Błędy, które nie uczą, część 3
Przypomnę konkluzję poprzedniego wpisu: problemem, który uniemożliwia efektywne uczenie się na cudzych błędach w inwestowaniu jest dotarcie do nich, prawidłowe rozpoznanie i właściwa ocena ich wpływu na decyzje.
Przypomnę konkluzję poprzedniego wpisu: problemem, który uniemożliwia efektywne uczenie się na cudzych błędach w inwestowaniu jest dotarcie do nich, prawidłowe rozpoznanie i właściwa ocena ich wpływu na decyzje.
Każdy początkujący inwestor, który przychodzi na rynek spotyka się z zaleceniem, żeby inwestować w spółki o mocnych fundamentach i dużej płynności. Pochodną jest skierowanie uwagi na tzw. blue chips, z których z czasem robi się przeskok na spółki średnie i małe. Nie ma zatem zaskoczenia, iż wyjście na rynki zagraniczne może – choć nie musi – być powieleniem tej ścieżki i odrzuceniem z pola uwagi spółek małych.
Na początku września autor bloga Humble Student of the Markets zwrócił uwagę na ignorowane przez dużą część inwestorów ryzyko polityczne i geopolityczne. By uzmysłowić sobie to ryzyko warto spojrzeć na wykres z najnowszego wydania Global Investment Returns Yearbook, który porównuje nominalne zachowanie rynków akcyjnych w państwach wschodzących i rozwiniętych w ostatnich 114 latach.
„Musisz się uczyć na błędach innych. Prawdopodobnie nie możesz żyć wystarczająco długo aby popełnić je wszystkie samemu”
/ Sam Levenson.
Kilka dni temu Jason Clenfield przedstawił na stronach Bloomberga sylwetkę działającego na japońskim rynku akcyjnym day tradera, którego japońscy inwestorzy indywidualni traktują jak żywą legendę. Artykuł Clenfielda jest czymś więcej niż świetnie zrealizowaną info-rozrywką. Krytyczna lektura tekstu pozwala dostrzec wiele niebezpieczeństw związanych z szukaniem inwestycyjnych guru.
Czytelników o słabszych nerwach oraz tych uprzedzonych wobec Goldman Sachs ostrzegam: czytanie poniższego wpisu może być groźne dla zdrowia.
Proponuję na weekend małą edukacyjną zabawę z przetestowaniem własnej intuicji traderskiej przy użyciu prostego softu.
W kilku notkach na blogach poświęconej ETF-owej rewolucji pojawił się wątek konfliktu pomiędzy inwestowaniem pasywnym a aktywnym, który korzeniami sięga hipotezy rynku efektywnego i sporu o możliwość wygrania z rynkiem.
Media biznesowe regularnie donoszą o astronomicznych wycenach rynkowych zwłaszcza w segmencie technologicznych startupów. Informacje o wielomiliardowej wycenie kilkuletniej spółki, która nie osiąga jeszcze przychodów, nie wspominając o zyskach, są z reguły pretekstem do rozpoczęcia dyskusji o bańce spekulacyjnej.
Debiut ALIBABA Group [BABA;NYS], na nowojorskiej giełdzie przyćmił niemal wszystko swoją wielkością. Tymczasem kilka miesięcy temu (w czerwcu) w USA miał miejsce nieco mniej spektakularny debiut spółki (w tym wypadku na NASDAQ). Spółki, której produkt prawdopodobnie jest bardziej kojarzony przez ludzi w Polsce, niż to czym zajmuje się ALIBABA (choć chyba można śmiało napisać, że zajmuje się wszystkim, a właściwie sprzedażą wszystkiego).