Podczas ostatniej konferencji WallStreet organizowanej przez Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych, Michał Masłowski – wiceprezes SII – zaprosił mnie do rozmowy dotyczącej tego, czy możliwe jest wytrwanie w jednej strategii inwestycyjnej przez 30 lat? Temat jest nieco pokłosiem pewnych tez stawianych przez zwolenników inwestowania pasywnego.
Nagranie rozmowy (mam nadzieję) będzie dostępne w sieci, na razie jednak chciałbym odnieść się do pewnego odbioru tego co mówiłem podczas naszego spotkania. Część słuchaczy uznała, że zaorałem ideę pasywnego inwestowania, cześć (znacznie bardziej słusznie) – modę na pasywne inwestowanie.
Według mnie, niczego nie próbowałem deskredytować, orać czy krytykować, chciałem raczej stanąć, jak przy wielu różnych tematach – w pewnej opozycji do chwilowej euforii związanej z „nowym tematem”. Jestem obecny na rynku od trzydziestu lat, dokładnie od takiego czasu, jaki w temacie wybrał Michał. Założenie, że możemy wytrwać w jednej strategii przez trzy dekady zakładałoby, że albo człowiek się nie rozwija, albo wie już wszystko.
Oczywiście ta druga opcja jest jak najbardziej naturalna – gdy jesteśmy zadufanymi w sobie nastolatkami, a nawet dwudziestolatkami, uważamy, że wiemy już wszystko i że starzy/wapniaki/boomersi (w zależności od epoki proszę sobie wybrać) nic nie wiedzą o nowych czasach. W dużym skrócie być może w jakimś wszechświecie istnieją dwudziestolatkowie, którzy odkładają już wówczas na emeryturę, bo ktoś ich przekonał, że pasywne czyli bierne inwestowanie jest najlepszym z możliwych wyborów.
Tymczasem w naszej rzeczywistości, młodych „rozpiera energia” – chcą działać, podejmować ryzyko, budować nowe światy, zarabiać szybko i dużo, odkrywać nowe lądy i nowe możliwości. Bierne siedzenie i czekanie, aż zbuduje się ich majątek za 30(!) lat, czyli więcej niż mają, po prostu jest niemożliwe.
Pasywne inwestowanie jest świetną opcją. Przepraszam…, jest jedną z wielu świetnych opcji. Ale do tego musimy dojrzeć, dorosnąć, przekonać się. A przede wszystkim nie uwierzyć nikomu, że jest to remedium na wszystko. W inwestowaniu, gdzie chodzi o pieniądze, które wpływają na nasze emocje, na nasze procesy decyzyjne, na nasze wybory życiowe, nie ma łatwych rozwiązań.
Inwestowanie jest trudne. Aktywne inwestowanie jest trudne, pasywne inwestowanie jest trudne. Nie istnieje metoda łatwa i przyjemna, bo utrata pieniędzy wiąże się z fizycznym odczuwaniem bólu. Trzeba wielu lat doświadczenia, żeby zainwestować swoje własne pieniądze i ignorować to, co z nimi się dzieje. To, że okresowo mogą przynosić straty. Nie bez powodu jednym z pytań, na które powinniśmy sobie odpowiedzieć, przed rozpoczęciem jakiejkolwiek inwestycji jest pytanie o to, jaką wielkość straty jesteśmy w stanie zaakceptować.
Czy to będzie aktywne, czy pasywne – w inwestowaniu strata może się pojawić. I co zrobumy wtedy, gdy będzie ona 20, 30 czy więcej procentowa, bo okaże się, że jesteśmy wyjątkowymi pechowcami i trafiliśmy na szczyt z początkiem naszej inwestycji (Szczęściarze i pechowcy)?
Admiratorzy pasywnego inwestowania wyciągną statystyki, wykładniczo rosnące wykresy i powiedzą „bądź spokojny”. A co jeśli Tobie właśnie zawaliło się życie prywatne, zawodowe i potrzebujesz tych środków? Masz czekać i być spokojnym? Pieniądze są narzędziem, a nie skarbem, który niczym smok mamy kolekcjonować i strzec.
Jesteśmy różni – jedni z nas potrafią wyznaczyć sobie cele związane z pieniędzmi inni nie. Wspominałem niegdyś o badaniach Dominiki Maison dotyczących celów związanych z oszczędzaniem pieniędzy (Cel czy brak konkretnego celu) – kluczowe było w tych badaniach to, że różnimy się motywacjami. Cóż za zaskoczenie, prawda? Niestety zanim my sami dojdziemy do tego, czy idea pasywności czy aktywności jest dla nas lepsza może minąć wiele dekad. Co więcej – nasze podejście będzie ewoluować. A wielu z nas, będzie miało portfel bardzo zróżnicowany.
