Inwestycyjne mity część 2
Wakacje sprzyjają spotkaniom z osobami, których dawno się nie widziało. Jedno z takich przypadkowych spotkań przyniosło mi ciekawe doświadczenie w postaci zajrzenia w portfel około 40-letniego inwestora, który miał inwestować w na rynku od kilku lat. Nie pytałem o stopy zwrotu, ale ów jegomość wymusił na mnie rzucenie okiem w listę spółek z prośbą o ocenę i nie wprost wyrażoną nadzieją, żebyśmy „pogadali o każdej z nich”. Zapowiadał się długi wieczór.
Wakacyjnie do refleksji.
Gdy startowała reforma emerytalna w Polsce założyłem się wówczas z jednym znajomym, że w tej formie nie przetrwa zbyt długo. Zakładałem jednak, że wcześniej czy później ludzie, czyli klienci OFE obudzą się i zauważą, że pobieranie prowizji od przymusowych wpłat w wysokości nawet 10% jest bandytyzmem.
W środku sezonu ogórkowego trafia się dobra okazja do zweryfikowania kilku obiegowych poglądów na temat giełdy jako źródła zysków.
Jako autentyczny fanatyk Analizy Technicznej chciałbym stanąć w obronie krzyży. Choć w nieco przekorny sposób.
W ostatnim czasie coraz częściej otaczają mnie głosy, w których maklera przeciwstawia się klientowi biura. Zwykle w zestawie standardowych zarzutów pojawia się prowizja, jako coś grzesznego, co ma stawiać biuro maklerskie w konflikcie interesów z klientem. W podtekście – a czasami wprost – pojawia się zarzut, iż celem biura maklerskiego nie jest zbudowanie dobrej obsługi klienta, ale właśnie skasowanie prowizji bez przejmowania się tym, co dzieje się z klientem, gdy już zapłaci prowizję.
Jak rozpoznać kompetentnego i uzdolnionego doradcę finansowego w branży giełdowej/finansowej? Spróbujmy przestudiować to zagadnienie na konkretnym przypadku.
Analiza techniczna to setki różnego rodzaju narzędzi. Bardzo popularnych, mniej popularnych i zupełnie egzotycznych, które od czasu do czasu zostają spopularyzowane i zaczynają żyć własnym życiem.
Inwestowanie za pomocą komputerów, bez lub z minimalnym udziałem człowieka, obrosło mitami, stereotypami, nieporozumieniami i złą sławą. Za większością z nich stoi, jak to zwykle bywa, niezrozumienie.