Typowo polska sytuacja ? czyli „i tak źle i tak niedobrze?. Chodzi oczywiście o kurs złotego. Coraz częściej słychać komentarze, iż słaby złoty jest niekorzystny dla naszej gospodarki. A co słyszeliśmy nie tak dawno temu? ? to, że silny złoty nie jest korzystny dla naszej gospodarki. Jedni i drudzy mają po części rację, ale po co od razu popadać w skrajności?
Może więc czas na to aby przeciąć ten gordyjski węzeł i mimo wszytko przyjąć jak najszybciej euro? Poprzedni rząd zmarnował sytuację, aby razem ze Słowacją śmiać się dzisiaj w wahań kursowych, obecny ? mimo niesprzyjających okoliczności ? robi wszystko aby postawić na swoim. Każdy miał i ma nadal, swoje argumenty- zarówno za, jak i – przeciw. Tylko sposób komunikacji tych „za i przeciw” jest fatalny.
Być może będę pisał w prosty sposób o oczywistych sprawach, ale czytając prasę, słuchając wypowiedzi polityków, nawet ekonomistów popadających w skrajności, które dodatkowo podgrzewają media, odnoszę nieraz wrażenie, iż „w naród idzie obraz nędzy i rozpaczy?, zamiast rzetelnego przekazu. Poziom wiedzy ekonomicznej mamy w społeczeństwie niski, co często podkreślają „gadulcy? naszego bloga, więc piszę te kilka zdań „do narodu? językiem możliwe najbardziej prostym, tak prostym- jak przysłowiowa budowa cepa.
Czas oddzielić mity od faktów (i pokazać kilka pozytywów).
Z punktu widzenia gospodarki lepszy jest słabszy niż silniejszy złoty (ale w granicach rozsądnej stabilności). Słaby złoty to silniejszy export i nie ma to nic wspólnego z opcjami. Straty na opcjach nie są skutkiem słabego złotego tylko nieodpowiedzialnej polityki firm i banków. Gdyby opcje służyły jedynie zabezpieczeniu wpływów z exportu i optymalizacji kosztów importu – sprawy by nie było. Schowajmy więc między bajki to, że to kurs złotego coś tu bezpośrednio zawinił, bo jest to tylko skutek a nie przyczyna. Opcje są i zawsze będą dobrym instrumentem do zabezpieczania pozycji. „Najsłabszym ogniwem? okazali się ludzie (czasem sprzedawcy, czasem nabywcy), a nie produkt.
Drogi frank szwajcarski boli kredytobiorców, ale to rozdmuchane ceny mieszkań i zbyt liberalne zasady udzielania kredytów przez banki (szczególnie szacowanie zdolności kredytowej) są dużo bardziej winne obecnej sytuacji ? gdyby nie to, mielibyśmy mniej kredytów we frankach rok temu ? i mniej płaczu dziś. Poza tym, jak wyliczyliśmy – wiele osób, które płaci kredyty we frankach po dzisiejszym kursie (czyli dużo wyższe raty niż pół roku temu), płaci zdecydowanie mniej niż gdyby kredyt był zaciągnięty w tym samym czasie… ale w złotówce (o ile w ogóle byłby przyznany). Pamiętajmy, iż wiele osób ma swoje M tylko dlatego, że w złotym nie posiadało zdolności kredytowej aby zakupić mieszkanie , a we franku ? taka możliwość była. Zatem, był to najczęściej świadomy wybór.
Z innego punktu widzenia gospodarki – słabszy złoty to większe wpływy środków unijnych z powodu zamiany ich na złote po wyższym kursie, ale też niestety większy koszt obsługi długu w walutach obcych. Wracając do pozytywów – nawet w droższym imporcie można doszukiwać się czegoś pozytywnego dla gospodarki (choć wakacje będą droższe, podobnie jak zakupy na ebay-u). W normalnych warunkach, a nie podczas spowolnienia gospodarczego ? wyższe ceny w imporcie prowadziłyby bezpośrednio do wzrostu inflacji, ale w obecnej sytuacji – moim zdaniem, najważniejszy będzie efekt substytucji i wypierania drogiego importu przez tańszą produkcję krajową.