Naturalnie przy okazji tej dyskusji padają również słowa o tym, by jak najwcześniej odkładać małe kwoty. Bo gdybyśmy zaczęli nawet od 100 złotych 30 lat temu, to…
No właśnie, nie mogę sobie odmówić odwołania do jeszcze jednego mojego tekstu z przeszłości. Sprzed trzynastu lat – w zasadzie mówi o tym samym. Gdzie zniknęły moje miliony, czyli dysfunkcja procentu składanego.
Jeśli uważacie Państwo, że „zaorałem” ideę pasywnego inwestowania, to śpieszę raz jeszcze wyjaśnić – bardziej w tym wszystkim chodzi mi o nasze ludzkie skłonności, dysfunkcje i ograniczenia. To trochę jak z socjalizmem – w teorii idea jest świetna. A praktyce, w jej realizacji przeszkadza człowiek.
Photo by micheile henderson on Unsplash
8 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
"Założenie, że możemy wytrwać w jednej strategii przez trzy dekady zakładałoby, że albo człowiek się nie rozwija, albo wie już wszystko."
…Albo po prostu wie już na tyle dużo, by czerpać stabilne korzysci przy rozsadnym poziomie ryzyka i rozumiejac, ze przejscie do formy bardziej aktywnej mogloby wprowadzic niepotrzebne zamieszanie i doprowadzic do znaczacych strat, lub nawet przyniesc korzysci, ale niewspolmierne do wzrostu potencjalnego ryzyka.
Tylko zadufany w sobie dwudziestolatek pomysli, ze przechodzac do formy bardziej aktywnej i mocno zwiekszajac poziom ryzyka niejako z automatu znaczaco powiekszy swoje zyski.
Mowiac obrazowo – ze moze bez specjalistycznego szkolenia zasiasc za sterami samolotu, bezpiecznie wystartowac, wykonac lot i wyladowac, choc z trudem potrafi zapanowac nad kierownica wlasnego roweru…
Co do "Tylko zadufany w sobie dwudziestolatek pomysli, ze przechodzac do formy bardziej aktywnej i mocno zwiekszajac poziom ryzyka niejako z automatu znaczaco powiekszy swoje zyski." to zaryzykuję twierdzenie, niestety nieweryfikowalne, że nie zadufany dwudziestolatek tak pomyśli ale większość przeciętnych. Wiadomo że większe zyski wiążą się z większym ryzykiem. Uważam że ogromna grupa początkujących (a takimi są dwudziestolatkowie) uzna że to jest prawdziwe też w drugą stronę – czyli że zwiększając ryzyko zwiększają zyski.
To raczej zadufanie doświadczonych osób powoduje brak zrozumienia początkujących.
Co do metafory z samolotem – również się nie zgadzam że jakikolwiek początkujący tak na to patrzy. A to dlatego że nie widziałem nigdy i nigdzie reklamy "Przyjdź do nas, wsiądziesz do boeinga i polatasz", z małym drukiem pod spodem "pilotowanie samolotu wiąże się z ryzykiem utraty życia". Natomiast codziennie i wszędzie widzę reklamy że inwestowanie jest łatwe, proste, przyjemne, zyskowne i można się tego nauczyć przez 2 tygodnie.
I znowu – naiwnością jest sądzić że tylko naiwny się na to łapie.
Zaczne od tego, ze na ogol na stu graczy moze 20 bedzie miec jakies predyspozycje do gry; z tych 20stu, ledwie 4 moze miec prawdziwy talent do tego. Wniosek: przecietna stanowi wiekszosc. I tu lezy problem.
Utalentowani se poradza tak czy siak; ci z predyspozycjami tez, o ile beda uwazac; w tej dyskusji chodzi o cala reszte, czyli pozostalych 80ciu. A ta reszta tak wlasnie bedzie myslec: wiecej zaryzykuje, to wiecej zyskam. A branza oczywiscie bedzie ich utwierdzac w tym przekonaniu, bo wieksze ryzyko, to przede wszystkim ich wieksze zyski tytulem prowizji. Dla przecietnego gracza wieksze ryzyko, to najczesciej tylko wyzsze koszty: finansowe, emocjonalne i inne, a wieksze zyski tylko "od wielkiego dzwonu".
Taka prawda, chyba ze ktos faktycznie wierzy, ze jak sie rozpedzi samochodem do 200km/h na waskiej i kretej uliczce, to szybciej trafi do celu. I nie wazne, ze w kieszeni ma tylko karte rowerowa…
– Ja nie wystartuje boeingiem? Potrzymcie mi piwo!
– Dawaj, chlopie! Z prawem jazdy kategorii B, smialo mozesz siadac za sterami samolotu odrzutowego. Na pewno ci sie uda.
To jest promowanie tego typu zachowan.
