Forex straceńców, część 3
Upublicznienie raportu o przyszłości OFE wywołało do tablicy wielu specjalistów, również tych, którzy nie wypadli sroce spod ogona. Mądrzejsi i głupsi rzucili się do dyskusji o tym, co powinien zrobić rząd. Problem w tym, iż rząd już zrobił i spece nie rozumieją, iż tylko gonią króliczka i grają w grę, w której pozór dyskusji jest sprzątaniem w rzeźni. Możliwe, że proces polityczny i zbliżająca się seria wyborów sprowadzi reformę OFE na manowce. Na dziś jednak scenariusz likwidacyjny wydaje się oczywistością.
Ministerstwo Pracy i Polityki Socjalnej uraczyło dziś wszystkich grafikami.
Czytelnikom blogów zwrócę uwagę na dwie prezentujące wybrane stopy zwrotu…
„ZUS powierzy zarządzanie akcjami przeniesionymi z OFE innym podmiotom, żeby nie było nacjonalizacji.”
minister finansów Jacek Rostowski
Amerykańskie władze i nadzór giełdowy uregulowały ostatnimi laty brokerów detalicznych forex i wymogły na nich przedkładanie cyklicznych raportów, w których wykazuje się m.in. ilość zyskownych i stratnych rachunków tych klientów, którzy handlują na własny rachunek.
Atul Gawande w książce Potęga checklisty podaje przekonywujące argumenty za stosowaniem list kontrolnych: wykazów czynności do wykonania w ramach danej procedury. Moim zdaniem, listy kontrolne mogą się okazać przydatne także w procesie inwestycyjnym.
W ostatnich tekstach na blogu zwróciłem uwagę, że inwestorzy indywidualni znajdują się w niekorzystnej pozycji konkurencyjnej względem inwestorów instytucjonalnych w dziedzinie dostępu do nowoczesnych technologii i dostępu do informacji. Moim zdaniem powinno to skłaniać indywidualnych inwestorów do skupienia się na dziedzinach, w których mogą wypracować przewagę nad inwestorami instytucjonalnymi.
Ponieważ podczas konsultacji przed-wydawniczych miałem okazję przeczytać książkę anonsowaną w poprzednim wpisie przez Grzegorza, więc pozwolę sobie na kilka słów osobistej refleksji.
W jednej z dyskusji blogowych pojawił się sygnał o przepaści, jaka pojawia się pomiędzy twórcami komentarzy czy analiz giełdowych a ich odbiorcami. Problem jest o tyle ciekawy, iż wpisuje się w powszechną walkę z analitykami. Analitycy czy komentatorzy zdają się być traktowani, jako przedstawiciele biur i najczęściej to właśnie na analityków spada frustracja inwestorów a tzw. internetowe haterstwo ukuło na okoliczność, jakże poetyckie pojęcia anal-ityka czy anal-fabety.