List miłosny albo dwa
Muszę wyznać publicznie szacunek G. Zalewskiemu, bo pochyla się nad kolejnymi rynkowymi kuriozami i już nie musimy. Analizował polski supersamochód A-coś tam. Czytał jakieś projekty Pana Tymochowicza. Teraz poświęcił cenne godziny swojego życia i zajął się Ekipą. I tak sobie myślę, że Grzegorz Zalewski cierpi za miliony i jednocześnie płaci cenę swoim czasem za to, na jak prowincjonalnym rynku przyszło nam działać. Przy okazji jest odważny i wypełnia lukę, którą powinien wypełnić rynek.