Problem niezrozumienia doswiadonych i poczatkujacych wynika glownie z ich polozenia. Poczatkujacy szuka ryzyka, bo ma malo, a chce miec duzo i szybko – bo uwaza, ze z tego biora sie zyski. Osoba doswiadczona ma juz okreslona pozycje, na ogol wysoka, i doskonale zdaje sobie sprawe z tego, ze nie zawdziecza tego hazardowi, tylko dlugoletniej, ciezkiej i systematycznej pracy – i ktora wie, ze wyzsze ryzyko, to sa glownie wyzsze koszty, a wieksze zyski tylko od szczesliwego trafu i na krotka mete – na dluzsza jedynie wieksze potencjalne klopoty; z tego powodu osoba doswiadczona unika zbednego ryzyka jak tylko moze.
Inaczej mowiac, inwestowanie pasywne, to zachowanie bardziej odpowiedzialne i rozsadne – z korzyscia dla wszystkich. W odroznieniu od inwestowania aktywnego, ktore tylko nielicznym farciarzom przynosi wielkie profity, a calej reszcie glownie rachunki do uregulowania. Pol biedy, jesli tylko rachunki, bo czasem wiaze sie to rowniez z zyciowymi dramatami. I o to chodzi, aby tych przecietnych chronic przed przykrymi konsekwencjami zachowan dalekich od rozsadnych, biorac pod uwage ich kompetencje.
Kornik – nie zgodzę się. Z mojej obserwacji (również własnych zachowań) wynika coś innego. Zobacz – lata temu FX był dla dużych graczy, podobnie jak inwestownie w Hedge Fund, podobnie jak rynek futures. Ale mali inwestorzy krzyczeli "też chcemy!! dlaczego są limity kapitałowe, dlaczego od 10 000 dolarów!". No i dostawali.
A później "nikt mnie nie ostrzegł". Byłem jednym z pierwszych, którzy mówili o tym, że powinno się podpisywać oświadczenie o świadomości ryzyka – ale nie jakieś wydumane ankiety itp, tylko proste, jak w USA – "wiem, że mogę stracić większość albo wszystkie swoje srodki".
Ale teraz po latach to ja już nie wiem. Bo ludzie podpisują, a później są w stanie powiedzieć "ale nie myślałem, że to naprawdę".
I pasywne nic tu nie zmienia. Bo ktoś na początku hossy, kto wejdzie w pasywne, nagle się obudzi, że pojedyncze spółki zasuwają 2* szybciej. I będzie też chciał. I co mamy zabraniać?
Przestrzegac i edukowac. To chyba jedyne, co mozna zrobic. A poza tym wolna wola, co tam kto robi z wlasna kasa – czy pali nia w piecu czy chowa w skarpecie czy tez gra, gdzie gra i jakim stylem.
Mlodsi lubia wrazenia, nie maja nic do stracenia, wiec zrozumiale jest, ze chca ryzykowac – i bardzo dobrze, ze chca, bo do odwaznych swiat nalezy.
Starsi spia na kasie, czuja ciezar odpowiedzialnosci, znaja potencjalne koszty, nie maja juz tyle czasu, aby sie podniesc po ewentualnym bankrucie, wiec preferuja raczej rynkowe szachy, niz cyrkowe akrobacje na linie. 🙂
Nihil novi sub sole.
Co do ankiet i oswiadczen, to rowniez uwazam, ze to przed niczym nie chroni, a tworzy tylko dodatkowe utrudnienia i koszty.
Dawniej wystarczyl dowod osobisty, ktory sam w sobie jest oswiadczeniem, iz ma sie do czynienia z osoba dorosla, a wiec taka, ktora – po pierwsze – powinna zdawac sobie sprawe z ryzyk, a po drugie – brac odpowiedzialnosc za swoje czyny.
Zamiast wiec ladowac panstwowa kase w tworzenie dzungli coraz glupszych przepisow, ktore tak naprawde przed niczym nie chronia i na ogol stanowia biurokratyczne dupochrony, nalezaloby te pieniadze przeznaczac na dofinansowanie wydawnictw, czy tez zakup ksiazek do bibliotek (moze nawet stworzenie cyfrowej biblioteki ekonomicznej), aby mozna bylo ludziom dostarczyc materialy edukacyjne na dobrym poziomie i tanio.
zgadza się. Tak właśnie staramy się robić. Choć oczywiście nie da się nikogo zmusić, żeby chciał się czegoś nauczyć.
Swoja droga, ciekawe jak wyglada bilans tych aktywnych, ktorzy w ostatnich dniach, kiedy to najwyrazniej odbywalo sie "wytrzasanie slabych rak" (nawiasem, kolejna, obok wspinaczki po scianie strachu, charakterystyczna cecha rynku byka) – bawili sie w zamykanie, a nawet odwracanie pozycji, zamiast sluchac rady pasywnego Indyka, by nie robic nic, bo "mamy hosse, wie pan".