Strata – i co dalej?, część 6
W poniższym wpisie kolejna praktyczna podpowiedź, która może pomóc w zarządzaniu pozycjami/portfelem w czasie strat, choć nie każdemu przypadnie do gustu.
W poniższym wpisie kolejna praktyczna podpowiedź, która może pomóc w zarządzaniu pozycjami/portfelem w czasie strat, choć nie każdemu przypadnie do gustu.
Wyobraźmy sobie spółkę, która posiada aktywa o wartości 100 000 pln. Na razie nie ma znaczenia co to są za aktywa, w każdym razie znalazł się chętny na jej odkupienie od dotychczasowego akcjonariusza. Żeby było prosto za dokładnie 100 000 pln. Umowa zostaje podpisana jest tylko jeden kłopot, o którym być może wiedzą od samego początku zarówno kupujący, jak i sprzedający. Otóż nabywca nie śmierdzi groszem. Krótko mówiąc nie ma owych 100 000 pln. Ale przecież w spółce, którą kupuje jest owe 100 000. Dotychczasowy właściciel postanawia więc wypłacić sobie 100 000, w końcu za tyle sprzedaje spółkę i sprawa jest załatwiona. Transakcja została zawarta.
Dziś temat nieco wakacyjny. Lipiec 2019 roku przynosi 50 rocznicę lądowania członków misji Apollo 11 na Księżycu. Szumu jest sporo. Nawet tygodnik Barron’s zamieścił tekst na ten temat. Wydawcy książek i producenci filmów odpowiedzieli adekwatnie do okrągłości rocznicy, ale patrząc na komercjalizację – bez wątpienia największego osiągnięcia człowieka jako gatunku – możliwości inwestycyjne wypadają zwyczajnie blado.
Doradcy w dziedzinie finansów osobistych mają skłonność do wytykania i piętnowania niektórych zwyczajów wydatkowych. Nie jestem zagorzałym przeciwnikiem tej tendencji. Uważam jednak, że takie podejście ma ograniczone pozytywne efekty.
Zgodnie z obietnicą kończącą poprzedni wpis, w tym tekście rozpocznę małe kompendium wiedzy, pokazujące sposoby amortyzowania straty na rachunku.
Statki pirackie działały jak spółki pracownicze, a kapitan morskich rozbójników musiał umieć zarządzać ryzykiem – wynika z idealnej na lato książki „The Invisible Hook. The Hidden Economics of Pirates” autorstwa Petera L. Leesona.
Oj dawno już nie pisałem o Bitcoinie, czy kryptowalutach. Zaś od pierwszego wpisu minęło ponad sześć lat i zmieniło się od tamtej pory wszystko. Przede wszystkim cena – jeden BTC kosztował wówczas 80 dolarów, pojawiły się setki innych kryptowalut, wciąż nie wiadomo kim jest Satoshi Nakamoto, czyli twórca całej idei, technologia blockchain zaczęła być wykorzystywana przez „te paskudne banki”. Nie zmienił się tylko świat pieniądza, tak jak widzieliby to pierwsi rewolucjoniści spod znaku BTC. Kryptowaluty nie stały się powszechnym środkiem płatniczym, raczej były kolejnym aktywem na którym da się zarobić. A to jak pokazuje historia człowieka, wystarczy, żeby przyciągnąć setki zainteresowanych. I wcale nie dlatego, że charakteryzuje się jakąś unikatowością większą od złota, cebulek tulipanów, cukru, wołowiny czy w ostatnich czasach pietruszki. Po prostu – w miarę łatwy dostęp i gwałtowne zmiany ceny budzą w ludziach sny o bogactwie.
Dzień publikacji raportu firmy inwestycyjnej Schroders zatytułowanego Global Investor Study można ogłosić świętem nierealistycznych oczekiwań na rynku finansowym.
W poprzedniej części pokazywałem problem skończoności życia spółek, w tym wpisie zaprezentuję drugie kryterium oceny jakości portfela i źródeł lęku przed stratą.
Wczorajsze wystąpienie szefa amerykańskiej Rezerwy Federalnej zostało jednogłośnie przyjęte jako potwierdzające zmianę w polityce monetarnej w USA. Na rynku zaroiło się od pytań, co oczekiwane poprawienie płynności pieniądza w gospodarce oznacza dla giełd oraz walut i w jakich segmentach szukać wygranych, gdy banki centralne znów będą kroczyć ścieżką luźnej polityki monetarnej.