Nie wszystko można oczywiście zastąpić, takie zadanie byłoby możliwe tylko w gospodarce o pełnym profilu zasobów (czyli przede wszystkim ? surowców naturalnych, stanowiących naturalną bazę dla produkcji przemysłowej). Surowce zawsze można oczywiście kupić, nawet po wyższej cenie ? ale po pierwsze, trzeba mieć za co (czyli posiadać silną gospodarkę) i trzeba mieć profil gospodarki, która umożliwi osiąganie z tego tytułu korzyści (czyli posiadać gospodarkę o odpowiedniej strukturze i korzystnym ?terms of trade?, o czym nie tylko każdy student ekonomii wiedzieć powinien).
Sięgajmy do korzeni !
Już merkantylizm zakładał, iż poziom aktywności gospodarczej i w konsekwencji – bogactwo społeczeństwa zależą od ilości zgromadzonego pieniądza kruszcowego. Mimo to, wiele państw ubogich w kruszec i generalnie ? o niskich zasobach naturalnych, mogło się szczycić wysokim poziomem zamożności (np. Holandia, czy państwa-miasta na ternie dzisiejszych Włoch). Merkantylisci uważali, iż zasobne w pieniądz kruszcowy państwo jest w stanie skuteczniej pobierać podatki i realizować własne zadania, z niewielkim uszczerbkiem (czyli powodując niewielkie obciążenie) dla finansów kraju. Kluczem do wzrostu zamożności i zwiększenia ilości pieniądza w gospodarce była nadwyżka eksportu dóbr nad importem, czyli rozwój handlu. Wymiana gospodarcza była zatem, podobnie jak dzisiaj, podstawą rozwoju i ekonomicznego bytu państwa. Handel był motorem przemian i źródłem bogactwa. Aby to osiągnąć, należało jeszcze odpowiednio wyprofilować gospodarkę, odpowiadając wcześniej na kluczowe pytanie – co należy i co opłaca się produkować, aby w konsekwencji ? eksportować i zarabiać.
Jest to, przyznaję, moja ulubiona i zarazem jedna z „najzdrowszych? doktryn w historii myśli ekonomicznej, wolna od ?chorych? innowacji finansowych i opierająca się na tym, iż ?homo economicus? wie najlepiej, jaki jest sposób budowy siły gospodarki (choć można oczywiście zawsze znaleźć i słabe elementy doktryny ? zawsze jest tak, że jedni wolą Keynes-istów inni ? monetarystów). Największym minusem, jest to iż, zdaniem merkantylistów, państwo powinno chronić rodzimą produkcję i rynek wewnętrzny, poprzez działania protekcjonistyczne, np. subwencje, cła ochronne i …..zdobywanie nowych kolonii. Kolonie miały miały dostarczać tani surowiec i jednocześnie stanowić rynek zbytu dla rodzimej produkcji.? Ale, ale… czy tak się nie dzieje obecnie ? Przecież słowo ?kolonia? można po prostu zastąpić określeniem ?nowy rynek zbytu?, a państwo to dziś także wspólnota państw. Merkantylizm upadł między innymi dlatego, iż merkantyliści wskazywali na potrzebę ingerencji państwa, przez co przegrali z liberalizmem. Hmmmm, a co mamy dziś? Fannie Mae, Freddie Mac, dokapitalizowanie Fortisu, nacjonalizacja banków Islandzkich, plan Paulsona czy Obamy. Liberalny merkantylizm czy merkantylny liberalizm?
ZOMO wygrało z Euro.
Wracając do merkantylizmu, w dzisiejszych czasach siłą gospodarki jest nie tyle zasobność w kruszec, ile zdrowy system finansowy i zdrowe finanse państwa, przejawiające się równowagą budżetową (ideałem byłaby oczywiście nadwyżka). Dlatego w pełni rozumiem trudną rolę Ministra Rostowskiego ? deficyt można zwiększać, ale podczas wchodzenia w okres prosperity, a nie podczas wchodzenia w kryzys, bo to tylko skomplikuje sytuację budżetu. Oczywiście, dopuszczałbym zwiększanie deficytu w okresie recesji, ale…. pod warunkiem, iż wcześniej miała miejsce równowaga lub nadwyżka dochodów nad wydatkami. Tak nie jest, choć było to było możliwe, ale poprzedni rząd i jego twarze – przespali dobrą koniunkturę, podczas której można było i zrównoważyć bilans i wejść do strefy euro ? a zamiast pracy nad gospodarką mieliśmy retorykę ?burych suk?,?wysyłania lekarzy w kamasze?, czy rozważań gdzie ?stało ZOMO?. Przyznaję, że poprzedni rząd był generalnie bardzo sceptyczny w sprawie wspólnej waluty, więc w braku entuzjazmu dla euro leżały także względy ideologiczne. Obecny rząd też nie jest święty i ma również nieco zaniechań i minusów, ale bardziej odpowiedzialnie podchodzi do gospodarki, jako dobra wspólnego i sytuację do zarządzania finansami publicznymi ma bez wątpienia trudniejszą. Największym grzechem obecnego rządu jest jednak fatalna polityka informacyjna. Być może rząd robi co może w celu ograniczania skutków kryzysu (który byłby dużo łagodniejszy gdyby nie ?opcje? i spekulacyjne zabawy złotym, na co rząd za bardzo nie miał wpływu), ale odbiór społeczny tych działań jest bardzo sprzeczny.
