Kawa, burrito i bielizna

To był zaskakujący ruch. Patrząc na zachowanie akcji oraz analizując wolumen trudno przypuszczać, że informacja o rozmowach na temat zmiany prezesa wyszła poza najściślejsze grono zainteresowanych. Cena akcji sieciowych kawiarni pod marką Starbucks (SBUX) od maja 2024 roku oscylowała w obszarze 70-80 dolarów. Zachowywały się tylko nieco słabiej niż indeks S&P500, zwłaszcza na przełomie czerwca i lipca, gdy szeroki indeks rósł, zaś kurs akcji spadł około 10 procent. Generalnie jednak nie odbiegało to jakoś znacząco od ogólnej stabilizacji na amerykańskim rynku. Dzienne średnie obroty wynosiły kilkanaście milionów akcji. Jeszcze w lipcu Michael Conway z kadry zarządzającej firmy sprzedał pakiet akcji o wartości 260 tys. dolarów po 80 dolarów za akcję.

Czytaj dalej >

To niesprawiedliwe!

Nie przypominam sobie, by podczas którejś szaleńczej hossy, gdy kursy akcji różnych spółek rosły tylko dlatego, że firma działa lub zamierza działać w modnej w danym momencie branży narzekano, że jej kurs za mocno rośnie. To znaczy nie chodzi mi o sceptyków i niedowiarków, do jakich się zaliczam, którzy stoją z boku (choć czasem się przyłączają) i kraczą „to się źle skończy”. Mam przede wszystkim na myśli te etapy wzrostów, gdy przedstawiciel zarządu wychodzi i mówi „zamierzamy…”, i jeszcze nie skończy zdania, a kurs już rośnie o kilkanaście procent. Chodzi mi o te wszystkie sytuacje, gdy zarząd ogłasza, zamierzamy już w tym roku znaleźć się w WIG20 i zarabiać biliony bilionów (Wstępnie, niewiążąco). Inwestorzy, uznawani przez starą ekonomiczną szkołę, za niebywale racjonalnych i oceniających na zimno wszystkie „za” i „przeciw” rzucają się tłumnie na te akcje i słychać tylko „łomatkopociągodjeżdża”. Chodzi mi o ten etap wzrostów, gdy spółki, które faktycznie prowadzą działalność i mają jakąś wizję już na tyle porosły, że rozpoczyna się poszukiwanie czegokolwiek, co można skojarzyć z daną modą.

Czytaj dalej >