Długi termin „działa” też na GPW
W amerykańskich mediach biznesowych przy każdej przecenie rynkowej publikowane są artykuły zachęcające indywidualnych inwestorów, by skupiali się na długim horyzoncie czasowym.
W amerykańskich mediach biznesowych przy każdej przecenie rynkowej publikowane są artykuły zachęcające indywidualnych inwestorów, by skupiali się na długim horyzoncie czasowym.
Jestem przekonany, że nie ma dziś na rynku w Warszawie gracza, który ostatnie spadki uzna za sygnał końca hossy na GPW. Jeśli jednak spojrzeć na kilka zmiennych – np. długość zwyżek indeksu WIG w miesiącach i skalę wzrostu – to GPW został do zagrania finałowy akt, który wyniesie WIG w rejon 100 tys. punktów.
Ostatnie zamieszanie na rynku warszawskim i głębokość korekty po wcześniejszych zwyżkach WIG20 i WIG przypominają o wadzie rynku polskiego, która trawi GPW od dobrych kilku lat. Odbicia mamy bladsze od rynków bazowych, a korekty głębsze, co finalnie składa się w przegraną rodzimych graczy i mniejszą atrakcyjność dla szukających swojej szansy w najprostszych strategiach podążania razem z rynkiem.
To co dzieje się w ostatnich tygodniach na wykresach indeksów jest niezmiernie ciekawe. Z punktu widzenia analityka technicznego to jeden z ciekawszych momentów. Jesteśmy w trakcie korekty i czekamy na dalszą kontynuację trendu, czy może mamy do czynienia z momentem zmiany znaczącego trendu.
Oczywiście rozważania teoretyczne i przypuszczenia na bazie różnego rodzaju założeń płynących z analizy wykresów mają praktyczne przełożenie na to, jak zbudować dalszą strategię działania. I jak wielokrotnie na blogach podkreślaliśmy, nie chodzi o to, by bawić się w prognozowanie, a później przy ewentualnym sukcesie obnosić się ze swoimi umiejętnościami. Ponieważ gra na rynku to gra prawdopodobieństw, chodzi raczej o to, w jaki sposób zareagować, gdy sytuacja na rynkach rozwinie w zależności od jednego z kilku scenariuszy.
Niesamowita jest siła polskiego rynku. Jeśli spojrzymy na przebieg indeksu WIG na tle indeksów amerykańskich (S&P500 oraz NASDAQ-100) a także niemieckiego DAX, od października, czyli wówczas, gdy rynki notowały dna, to widzimy, że król jest tylko jeden. Blisko trzydziestoprocentowy wzrost jest imponujący.
Dzisiejszą sesją weszliśmy na rynkach w finałowy miesiąc roku i IV kwartału. Listopad w Warszawie został rozliczony jako najlepszy miesiąc WIG20 i WIG od listopada 2020 roku. Indeksy wzrosły – odpowiednio – o 13 procent oraz 11 procent i pobiły swoje zwyżki z października, które dla wielu okazały się tyleż zaskakujące, co trudne do uwierzenia. Efektem są dwa miesiące mocnych wzrostów po bessie, dla których dość łatwo znaleźć analogie w przeszłości.
Sierpień nie ma dobrej reputacji na rynkach akcji, choć nie zawsze tak było. Niemniej, w ostatnich kilku dekadach średnia sierpniowa zmiana DJIA była raczej negatywna niż pozytywna, gdy w innych miesiącach raczej pozytywna. Wcześniej było bardziej standardowo. Patrzymy więc na ostatnie dwie dekady (z plusem) na zachowanie GPW z pytaniem: czy jest się czego bać?
Mamy techniczną bessę na WIG w bezrecesyjnym wydaniu i z całkiem mimo wszystko przyzwoitymi jak na ten stan rynku nastrojami. Co z tego wynika i czego się spodziewać?
Zestawienie największych jednodniowych spadków giełd światowych, które prezentowaliśmy na naszym twitterze, zainspirowało mnie do sprawdzenia jak nieco szerzej taka statystyka wygląda jeśli chodzi o indeks WIG.
W kończącym się roku mieliśmy w Warszawie okresy, w których mogliśmy – wreszcie – cieszyć się lepszą postawą rynku na tle otoczenia. W końcówce GPW znów zaczyna być relatywnie słabsza i ponownie staje się częścią przegranej walki z najtańszym dostępnym sposobem inwestowania w jakiś ETF na S&P500.