Wykres dnia: wirtualny zarobek dzięki Fed
Grupa Bespoke odnotowała, iż blisko 2/3 ruchu cen po środowym komunikacie FOMC przypadła na pierwszą minutę.
Grupa Bespoke odnotowała, iż blisko 2/3 ruchu cen po środowym komunikacie FOMC przypadła na pierwszą minutę.
Czytelnicy wybaczą mi lapidarność dzisiejszej notki, ale spałem w nocy mało i właściwie po nic. Nie żebym się skarżył – giełda to nie jest zajęcie od 8 do 16, ale od poniedziałkowego poranka do piątkowego wieczora – raczej tłumaczę ze zbyt grubo ciosanych tez i odwołań do historii blogów.
Zgoda, tytuł jest przesadzony. Trudno jednak nie dostrzec przepaści, jaka dzieli dyskusję o zbliżającym się finale luzowania ilościowego w USA w mainstreamie a sygnałami, które wysyłają mniej zaangażowani w rynkową gorączkę analitycy.
Wczorajszy komunikat Rezerwy Federalnej kolejny raz powiązał stopę procentową z poziomem bezrobocia. Oczywiście uwaga rynków skupiła się na przyszłości QE3, co jest w pełni zrozumiałe, gdy przyjąć założenie, że np. rynki walutowe operują raczej w krótkiej perspektywie a akcje raczej w średniej perspektywie.
Wystąpienie szefa Fed w Kongresie było kolejnym z serii, którym Ben Bernanke próbował wyciszyć rynkowe obawy przez końcem luzowania ilościowego a pośrednio dalej sterować rynkowymi oczekiwaniami tak, żeby wyhamować wzrost rentowności na rynku długu. Po zachowaniu giełd widać, iż przeszło miesiąc pracy w laniu oliwy przyniosło efekty, ale znów odezwały się głosy, iż Fed funduje hossę bez fundamentów.
Wall Street na historycznych maksimach. Dolar po 100 jenów. Polskie obligacje z rekordowo niską rentownością. Euro nie boi się recesyjnych danych. Akcje na GPW drożeją. A wszystko to w oparach spekulacji o końcu trzeciej rundy luzowania ilościowego w USA i obaw przed likwidacją OFE w Polsce. Zaskoczeni?
Ledwie sześć tygodni minęło od notki na blogu, w której pozwoliłem wyrazić sobie zdziwienie skalą optymizmu wylewającą się z komentarzy. Jedną ze zmiennych, które rynki pomijały była potencjalna zmiana w polityce banku centralnego w USA zarysowana w protokołach z wówczas ostatniego posiedzenia FOMC. Obserwowane reakcje rynków pokazują, jak bardzo zignorowany był ówczesny głos i jak bardzo zaskoczeni zdają się być gracze w dniu dzisiejszym. Niemniej na gorąco warto podkreślić, iż dzisiejsze rozedrganie jest równie przesadne, jak pominięcie poprzednich FOMC Minutes.
Na przestrzeni ostatnich miesięcy na plan pierwszy wybijały się raczej kryzysowe doniesienia ze światowej i amerykańskiej gospodarki. Z racji powiązania polityki monetarnej z kondycją rynku pracy Fed przesunął uwagę giełd na inflację i stopę bezrobocia. W efekcie z radaru zniknął rynek nieruchomości, którego słabość miała być gwarantem braku ożywienia w gospodarce. Ostatnie dane zmuszają jednak do ponownego skupienia uwagi na cenach domów i czytelnym ożywieniu w zapomnianym nieco segmencie.
Powiązanie polityki monetarnej amerykańskiego banku z kondycją rynku pracy a dokładniej dyskusje o jej zasadności wydają się pomijać szerszy kontekst, w jakim przyszło działać Fed. Jest nim system gospodarczy, w którym sukces finansowy rodziny z kolejnym pokoleniem włącznie i siła gospodarki zostały w dużej mierze połączone ze rewolucyjną zmianą, jak zaszła na przestrzeni ostatnich 200 lat. Inaczej mówiąc rzecz będzie o pomijanym w dyskusji trendzie.
Niedawna rocznica kryzysu nie odbiła się szerokim echem po branżowej prasie a media głównego nurtu poświęciły niewiele uwagi politykom banków centralnych. W sumie można to odczytać, jako sukces szefa Fed, ale zadanie było łatwe, bo za drugą falę kryzysu odpowiada raczej Europa niż USA. W istocie Bernanke nie zbiera wielu pochwał a na plan pierwszy wybijają się raczej negatywne niż pozytywne opinie.