Proszę Państwa ? oto chlebak.
Wszyscy pamiętają stary dowcip ?”Do czego służy chlebak?? „Jak sama nazwa wskazuje ? do noszenia granatów?. Tak wygląda niestety obecna polityka informacyjna rządu, ale także i opozycji – na temat kryzysu, jego skutków i możliwości jego przezwyciężenia. Do społeczeństwa przemawiają natomiast proste sformułowania w stylu Kazimierza Marcinkiewicza, które doskonale pod wieloma względami opanował Jarosław Kaczyński i których chyba powoli uczy się nawet Donald Tusk. Jedna z ostatnich wypowiedzi „Rząd będzie walczył z trudną sytuacją na giełdzie i spadkiem wartości polskiej waluty? – to dobry krok. Kolejnym byłoby teraz powiedzenie ? jak? I tu też mamy postęp, bo słyszymy ?Szybsze kierowanie euro z pomocy europejskiej na polski rynek jest jedną z dostępnych dla nas form„. I złotówka, którą atakują wszechobecni spekulanci przestaje drożeć (choć na chwilę). Jest też coś nowego, na mierę poprzedniej ekipy rządzącej ? wróg (ale tym razem jednoczący społeczeństwo), albowiem ?Poza granicami Polski jest kilka instytucji, które na obecnej sytuacji robią interes. Nie będziemy ułatwiać im zadania?.
Warto przy okazji zauważyć, iż obserwując to co się dzieje w kantorach i bankach, za zwyżką ceny walut stoi nie tylko zagraniczny spekulant, ale również rodzimy popyt Kowalskich i Nowaków, nieco zdezorientowanych i bezsensownie likwidujących lokaty bankowe żeby kupować drożejące euro. Absurd ! To chyba najlepszy dowód, iż wiele mniej wykształconych ekonomicznie ludzi, wystraszonych medialną nagonką o tym jak to jest, lub – będzie źle – nie wie do „czego służy chlebak? i zamiast ulokować bezpiecznie na wysoki procent pieniądze w banku czy w obligacjach skarbowych, kupuje waluty po nieracjonalnych cenach.
Gdzie są granice medialnego absurdu?
Pojawiają się wątpliwości co do szybkiego wejścia do strefy euro. Ja uważam za słuszny upór w dążeniu do tego celu. To determinacja i konsekwentna polityka powinna być naszą wizytówką poza granicami, a nie ustawy o unieważnianiu opcji (choć społecznie częściowo ? słuszne). Niedawni zwolennicy euro stają się przeciwnikami, przeciwnicy ? zwolennikami, a media walczące o oglądalność wychwytują postawy skrajne, bo ?medialne?. Najbardziej w tym szumie informacyjnym przemawia do mnie stoickie i chłodne (czyli realne) spojrzenie Leszka Balcerowicza, który powiedział na konferencji w Brukseli: „Zamiana krajowej waluty na euro jest teraz jeszcze bardziej atrakcyjna niż przed kryzysem gospodarczym?. I ma rację, lepiej jest wchodzić do strefy euro ze słabą walutą niż silną. Jest to oczywiście trudniejsze, ale nawet analizując konieczność utrzymywania złotego w dozwolonym paśmie wahań, już w ERM2, byłoby to łatwiejsze przy słabym złotym, bo kto by się odważył grać na jeszcze większe jego osłabienie? To byłoby wyzwaniem na miarę ropy po 200 USD za baryłkę. Dla niektórych była to oczywiście bardzo realna perspektywa.
