Luźne spekulacje na 2026
Media finansowe mają z rocznymi prognozami analityków relację typu „love–hate”. Z jednej strony śledzą, publikują i komentują roczne poziomy docelowe dla indeksu S&P 500. Z drugiej strony przypominają, że inwestycyjna wartość takich szacunków jest ograniczona, a ich sprawdzalność pozostawia wiele do życzenia.
Ta relacja przypomina mi podejście polskich inwestorów indywidualnych do corocznych „top picks” domów maklerskich.
Kończymy naprawę świetny rok na rynkach akcji, nie tylko w Polsce, ale również na świecie. Oczywiście patrząc przez pryzmat indeksów oraz wybranych branż, bo jednak nie była to hossa szerokiego rynku. Co ciekawe nawet jeśli zerkniemy na indeksy rodzime, też widać różnice w ich przebiegu, choć z perspektywy dwunastu miesięcy nie powinno być powodów do narzekania. WIG wzrost o 45,9 procent, WIG20 +44,2 procent, mWIG40 +32,1 procent, sWIG80 22,2 procent. Wygląda na to, że była to hossa dużych spółek i pokazują to zdecydowanie wyniki, choćby PKN i KGHM. Akcje pierwszej z nich zyskały niemal 100 procent, drugiej wrosły aż o 132 procent. To one w dużym stopniu stoją za sukcesem WIG-u i WIG20, choć nie bez wpływu było również zachowanie instytucji finansowych – PKO bp, PZU, Pekao – akcje każdej z nich zyskały około 50 procent. Tych pięć spółek ma około pięćdziesięcioprocentowy udział w indeksach WIG i WIG20, więc można uznać, że stąd podobne zachowanie obu.
Przecena rynku kryptowalut w IV kwartale 2025 roku i naturalne w końcówce grudnia szukanie zakładów na kolejny rok daje mieszankę, która u spekulacyjnie nastawionych inwestorów musi wywoływać element zainteresowania.
Zestaw opublikowanych ostatnio danych makro postawił inwestorów przed trudnym zadaniem zinterpretowania aktualnego stanu gospodarki amerykańskiej. Pochodną jest pytanie, pod jakie scenariusze pozycjonować się w krótszej perspektywie i jak kreślić scenariusze średniookresowe?
Ostatnie dwa tygodnie na rynkach były ciekawym doświadczeniem. Doniesienia z Bliskiego Wschodu i Waszyngtonu fruwały szybciej niż rakiety między Iranem i Izraelem. Próby podążenia za tym szumem – który okazał się często propagandą – były skazane na porażkę. Najlepszym rozwiązaniem było zignorowanie całego zamieszania, które po 12 dniach ulokowało rynki właściwie w punkcie wyjścia.
Rynki wchodzą właśnie w finałowe sesje maja, więc jak bumerang powraca pytanie o zasadność wyjścia przed okresem wakacyjnej flauty i tradycyjnej smuty. Paradoks tegorocznego pytania o „Sell in May” polega też na tym, iż to był wyjątkowo ciepły – dla rynków akcji – miesiąc.
Kończący się jutro kwiecień i pierwsze 100 dni prezydentury Trumpa zapewniły wszystkim – mówiąc kolokwialnie – niezłą jazdę. Rynkowi statystycy policzyli, że to było 100 najgorszych pierwszych dni prezydenta USA dla rynków akcji od czasów Geralda Forda. Lekarstwem na czytelny chaos jest porzucenie prób zgadywania przyszłości.
Wyprzedaż na Wall Street po objęciu władzy przez Donalda Trumpa wywoła masowe zmiany prognoz analityków. W przypadku indeksu S&P500 ubyło optymistów oczekujących mocnych zwyżek, a poziomy docelowe na koniec 2025 roku zostały poważnie zredukowane.
Dziesięcioprocentowa korekta S&P500 jest opisywana wszędzie. Analizy historyczne fruwają w sieci w różnych iteracjach. Jedne sięgają do korzeni indeksu, gdy inne skupiają się na historii z ostatnich 25 lub 50 lat. Nie ma chyba jednak bardziej optymistycznego ujęcia niż spojrzenie na korekty S&P500 po kryzysie finansowym, które pokazuje, iż niemal każdy tego typu spadek był naprawdę okazją do zakupów.