Wczorajsze wystąpienia szefa Fed w amerykańskim parlamencie zdążyło już odbić się szerokim echem na rynkach.
Bez wątpienia na bazie nadziei, iż Fed rzuci na rynek obligacji kolejne miliardy dolarów udało się wczoraj zbudować dobre zamknięcia w Europie, ale obserwując zachowanie rynków trudno było zrozumieć gorączkę, jaka towarzyszyła sygnałowi od Bena Bernanke. Już wczoraj w trakcie sesji w komentarzach dla klientów biura sygnowaliśmy: Ben Bernanke powiedział, że oczekuje poprawy kondycji gospodarki i tylko brak tego elementu może stać się bazą do kolejnej fali luzowania ilościowego.
Przekładając to z języka fedowego na polski Bernanke powiedział mniej więcej coś takiego – jeśli w kolejnych kwartałach nie będzie poprawy, Fed rozważy wiele opcji, które będą wspierały ożywienie. Generalnie rzecz ujmując nie lubię dyskutować z faktami rynkowymi – wolę przyjmować je do wiadomości – ale wczorajsza zwyżka na bazie czytelnego niezrozumienie słów szefa Fed zmusza do zastanowienia, nad reakcją graczy.
W prostym odczytaniu Ben Bernanke rzucił na arenę coś, co wygląda na czerwoną szmatkę, którą rynkowe byki potraktowały, jako sygnał do ataku. Szybko pojawiły się analogie do słynnego wystąpienia w Jackson Hole z sierpnia zeszłego roku, które uznaje się za punkt, w którym szef Fed zapowiedział drugą falę luzowania ilościowego i moment narodzin półrocznej fali wzrostowej. W istocie u części graczy panuje nieuzasadnione – moim zdaniem – przekonanie, że dwie dynamiczne fale wzrostowe z 2009 roku i 2010 roku są tylko konsekwencją luzowania ilościowego a brak luzowania ilościowego daje rynkową flautę.
Przykładem takiego myślenia jest wykres, który jest typowy dla wielu osób uznających, iż w realnej gospodarce nic dobrego dziś się nie dzieje a całość sprowadza się tylko do fikcyjnych gier rynkowych, w których Fed funduje bańki spekulacyjne. Oczywiście w bezpieczny sposób pomija się wskaźniki takie, jak wzrost produkcji przemysłowej, czy inne mierniki kondycji gospodarki, które sygnalizowały, że po recesji pojawiła się najpierw stabilizacja a później fala ożywienia.
Z myśleniem, że za ożywieniem na rynkach stoi głównie polityka Rezerwy Federalnej związany jest pewien paradoks, który sprowadza się do prostej tezy: giełdy nie mają właściwie innego wyjścia, jak wzrosty. Owo skazanie na hossę wynika z prostej alternatywy – albo gospodarka podniesie się bez pomocy Fed, czego konsekwencją będzie wzrost cen akcji, albo gospodarka będzie słaba a Fed rzuci na rynek kolejne miliardy dolarów z przysłowiowego już helikoptera i giełdy dostaną kolejne miesiące wzrostów cen.

3 Komentarzy
Dodaj komentarz
Klauzula informacyjna
Fajny wykres, a BB rzeczywiście dostał to co chciał – czyli złe dane uzasadniające QE3. Jak się dogadają Republikanie i Demokraci, to dzięki QE3 – może obędzie się nawet bez podwyżki podatków, więc wtedy przejdzie wiekszy limit zadłużania w USA i znów powód do optymizmu….
A jak będzie QE3 to inflacja zastąpi podwyżkę podatków, więc Amerykanie i tak zostaną oskubani, tylko inaczej i jeszcze będą przeświadczeni że im politycy „zrobili dobrze”.
IMHO – ten fragment jest kluczowy: „Z myśleniem, że za ożywieniem na rynkach stoi głównie polityka Rezerwy Federalnej związany jest pewien paradoks, który sprowadza się do prostej tezy: GIEŁDY NIE MAJĄ WŁAŚCIWIE INNEGO WYJŚCIA jak wzrosty. Owo skazanie na hossę wynika z prostej alternatywy – albo gospodarka podniesie się bez pomocy Fed, czego konsekwencją będzie wzrost cen akcji, albo gospodarka będzie słaba a Fed rzuci na rynek kolejne miliardy dolarów z przysłowiowego już helikoptera i gieły dostaną kolejne miesiące wzrostów cen.” aczkolwiek osobiście dopisałbym… AKTUALNIE. jak będzie jak zwykle okaże się po czasie 😉
@miśYogi
>jak będzie jak zwykle okaże się po czasie
dobre podkreślenie – dzięki