A może euro będzie po 7 złotych (a czemu nie dziesięć)? Dla niektórych jest równie realne jak ropa po 200 dolarów. Eksperci już przecież nawet liczą, do jakiego poziomu może spaść złotówka, jeśli zagraniczni inwestorzy wycofają wszystkie (!!!) środki z naszej giełdy i papierów skarbowych? Aż się prosi postawić znak równości i przyznać dwie równorzędne nagrody w prognozowaniu cen ropy i kursu złotego ? w kategorii „granice absurdu?, rzecz jasna. Kiedy widzę absurdalne nagłówki w mediach ?Bankructwo Polski chwilowo odroczone?, to wtedy przyznaję, iż potrzebna jest nam nawet REŁI, którą najczęściej sam krytykuję (ale bardziej za to, że nic nie robi, niż za to, że w ogóle jest)
Jacek Tyszko
60 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
@Bodek, Twoj ostatni komentarz zostal usuniety za obrazliwe porownania, dyskutujmy ale z zachowaniem kultury ! Odnosnie wczesniejszego pytania, mam nadzieje ze nie bedzie takiej wojny, nawet nie za bardzo widze czemu mialaby ona sluzyc, ropa jest tania, mozna rzec – zbyt tania.
@Alicja, jestes wyjatkowo czujna i masz racje, ale na szczescie przelamalas monopol na meska dyskusje pod tym wpisem
do Alicji
czyli suwerenność Polski się w ogóle dla Ciebie nie liczy ?
Bardzo Cie prosze o nie manipulowanie. Suwerennosc Polski to nie tylko kwestia waluty.
Moge wymienic milion problemow w naszym kraju, ktore porusza (przeraza) mnie jako kobiete/matke/zone – przyjecie/czy tez nie przyjecie Euro wypada naprawe blado na tle tego wszystkiego.
Jestem za jak najszybszym przyjeciem euro – wszystko co mam do powiedzenia.
Pozdrawiam serdecznie – ALicja
Ja także oczywiście pozdrawiam
Alicjo
ale pamiętaj, że waluta narodowa i własna polityka monetarna to TAKŻE atrybuty suwerenności. Zgadzam się, że nie jedyne.
Przypominam iz niejaki Łokietek odbudował panstwo Polskie po rozbiciu i uznał grosza praskiego za monete w pełni wymienialna w Polsce.
Wiec bez takich pierdół proszę. Waluta narodowa mało istotna gdy dookoła euro jest nie do utrzymania bo nas zwyczajnie zjędza i zrobią ze złotym co chcą.
Nie można isc pod prad w takiej sytuacji. Pozatym jak patrze na NBP to zabranie małpom brzytwy nie jest złym pomysłem. Co do rozwoju to przy jednakowej walucie nastapi samoistna tendecja wyrownywania do sredniej. Jesli cos bedzie zdecydowanie tansze np sila robocza szybko przyjdzie do nas praca. Trzeba pamietac ze my dzis na wejsciu euro zarobimy ale za chwile bedziemy pomagac innym maruderom roznac chocby do nas jak Ukraina, (bedzie w UE predzej czy pozniej)
Alicjo
Podawanie argumentu milion probemów to chwyt socjotechniczny, ja podam miliard czym to sie różni w postrzeganiu
– licytacją,rozmywaniem.Oczywiście milionem można sie przerazić, nie dziwie się.W milionie tonie jeden tak malutki problem , więc naprawdę jest malutki. Przynajmniej wiara zostaję ,że tak jest.
Pięknie ,że jesteś za.
Tylko dla milionów ludzi z milionem problemów …… who cares.
@www.inwestowanie.org.pl
„Przypominam iz niejaki Łokietek odbudował panstwo Polskie po rozbiciu i uznał grosza praskiego za monete w pełni wymienialna w Polsce.”
To był standard złota. liczył sie gram kruszca, a nie wizerunek na awersie.
Złoto nie było zadłużone.
Dzisiaj pieniądz jest znacjonalizowany i polityka pieniężna przenosi się do tego kto zapewni sobie monopol drukowania.
A więc i decyzje gdzie format małoobrazkowej poligrafii najpierw trafi.
