wykorzystywany do transportu więźniów, Stany Zjednoczone nałożyły embargo na import drewna. Na tydzień. Ekonomia i potrzeby klientów wygrały.

Przy okazji sprawy LPP i zarzutów podniesionych przez Hindenburg Research w kilku komentarzach czytam, że przecież nie złamano prawa. No, co najwyżej, etycznie było to nie w porządku.

No właśnie. Co najwyżej. Nie po to kupujemy samochody z opalizującym lakierem lub kosmetyki z błyszczącymi drobinkami od firm odpowiedzialnych społecznie, żeby się zastanawiać nad pracą dzieci w nielegalnych kopalniach miki w Indiach, czy na Madagskarze. To na pewno nie ta sama mika! Nasza pochodzi od firm z Luksemburga i Cypru. Jest czysta.

Firma sprzedaje ubrania w Rosji? Przecież nie sprzedaje ich Putinowi, tylko zwykłym, uciskanym obywatelom.

Wśród niektórych komentatorów pojawił się swego rodzaju symetryzm – zarzuca się Hindenburgowi, że jednak zajęcie krótkiej pozycji i publikacja raportu, który wpływa na kurs nie jest zbyt etyczne. Czyli zamiast zająć się analizą tego, czy zarzuty wywiadowni gospodarczej są prawdziwe, pytamy „a jaki oni mają w tym interes, że tak dociekają?”.

Bananowy rynek i przesadna reakcja

Spadek o 30 procent, nawet jeśli część zarzutów się potwierdzi, jest reakcją przesadną

To bananowa giełda, jeśli można w taki sposób wpłynąć na spółkę z WIG20

To część głosów, jakie pojawiły się po piątkowych wydarzeniach. Pozostaje mi tylko głęboko westchnąć…

Gdy w kwietniu 2022 Netflix ogłosił, że w ciągu kwartału stracił 200 000 subskrybentów, cena akcji spadła o 30 procent w czasie jednej sesji. Dwieście tysięcy z dwustu dwudziestu milionów aktywnych! Spadek liczby klientów o 0,09 procenta zmasakrował kurs akcji.

Isaak Newton, który na początku XVIII wieku stracił na inwestycji w akcje Kampanii Mórz Południowych pokaźną fortunę, stwierdził: „Potrafię obliczyć ruchy ciał niebieskich, ale nie szaleństwo ludzi”. To, że giełdy są nadreaktywne, przechodzą od manii do euforii i porównywane są do niestabilnego szaleńca, nie jest niczym nowym, a wręcz jest istotą rynków.

Wbrew przytaczanym wyżej opiniom, przekornie powiem, że fakt zainteresowania się spółką na GPW przez podmiot typu Hindenburg Research świadczy o swego rodzaju prestiżu. O polskiej spółce pisze Wall Street Journal, Financial Times, Fortune. Nie zdarza się to zbyt często.

Reakcja LPP

Zostawiam sobie na koniec, to w jaki sposób na raport Hindenburg Research zareagowała sama spółka.  Przed godziną jedenastą, czyli już w trakcie trwania sesji i po spadkach ceny akcji pojawiło się oświadczenie.

Szanowni Państwo,

raport przygotowany przez Hindenburg Reasearch jest elementem przygotowywanego od 5 miesięcy zorganizowanego ataku dezinformacyjnego obliczonego na spadek kursu akcji Grupy LPP. O sprawie poinformowaliśmy wcześniej Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz Krajową Agencję Skarbową.

Z tego co ustaliliśmy, nie jesteśmy pierwszą firmą, która stała się obiektem zainteresowania wywiadowni. Wcześniej podobny proceder został przez Hindenburg wycelowany w spółkę Adani. Wiemy jednocześnie, że wywiadownia działa na zlecenie podmiotów trzecich. Nie można wykluczyć, że tego typu działania mogą być próbą przejęcia wpływów w spółce LPP.

Grupa ma pełną kontrolę nad sytuacją. Wszelkie dodatkowe wiadomości będziemy przekazywać na bieżąco.

