Detal rządzi na Wall Street, część 3
ETFy to kolejny segment rynku, który w ostatnich latach zmienił dynamikę rynków pod wpływem masowych działań inwestorów indywidualnych.
ETFy to kolejny segment rynku, który w ostatnich latach zmienił dynamikę rynków pod wpływem masowych działań inwestorów indywidualnych.
Działam na rynku już od trzech dekad. Chodzi mi o rynek akcji. W tym czasie doświadczyłem trzech rynków niedźwiedzia. Pierwszy rozpoczął się w 1994 roku i trwał rok. Powrót do poziomów, z którego zaczęły się spadki zajął wówczas indeksowi WIG niemal trzy lata. W zasadzie trwałe pokonanie poziomów z 1994 roku zajęło od dołka pięć lat, ale w międzyczasie nastąpiła druga bessa. Ta, która zakończyła bańkę internetową. Trwała półtora roku. Trzy lata od dołka zajęło odbudowywanie rynku i pokonanie maksimum z 2000 roku. Trzecia to bessa, która zaczęła się w 2007 roku, po spektakularnych wzrostach, a którą wywołał krach na amerykańskim rynku nieruchomości. Ponownie spadki trwały półtora roku. Na pokonanie szczytów z 2007 roku czekaliśmy szesnaście lat.
Każdą bessę na rynku akcji można opisać wskaźnikiem bólu. Wskaźnik jest połączeniem dwóch wartości – głębokości obsunięcia oraz długości jego trwania.
Idea wskaźnika bólu rynków niedźwiedzia opiera się na przekonaniu, że inwestora stresuje nie tylko fakt, że wartość jego portfela znalazła się głęboko poniżej szczytów, ale także to, że długo nie notuje nowego historycznego maksimum. Obydwa czynniki mogą zdecydować, że inwestor podejmie decyzję o kapitulacji.
Detaliczni inwestorzy kupujący każdy dołek, co opisywałem w pierwszej części, to nie jest mimo wszystko największa siła dająca napęd cenom akcji z ich strony. Siła, która jeszcze kilka lat temu nie miała większego znaczenia.
Wczoraj pisałem o tym, że legendarny „short seller”, Jim Chanos, postawił na spadek premii w wycenie Strategy i wygrał. Premia polegała na tym, że rynek wyceniał spółkę, której modelem biznesowym jest „kupowanie i przechowywanie” bitcoinów, nawet kilka razy wyżej niż wynosiła rynkowa wartość posiadanych przez spółkę bitcoinów.
Nazwałem tę sytuację rynkową anomalią, która wręcz „prosiła się” o likwidację.
W ubiegłym tygodniu Jim Chanos poinformował na platformie X, że zamknął transakcję typu „pairs trade” na bitcoinie i akcjach Strategy.
Transakcja polegała na zajęciu długiej pozycji na kryptowalucie i krótkiej pozycji na akcjach Strategy.
Detaliczni inwestorzy jako mniej poinformowani i posiadający mniej wiedzy byli od zawsze traktowani jak mięso armatnie na giełdzie. Ten rok dobitnie pokazuje znaczącą zmianę.
Dużymi krokami zbliża się najważniejsze wydarzenie środkowej części listopada, którym będzie publikacja raportu kwartalnego spółki Nvidia. Ostatnia część koszyka Magnificent Seven ogłosi wyniki w środę po sesji na giełdach amerykańskich i już dziś można założyć, że reakcje inwestorów zdominują zachowanie rynków na finałowych sesjach tygodnia.
Polska jest jedynym krajem Europy, który dla celów podatkowych pozwala zwiększać koszty nabycia nieruchomości o inflację, a nie pozwala w taki sam sposób zwiększać kosztów nabycia akcji.
„Przełom. Rekordowe zakupy funduszy akcyjnych”.
„Październikowe napływy do funduszy akcji największe od siedemnastu miesięcy”.
Takie nagłówki czytam w ostatnich dniach i zastanawiam się, co to może oznaczać. Fundusze inwestycyjne nie są zbyt lubiane przez Polaków. Zwłaszcza te akcyjne, bo do dłużnych jakoś się przekonaliśmy. Możemy się zastanawiać, dlaczego tak jest. Być może chodzi o zbyt wysokie opłaty w stosunku do funduszy działających na rynkach zagranicznych oraz rosnącej konkurencji ETF-ów. Być może o złożoność pytań przy próbie otwarcia rachunku, zgodnie z wymogami MIFID, co w rezultacie sprawia, że wielu klientów może otrzymać informację „to nie jest inwestycja dla ciebie”. Być może o prostszy dostęp do innych form inwestowania, choćby kryptowalut.