Więc argument do niczego. I jeszcze bardziej historycznie pod prąd 🙂
,,Waluta narodowa mało istotna gdy dookoła euro jest nie do utrzymania bo nas zwyczajnie zjędza i zrobią ze złotym co chcą.”
a moim zdaniem kurs płynny wcakle nie jest taki groźny dla rozwoju gospodarczego
chyba nawet on wzrostowi sprzyja
zobacz strony 31 oreaz 32 raportu doktora Eryka Łona
http://www.zlotytak.pl/ksiazka_o_euro.pdf?PHPSESSID=bf4347468cd82bd37e3a466bf6395dd3
przecież Grupa Krajów Uboższych strefy euro rozwiajła sie słabiej niż kraje wschodzace o płynnym kursie
Niestety rozmawiając o euro i docelowo unii monetarnej, nie możemy abstrahować od polityki. Już towarzysz Lenin mawiał, że ?polityka to skoncentrowany wyraz ekonomiki? oraz że ?polityka nie może mieć prymatu nad ekonomiką?.
Jeśli nawet nie podzielamy tego poglądu, klasyka marksizmu-leninizmu, to niczego nie zmienia, gdyż związek ekonomiki z polityką ( i vice versa) i tak jest, nie tylko ścisły ale przede wszystkim nierozerwalny.
Nie zamierzam deklarować tu swoich poglądów co do nieodpartej potrzeby szybkiego wprowadzenia euro, gdyż mogę tu być tu nieobiektywny czy też biased, jako że nie podzielam, tego jedynie słusznego poglądu (polemiści wymienili już wystarczającą ilość argumentów przeciw).
Jeśli jest to nawet nieunikniony kurs historii to i tak pozwolę sobie poddać w wątpliwość, możliwość sprawnego funkcjonowania takiej unii w takiej Unii. Chodzi o to, ze Unia Europejska to struktura tak silnie zbiurokratyzowana, że jej przykład ,wręcz idealnie, ilustruje wszelkie teoretyczne wzory patologizacji biurokracji urzędniczej..
Wszyscy chyba znamy już takie wymysły unijnych urzędasów jak właściwa krzywizna bananów czy optymalny współczynnik przewietrzalności obory. Jak do tego dodamy inercję decyzyjną oraz nieuniknioną rozbieżność interesów, to aż strach myśleć o efektach. Wątpię by Europejczycy, nie zabrali się za odgórne regulowanie wspólnego rynku finansowego, gdyż oni mają to już we krwi (a parcie to jest nieodparte) by wszystko regulować, co nieuchronnie prowadzi do ograniczenia praw i wolności, swobody działalności gospodarczej nie wyłączając.
Jeśli argumentem za szybkim przyjęciem euro jest to, iż w ten sposób uniknęlibyśmy wahań kursów walut i ryzyka kursowego to odpowiadam na to tak. A co z dolarami, jenami, frankami szwajcarskimi, renminbi i tp itd.?.
Mam jeszcze ambitniejszy i chyba lepszy pomysł. Proponuję by przekonać również kraje spoza Unii aby i one zrezygnowały ze swoich walut narodowych i szybko przyjęły euro lub jakąś inna wspólną walutę. Wtedy na dobre wyeliminujemy ryzyka kursowe, różne crossy i hopsztosy spekulacyjne oraz unikniemy kryzysów walutowych. Nie bedzie problemu toksycznych opcji walutowych, przewalutowań ani klopotów z kredytami mieszkaniowymi we franciszkach. Zapanuje wtedy błogostan na jednym wspólnym rynku finansowych, na którym ryzyko będzie graniczyło z pewnością, będzie tak zapewne.
A jakież będą oszczędności w skali globalnej ? będzie można zlikwidować różne IMF, EBOiry, NBPy, ministerstwa finansów i różne inne takie agendy. Efekt synergii pozytywnej może porazić nawet eurosceptyków oraz chwilowych niedowiarków.
Czy jednak nie wyczuwacie tu krypto bolszewickiej tendencji do kolektywizacji, unifikacji, unitaryzacji, zastrzeżonego prawa wyboru jedynie słusznej drogi oraz tendencji do totalnej kontroli wszystkiego i wszystkich.?
A tak w ogóle, to chyba najlepiej byłoby zlikwidować ten kapitalizm
@ pit65
Skoro piszesz, ze to chwyt socjotechniczny to widocznie tak jest.
Ja niestety nie znam sie na tym i nie bede dalej drazyla tematu:)