Nie wiem, kto jest odpowiedzialny za przygotowanie treści tej notki, ale w gronie moich znajomych – dawnych dziennikarzy finansowych oraz analityków – wzbudził jedynie uśmiech.

Jeśli – jak napisano w oświadczeniu – „atak” był przygotowywany od pięciu miesięcy, to znaczy, że było MNÓSTWO czasu na przygotowanie się i ustosunkowanie się do zarzutów, przedstawienie sensownych argumentów, a nie opublikowanie oburzenia i okrągłych zdań z serii „to hejt i kampania oszczerstw”.

Nie wiem, na jaką reakcję odbiorców liczył autor komunikatu pisząc: „Spółka ustaliła, że nie jest pierwszą firmą, która stała się obiektem zainteresowania wywiadowni„. Chyba tylko dla laika brzmi to jak coś w rodzaju: „to straszne”. Jak pisałem wyżej raporty Hindenburg traktowane są z całą powagą, nie tylko przez media, analityków, ale również nadzór.

Nie można wykluczyć, że tego typu działania mogą być próbą przejęcia wpływów w spółce LPP”.

Bardzo to ciekawe? W jaki sposób mają być przejęte owe wpływy? W przypadku LPP 31 procent akcji dających prawo do 60 procent głosów na Walnym Zgromadzeniu ma Fundacja Semper Simul związana z założycielem spółki Markiem Piechockim. W 2018 główni założyciele spółki wnieśli swoje akcje do tej fundacji, żeby nie dopuścić do ich rozproszenia. Czyżby chodziło o jakieś wewnętrzne tarcia między nimi? To rodzi kolejne wątpliwości.

Wizerunkowo i komunikacyjnie brak ustosunkowania się do głównych zarzutów (przypomnę, firma pisze, że była przygotowana na taki atak od kilku miesięcy) nie wygląda dobrze.

Kolejny komunikat LPP pojawił się krótko po opublikowaniu pierwszego. Tym razem zaprzeczono, że LPP jest właścicielem biznesu w Rosji  oraz, że ani pośrednio, ani bezpośrednio nie kontroluje obecnych właścicieli i dyrektorów spółki, która prowadzi obecnie rosyjski biznes.

W tym momencie rozpoczyna się praca dla dziennikarzy, którzy powinni dokładnie przyglądać się, czy spółka odpowiada na konkretne zarzuty, czy też formułuje odpowiedzi „dookoła”.

LPP od kilku miesięcy monitoruje sytuację związaną z atakiem skierowanym przeciwko Spółce, mającym na celu manipulację kursem akcji. Z pozyskanych informacji wynika jednoznacznie, że atak jest inspirowany przez osoby, których celem jest uzyskanie korzyści na utracie wartości akcji LPP.

Brzmi jak dziennikarstwo śledcze i odkrycie czegoś, o czym nikt nie wiedział -„z pozyskanych informacji”. Tymczasem na końcu raportu Hindenburg publikuje informację wprost o tym, że ma krótką pozycję w akcjach. Tak jak napisałem kilka akapitów wcześniej. jest to jasne i rzetelne postawienie sprawy.

Przed zakończeniem sesji pojawił się trzeci komunikat LPP, w którym „stanowczo i w całości zaprzecza i dementuje informacje znajdujące się materiale Hindenburg Research”. Następnie w ośmiu punktach odnosi się do części tez w raporcie. Ponownie podkreślę, to praca dla dociekliwych dziennikarzy finansowych (a może również Komisji Nadzoru Finansowego), żeby pytać o konkretne zarzuty podniesione w raporcie i drążyć wokół szczegółów. Z kolei ze strony spółki – w tej trudnej wizerunkowo sytuacji – powinna być pełna otwartość na najbardziej nawet szczegółowe i niewygodne pytania.

Odwoływanie się do przypadku Adani Group w świetle historii i wielu zarzutów wobec jej właściciela oraz jego powiązań politycznych, nie jest zbyt fortunne.

Teksty o zawiadomieniu do prokuratury o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa, traktuję jako niezbędny w takich sytuacjach ozdobnik. W każdym razie spór oraz zachowanie rynku w najbliższych dniach zapowiada się niezmiernie interesująco.

