Forex straceńców, część 5
Skoro ostrzeganie o możliwości straty nie wydaje się być skutecznym narzędziem to może edukacja będzie nim?
Skoro ostrzeganie o możliwości straty nie wydaje się być skutecznym narzędziem to może edukacja będzie nim?
Statystyczne detale wyciągnięte w poprzednim wpisie z forexowych rachunków pokazują jedynie objawy i skutki działań graczy, nie mówią natomiast zbyt wiele o samym procesie decyzyjnym, który dla analizy efektywności tradingu ma dużo większe znaczenie.
Upublicznienie raportu o przyszłości OFE wywołało do tablicy wielu specjalistów, również tych, którzy nie wypadli sroce spod ogona. Mądrzejsi i głupsi rzucili się do dyskusji o tym, co powinien zrobić rząd. Problem w tym, iż rząd już zrobił i spece nie rozumieją, iż tylko gonią króliczka i grają w grę, w której pozór dyskusji jest sprzątaniem w rzeźni. Możliwe, że proces polityczny i zbliżająca się seria wyborów sprowadzi reformę OFE na manowce. Na dziś jednak scenariusz likwidacyjny wydaje się oczywistością.
Atul Gawande w książce Potęga checklisty podaje przekonywujące argumenty za stosowaniem list kontrolnych: wykazów czynności do wykonania w ramach danej procedury. Moim zdaniem, listy kontrolne mogą się okazać przydatne także w procesie inwestycyjnym.
W ostatnich tekstach na blogu zwróciłem uwagę, że inwestorzy indywidualni znajdują się w niekorzystnej pozycji konkurencyjnej względem inwestorów instytucjonalnych w dziedzinie dostępu do nowoczesnych technologii i dostępu do informacji. Moim zdaniem powinno to skłaniać indywidualnych inwestorów do skupienia się na dziedzinach, w których mogą wypracować przewagę nad inwestorami instytucjonalnymi.
Ponieważ podczas konsultacji przed-wydawniczych miałem okazję przeczytać książkę anonsowaną w poprzednim wpisie przez Grzegorza, więc pozwolę sobie na kilka słów osobistej refleksji.
W jednej z dyskusji blogowych pojawił się sygnał o przepaści, jaka pojawia się pomiędzy twórcami komentarzy czy analiz giełdowych a ich odbiorcami. Problem jest o tyle ciekawy, iż wpisuje się w powszechną walkę z analitykami. Analitycy czy komentatorzy zdają się być traktowani, jako przedstawiciele biur i najczęściej to właśnie na analityków spada frustracja inwestorów a tzw. internetowe haterstwo ukuło na okoliczność, jakże poetyckie pojęcia anal-ityka czy anal-fabety.
„Książka ta jest wynikiem splotu wielu inspiracji. W 2011 roku pewien prywatny inwestor z Arabii Saudyjskiej zlecił mi wykonanie programu wyszukującego na wykresach 21 formacji świecowych. Byłem bardzo zdumiony, gdy podczas omawiania szczegółów zamówienia otrzymałem pochodzące z jednego z portali internetowych zrzuty ekranowe przedstawiające wzory formacji świecowych odwrócenia i kontynuacji trendu. Zakres mojej pracy miał więc dotyczyć tylko i wyłącznie tych 21 formacji, którym zleceniodawca przypisywał, jak to napisał, high reliability. Nie był zainteresowany pozostałymi formacjami. Nie dziwiłoby mnie to, gdyby nie fakt, że aż połowa z nich były to formacje, których częstotliwość pojawiania się na wykresach wynosi statystycznie kilka, a nawet kilkanaście lat. Zaproponowałem więc mojemu klientowi opracowanie większej ilości formacji, które są bardziej użyteczne w praktyce. On jednak nie był tym zainteresowany.
Z przeprowadzonego przez czterech badaczy z amerykańskich uniwersytetów sondażu wśród analityków giełdowych wynika, że analitycy traktują znajomość analizowanego sektora nie tylko jako najbardziej użyteczne narzędzie w prognozowaniu wyników i wydawaniu rekomendacji ale także najważniejszy czynnik determinujący ich wynagrodzenia.