Trading jako e-sport
Skoro trading jest wymierną działalnością, a sukces zależy od umiejętności, to nie stoi nic na przeszkodzie, by organizować w nim zawody w oprawie podobnej do tej jak w e-sporcie.
Skoro trading jest wymierną działalnością, a sukces zależy od umiejętności, to nie stoi nic na przeszkodzie, by organizować w nim zawody w oprawie podobnej do tej jak w e-sporcie.
No cóż, czy ktoś pamięta, ile trwała i jak się zakończyła sprawa WGI czy afera „100 sekund” z 4 lutego 2004 roku?
No właśnie. Tam chodziło o realne straty tysięcy klientów, tu – o podszywanie się pod jedną osobę. W dodatku mamy tutaj do czynienia z hydrą. Gdy zgłosiłem do Mety fałszywy profil „Grzegorz Zalewski” z kilkoma już uruchomionymi kampaniami, nie czekałem długo na reakcję; został zablokowany po jednym dniu. Ale dzień później pojawił się kolejny, z innym (nieaktualnym) zdjęciem i jeszcze bardziej agresywny: wykorzystujący wideo wygenerowane za pomocą AI i wprost wyrażający rekomendacje i obietnice.
W trwającej na naszym profilu na X ankiecie 53% uczestników zadeklarowało, że nie używa żadnego benchmarku. Benchmarku indeksowego, np. WIG albo sWIG80, używa 43% odpowiadających. Kilka procent porównuje swoje wyniki do rezultatów znajomych. Nikt nie patrzy na wyniki finansowych influencerów.
Gdybym miał wskazać najbardziej kontrowersyjne rzeczy w dziedzinie finansów osobistych, to niepozorna kawa znalazłaby się w czołówce listy.
W dużym uproszczeniu część ekspertów i osób pretendujących do tego statusu uważa, że robienie kawy w domu, a nie kupowanie jej „na mieście”, może mieć olbrzymie skutki dla finansów osobistych. W ekstremalnych opiniach może uczynić z kogoś milionera.
Ostatnie przygody Grzegorza Zalewskiego w Internecie i cykl na blogach o oszustwach na tym polu są dobrym momentem, żeby przypomnieć banalną prawdę – szukanie swojej ścieżki na rynku jest dla garstki, która ma czas na samodoskonalenie na tym polu. Dla niemal wszystkich najlepszym rozwiązaniem pozostanie obecność na rynku jako takim i zapomnienie o całym szumie, który generują politycy, internet, media branżowe, a nawet poszczególne spółki.
Jeśli czytał(a)eś książkę „Po prostu kupuj” Nicka Maggiulliego, to spodoba ci się także „Drabina bogactwa”.
Szanowni Państwo pozwalam sobie wykorzystać platformę blogów do zadania Państwu kilku prostych pytań.
Przyjmijmy, że od jutra zaczynam w sieci udzielać zaleceń finansowych. Ale nie w zawoalowanej formie, tak żeby uniknąć odpowiedzialności ustawowej za udzielanie rekomendacji finansowych bez zezwolenia. Wprost będę informował o dzieleniu się sprawdzonymi rekomendacjami i analizami rynkowymi, które będą dotyczyły starannie wyselekcjonowanych spółek GPW, a przy tym sygnały kupna i sprzedaży będą jasne i precyzyjne.
Dodatkowo powołam się na autorytet jednej z instytucji finansowych działających w Polsce, choć akurat nie tych, z którymi od lat współpracuję.
Za każdym razem, gdy przytaczam długoterminowe dane o amerykańskim rynku akcyjnym, dodaję zastrzeżenie, że był to „szczęśliwy” rynek akcji.
W ostatniej części tego cyklu kilka praktycznych porad i przy okazji pewne podsumowanie całego cyklu.
W poprzednich tekstach pisałem o tym, czy inwestor powinien porównywać swoje wyniki do rezultatów innych inwestorów. Moim zdaniem odpowiedzią na to pytanie jest kategoryczne nie.
W tym miejscu pojawia się pytanie: skoro porównywanie się z innymi inwestorami jest szkodliwe, to z czym ma inwestor zestawiać swoje wyniki? Wielu uważa, że indywidualny inwestor musi mieć jakiś benchmark. W przeciwnym wypadku nie wiedziałby, jak dobrze lub źle sobie radzi.