Tymczasem czekamy na godzinę 9:00 w poniedziałek…

*zniżkowcy – pozwalam sobie na wykorzystywanie tego cudownego określenia, wprowadzonego przez tłumaczkę Halinę Suwałę w powieści Emila Zoli „Pieniądz”, na określenie graczy zajmujących krótkie pozycje i liczących na zysk ze spadku cen akcji. Swoją drogą jeden z bohaterów książki Gundermann – spekuluje na krótko akcjami Banku Powszechnego przypuszczając, że publikowane raporty są kłamstwem.

[foto: Murray Becker, katastrofa sterowca Hindenburg]

12 Komentarzy

  1. Niko

    Świetnie to Pan napisał,ta firma działa jak firma deratyzacja niszczy szkodniki w tym wypadku Lpp, jeżeli szczurom pozwolisz się rozmnozyć to nie opanujesz sytuacji, oni robią dobra robotę tepią szkodniki na rynku finansowym oczuszczając rynek i na dodatek ryzykując własnymi pieniędzmi bo nikt z zewnątrz tej usługi nie opłacił, oszustów trzeba eliminować z rynku to może wtedy ludzie bardziej się przekonają do inwestycji na rynku finansowym.

    1. Jaca

      Ty jesteś poważny? Kto normalny będzie inwestował w Polsce po czymś takim. Widać,że jedyne co robisz ,to dywersyfikacja 30 spółek po 1000zl

  2. kovalsky

    Uff… jakie to szczęście, że to sądy zajęły się kredytami frankowymi, a nie Hinderburg zrobił Research.

  3. tśw

    Nazwanie profesor dr hab. Haliny Suwały "tłumaczką" to niezbyt szczęśliwe określenie 😉

  4. _dorota

    "Zabawne dla mnie jest stwierdzenie, że rzetelność takich raportów jest wątpliwa, bo spółka ma interes w tym, żeby akcje spadały."

    To jest niewłaściwie postawiona kwestia. Rzetelność i interes pozostają tutaj w nieco bardziej zniuansowanej relacji. Profit z działania zniżkowca jest oczywistym motorem tego działania, ale nie musi mieć żadnego związku z rzetelnością.

    Myślę o "samograjach" – sytuacjach, kiedy znany podmiot atakuje jakąś firmę. Reakcja rynku (szczególnie jeśli trochę tej reakcji ktoś pomógł) pozwala wówczas na bezpieczne i zyskowne zamknięcie krótkich pozycji. A co do rzetelności ataku nie sposób wyrobić sobie zdania w ciągu minut/godzin, kiedy akcja kulminuje i gaśnie. Więc ryzyko niepowodzenia też niskie.

    Badanie przez organy nadzoru zasadności merytorycznej ataku wydaje mi się koniecznością i powinno następować z automatu. Tak samo badanie przebiegu zdarzeń rynkowych w dniu ataku (w celu wyjaśnienia, czy ktoś pomógł w inicjacji ruchu).

    Do czasu potwierdzenia zasadności akcja powinna być traktowana jako manipulacja rynkiem. Bo tym w istocie jest 🙂

  5. GZalewski

    "Badanie przez organy nadzoru zasadności merytorycznej ataku wydaje mi się koniecznością i powinno następować z automatu." – zgadza się. Zakladam, że z automatu KNF sprawdza wszystko co należy.

  6. Filip

    Znakomity artykuł. Przypomina mi się jeszcze jedna historia z polskiego rynku. W 2003 roku emisję przeprowadzała HOOP S.A. Wtedy pojawił się raport sygnowany nazwą Poland Securitie. W efekcie spółka musiała obniżyć cenę akcji nowej emisji z 23 do 21 zł. I tylko dlatego, że ktoś przeprowadził bardzo przyzwoitą i krytyczną analizę prospektu emisyjnego. Czegoś co było dostępne dla wszystkich.

    1. GZalewski

      Tak. Chodził mi po głowie ten wątek, ale może poruszę w innym tekście. J. Supłacz opowiedzialny za Poland Securities właśnie robił coś czego nie robili inni mainstreaomwi analitycy – przyglądał się krytycznie.
      Nie tylko Hoop (jego strona wciąż jest aktywna)

      tu jeden ze starych tekstów o nim:
      https://www.parkiet.com/gospodarka/art25460361-jaroslaw-suplacz-kto-to-jest

      1. Filip

        Zgadzam się. To była nieco inna sytuacja. Sprzedaż nowej emisji akcji a nie wyceny spółki notowanej. Chociaż w sumie dotyczyła tego samego zagadnienia czyli wyceny akcji :-).
        Szkoda, że krytyczne raporty dotyczące spółek giełdowych są właściwie publikowane w takich przypadkach jak obecna. Kiedyś był poruszany tutaj ten wątek, że generalnie oczekuje się informacji, które będą pozytywnie wpływać na wzrost kursu. Analityków, którzy wydają pozytywne rekomendacje w przeciwieństwie do tych wydają negatywne/krytyczne, nie muszą obawiać się pozwów. Pozostają więc takie firmy jak Hindenburg Research. Swoją drogą to czekam jeszcze na wątek pt. "Gdzie był KNF?" i czy rząd nie powinien przeprowadzić interwencyjnego skupu akcji czy zakazu krótkiej sprzedaży;-). W kontekście protestów rolniczych to nawet by się to ładnie zgrało. Kiedyś były interwencyjne skupy żywca to może i teraz mogą być skupy akcji :-).

  7. Chlorofil

    Niezależnie od pozostałych przypadków typu samochód autonomiczny (w Polsce mieliśmy zresztą podobną hucpę w postaci Veno / Arrinera) oraz niefrasobliwości komunikacyjnej, przypadek LPP jest jednak zupełnie innych, ponieważ nie w tych zarzutach niczego nieetycznego. Rozumiem, że są ludzie którzy uważają inaczej, jednak trudno uznać to za rozsądne.

    Jeśli spółka LPP znalazła sposób, żeby zarabiać na obywatelach Rosji to nie ma w tym nic nieetycznego. Pieniądze idą do Polski, zamiast do iść do firm rosyjskich (a może chińskich). Jeśli ktoś uważamy, że kupując ropę/LPG wspomaga się Rosję (choć i tu można dyskutować czy embargo bardziej szkodzi Rosji czy nam) to logicznie jeśli Rosja kupują ubrania w Polsce, to kto to jest do przodu?

    Zestawienia z obozami pracy są już zupełnie odrealnione.

    1. GZalewski

      Dość przewrotna logika 🙂

      Można również powiedzieć (to pomysł mojej znajomej, która nie lubi ich ubrań) "one są tak marnej jakości, że to może jest pomysł na dywersję – niech ruscy noszą te ubrania"

      hasło podpowiedź: embargo

    2. Krzysiek

      Zupełnie się zgadzam! Gdyby LPP sprzedawało układy optyczne, systemy naprowadzania itp, to tak, ale majtki? Litości, niech narzucą dodatkową marżę i koszą kasę na ruskich aż miło.

      Jak dla mnie to idealny moment na kupno. Na razie w piątek po ok. 11700PLN, liczę na zejście w okolice 10k, to byłoby już idealnie.

      W księgach się wszystko zgadza, to dla mnie najważniejsze. W nosie mam "etyczność", bo jej w biznesie nie ma.

      Tak samo nad byciem eko pracuje sztab marketingowców, a nie inżynierów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *

Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora publikacji i nie muszą reprezentować poglądów DM BOŚ S.A. Informacje i dane zawarte w niniejszym materiale są udostępniane wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych oraz nie mogą stanowić podstawy do podjęcia decyzji inwestycyjnej. Nie należy traktować ich jako rekomendacji inwestowania w jakiekolwiek instrumenty finansowe lub formy doradztwa inwestycyjnego. DM BOŚ S.A. nie udziela gwarancji dokładności, aktualności oraz kompletności niniejszych informacji. Zaleca się przeprowadzenie we własnym zakresie niezależnego przeglądu informacji z niniejszego materiału.

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.